– Charlottesville to mimo wszystko mala miescina. Nic sie tutaj nie ukryje.
Charliemu ciarki przeszly po plecach. Czyzby Riggs juz komus powiedzial? Czyzby popelnili blad, osiedlajac sie tutaj? Czy nie lepiej bylo wtopic sie w siedmiomilionowa mase mieszkancow Nowego Jorku?
Z trudem otrzasnal sie z tych mysli i brnal dalej.
– Racja. Wracajac do Riggsa, mial facet wspaniale referencje.
– Bo to dobry, odpowiedzialny fachowiec. Co prawda nie mieszka tu dlugo, bo zaledwie piec lat, ale nigdy nie slyszalem o nim zlego slowa.
– Skad tu sciagnal?
– Z Waszyngtonu. – Pemberton bawil sie filizanka.
– Tam tez pracowal w branzy budowlanej?
Pemberton pokrecil glowa.
– Nie, uprawnienia ogolnobudowlane uzyskal, mieszkajac juz tutaj.
– Ale w Waszyngtonie mogl terminowac.
– Moim zdaniem on ma do tego wrodzony talent. Jest pierwszorzednym ciesla, ale przez dwa lata terminowal u Ralpha Steeda, jednego z najlepszych miejscowych budowlancow. Potem Ralph zmarl i Riggs rozkrecil wlasny interes. Dal sie poznac z jak najlepszej strony. Solidny z niego gosc. Nalezala mu sie ta praca, jaka mu dales.
– Fakt. Ale swoja droga, ma czlowiek ikre. Zjawic sie tak pewnego pieknego dnia w obcym miescie i podjac prace w zupelnie nowym zawodzie. Bo nie przyjechal tu chyba swiezo po college’u?
– Nie. – Pemberton rozejrzal sie po malej salce i znizyl glos. – Nie jestes pierwsza osoba, ktora zainteresowala przeszlosc Riggsa.
Charlie nachylil sie nad stolikiem, co spotegowalo atmosfere konspiracji.
– Naprawde? Co, jakas mala lokalna intryga? – spytal, silac sie na lekki, beztroski ton.
– To tylko plotki, a sam wiesz, jak jest z plotkami. Ale slyszalem z roznych zrodel, ze Riggs zajmowal w Waszyngtonie jakies wazne stanowisko. – Dla lepszego efektu Pemberton zawiesil na chwile glos. – W kregach wywiadu.
Charlie zachowal kamienna twarz, robil, co mogl, by nie zwrocic podchodzacego do gardla sniadania. LuAnn miala szczescie, stajac sie wybranka Jacksona, ale to szczescie rownowazyl chyba nieprawdopodobny pech.
– W wywiadzie, powiadasz? Byl szpiegiem?
Pemberton wyrzucil w gore rece.
– Kto go tam wie? Zycie tych ludzi to jedna wielka tajemnica. Mozesz ich torturowac, a nie pisna slowka. W razie czego przegryza taki fiolke z cyjankiem lub czyms takim i odplywa w mrok. – Pemberton najwyrazniej lubil dramat z elementami niebezpieczenstwa i intrygi, zwlaszcza na bezpieczna odleglosc. Charlie tarl lewe kolano.
– Ja slyszalem, ze byl gliniarzem.
– Kto ci to powiedzial?
– Nie pamietam. Obilo mi sie gdzies o uszy.
– Jesli byl policjantem, to latwo to sprawdzic. Jesli szpiegiem, to nie znajdziesz o tym nigdzie wzmianki, prawda?
– A wiec nie mowil nikomu o swojej przeszlosci?
– Tylko ogrodkami. Pewnie stad ta wersja, ze byl policjantem. Ludzie cos gdzies zaslysza, a reszte sami sobie dopowiadaja.
– To ci numer. – Charlie wyprostowal sie, starajac sie zachowac spokoj.
– Ale budowlancem jest doskonalym. Bedziecie z niego zadowoleni. – Pemberton rozesmial sie. – O ile nie zacznie weszyc. Bo wiesz, jesli ktos byl szpiegiem, to podejrzewam, ze trudno mu sie pozbyc starych nawykow. Ja zyje uczciwie, ale jak to mawiaja, kazdy trzyma trupa w szafie, zgodzisz sie ze mna?
Charlie odchrzaknal.
– Niektorzy nawet wiecej niz jednego – mruknal.
Znowu pochylil sie nad stolikiem i splotl przed soba dlonie. Chcial czym predzej zmienic temat i mial do tego pretekst.
– Sluchaj, John – zagail, znizajac glos. – Mam do ciebie prosbe.
Pemberton usmiechnal sie jeszcze szerzej.
– Smialo, Charlie. Uwazaj sprawe za zalatwiona.
– Wczoraj odwiedzil nas jakis czlowiek i poprosil o datek na fundacje dobroczynna, ktora jakoby kieruje.
Pemberton zesztywnial.
– Jak sie nazywal?
– Nie pochodzil stad – powiedzial szybko Charlie. – Przedstawil mi sie, ale to chyba nie bylo jego prawdziwe nazwisko. Bardzo podejrzanie mi wygladal, rozumiesz, w czym rzecz?
– Doskonale.
– Ktos z pozycja pani Savage musi sie miec na bacznosci. Na swiecie pelno roznych metow.
– Myslisz, ze nie wiem? Noz sie w kieszeni otwiera.
– Wlasnie. W kazdym razie gosc powiedzial, ze zabawi jakis czas w okolicy. Chcial sie umowic na spotkanie z pania Savage.
– Mam nadzieje, ze go z nia nie umowisz.
– Na razie tego nie zrobilem. Zostawil numer telefonu, ale zamiejscowy. Zadzwonilem. Odpowiedziala automatyczna sekretarka.
– Jak sie nazywala ta fundacja?
– Dokladnie nie pamietam, cos zwiazanego z badaniami medycznymi.
– Tak, to pole do popisu dla rozmaitej masci naciagaczy – powiedzial ze znawstwem Pemberton. – Oczywiscie nie mam zadnych doswiadczen z tego rodzaju wyludzeniami – dorzucil szybko – ale slyszalem, ze to plaga.
– W tym rzecz. No ale przejdzmy do sedna. Facet mowil, ze pokreci sie jakis czas po okolicy, pomyslalem wiec sobie, ze mogl gdzies tu wynajac jakies lokum. W hotelu raczej sie nie zatrzymal, bo to za drogo, zwlaszcza jesli ktos zyje od przekretu do przekretu.
– I interesuje cie, czy potrafie ustalic, gdzie sie zatrzymal?
– Wlasnie. Nie zawracalbym ci glowy, gdyby to nie bylo naprawde wazne. W takich sprawach ostroznosci nigdy za wiele. Chce wiedziec, z kim mam do czynienia, na wypadek, gdyby znowu sie pojawil.
– Oczywiscie, oczywiscie. – Pemberton upil lyczek herbaty. – Zajme sie tym. Mozecie na mnie liczyc.
– Bedziemy bardzo wdzieczni za pomoc. Wspominalem juz pani Savage o paru innych fundacjach dobroczynnych, ktorymi kierujesz, i bardzo ja to zainteresowalo. O tobie i twoim zaangazowaniu tez pozytywnie sie wyrazala.
Pemberton promienial.
– Opisz mi tego czlowieka. Dzisiejszy poranek mam wolny, moge wiec zaczac swoje male sledztwo. Jesli facet znajduje sie w promieniu pietnastu mil stad, to jestem pewien, ze przy swoich koneksjach potrafie go odnalezc.