jestes bogata. Wybacz, jesli brzmi to troche obcesowo. – Riggs usmiechnal sie. – Ale albo ty, albo ktores z was wygralo na loterii.
Dlon LuAnn zacisnela sie mimowolnie na krawedzi kanapy.
– Moj maz byl genialnym biznesmenem i umierajac, pozostawil mnie dobrze zabezpieczona finansowo. – Zdolala jakos zapanowac nad glosem.
– To widac – przyznal Riggs.
– A ty? Mieszkasz tu od urodzenia?
– No nie, myslalem, ze po naszym wczorajszym spotkaniu przeswietlisz na wylot moj zyciorys.
– Niestety, nie mam pod tym wzgledem takich jak ty mozliwosci. Nawiasem mowiac, nie sadzilam, ze przedsiebiorcy budowlani maja taka wprawe w zdobywaniu informacji. – Patrzyla mu prosto w oczy.
– Sprowadzilem sie tutaj przed piecioma laty. Terminowalem u miejscowego budowlanca, ktory nauczyl mnie zawodu. Kiedy trzy lata temu zmarl, rozkrecilem wlasny interes.
– Piec lat. A wiec zona mieszkala tu z toba rok.
Riggs pokrecil glowa.
– Rozwiedlismy sie ostatecznie cztery lata temu, ale wczesniej przez czternascie miesiecy bylismy w separacji. Ona nadal mieszka w Waszyngtonie. Prawdopodobnie juz tam zostanie.
– Ma cos wspolnego z polityka?
– Nie, jest prawniczka. Wspolniczka w wielkiej kancelarii. Ale ma paru klientow z politycznych kregow. Robi kariere.
– No to musi byc naprawde dobra. W tym zawodzie nadal dominuja mezczyzni. I nie tylko w tym.
Riggs wzruszyl ramionami.
– Jest inteligentna i ambitna. Chyba przez to rozpadlo sie nasze malzenstwo. Przeszkadzalo jej w karierze.
– Rozumiem.
– Nie jest to oryginalna historia, ale nic na to nie poradze. Przenioslem sie tutaj i wcale tego nie zaluje.
– Wnosze z tego, ze lubisz swoja prace.
– Czasami wychodzi mi bokiem, jak kazda praca. Ale, owszem, lubie ja. Mam szczescie, wyrobilem sobie dobra marke i interes jakos sie kreci. Jak ci zapewne wiadomo, okolica jest zamozna i byla taka, zanim ty sie tu sprowadzilas.
– Rowniez odnioslam takie wrazenie. Ciesze sie, ze powiodla ci sie zmiana zawodu.
Przetrawial przez chwile jej slowa, wydymajac usta i zaciskajac piesci. Potem zachichotal.
– Pozwol, ze zgadne. Slyszalas pewnie, ze bylem dawniej albo agentem CIA, albo miedzynarodowym platnym zabojca, ktory nagle postanowil sie ustatkowac i przerzucil sie na machanie mlotkiem i pilowanie.
– Przyznam, ze tej wersji z platnym zabojca nie slyszalam.
Usmiechneli sie do siebie przelotnie.
– Widzisz, wystarczy powiedziec ludziom cala prawde, a przestana spekulowac.
Nie chcialo jej sie wierzyc, ze to powiedziala. Spojrzala na niego niewinnie, a przynajmniej miala nadzieje, ze za takie mozna bylo uznac to spojrzenie.
– Wychodzisz z zalozenia, ze dbam o to, co ludzie na moj temat spekuluja. Ale sie mylisz.
– Jestes ponad to, jak rozumiem.
– Zycie nauczylo mnie robic swoje i nie przejmowac sie tym, co inni mysla albo mowia. Ludzie potrafia byc okrutni. Zwlaszcza ci, ktorzy na pozor dobrze ci zycza. Mozesz mi wierzyc, wiem to z wlasnego doswiadczenia.
– Jak rozumiem, nie rozstaliscie sie z zona w przyjazni?
– Nie zrozum mnie zle – odparl, nie patrzac na nia – ale czasami smierc jednego z malzonkow jest mniej bolesna niz rozwod. Chociaz jedno i drugie jest na swoj sposob przykre.
Spojrzal na swoje dlonie. Z jego slow przebijala szczerosc i w LuAnn odezwaly sie wyrzuty sumienia, ze naprawde nie jest wdowa, w kazdym razie wdowa po bogatym mezu. On obnazal swoje prawdziwe rany. Ona, jak zwykle, klamala. Czy bedzie mogla jeszcze kiedys mowic prawde? Raczej nie. To by ja zniszczylo. Jedno nieopatrzne slowo, a cale jej zmyslone zycie runie jak domek z kart.
– Rozumiem – mruknela.
Riggs milczal. Widac bylo, ze najchetniej zmienilby temat. LuAnn spojrzala na zegarek.
– Lunch chyba juz gotowy. Moze po posilku obejrzysz teren za domem. Chce tam wybudowac male studio.
Wstala, Riggs tez. Byl najwyrazniej rad, ze nie musi ciagnac tej rozmowy.
– Chetnie, Catherine. W mojej branzy kazde zlecenie wita sie z otwartymi ramionami.
Idac na tyly domu, spotkali Charliego. Obaj mezczyzni podali sobie rece.
– Milo cie znowu widziec, Matt. Mam nadzieje, ze apetyt dopisuje. Sally dobrze karmi.
Lunch uplynal na delektowaniu sie daniami i drinkami oraz na rozmowie o sprawach lokalnych. Riggs zauwazyl jakas nieokreslona energie przeplywajaca pomiedzy Lu Ann a Charliem. Uznal ja za silna wiez. A scislej, za wiez nierozerwalna. Mimo wszystko byli rodzina.
– A wiec, ile czasu zajmie ci stawianie tego ogrodzenia, Matt? – spytal Charlie.
Stali z Riggsem na tarasie na tylach domu. Po lunchu LuAnn pojechala odebrac Lise ze szkoly. Podobno lekcje konczyly sie dzisiaj wczesniej ze wzgledu na okresowe zebranie rady pedagogicznej. Poprosila Riggsa, zeby zaczekal do jej powrotu, bo chce z nim jeszcze porozmawiac o budowie studia. Podejrzewal, ze ta wyprawa po Lise byla tylko pretekstem do zostawienia go sam na sam z Charliem, by ten wydobyl z niego interesujace ja informacje. Na wszelki wypadek postanowil, ze zachowa czujnosc.
Zanim Riggs zdazyl odpowiedziec, Charlie podsunal mu cygaro.
– Palisz?
– Po takim posilku – odparl Riggs, przyjmujac je – i w taki wspanialy dzien skusilbym sie, nawet gdybym nie palil. – Odcial koniuszek szczypczykami, ktore podal mu Charlie, i palili przez chwile w milczeniu.
– Z tydzien potrwa wkopywanie wszystkich slupow. Ze dwa karczowanie ziemi, montaz i stawianie ogrodzenia z cementowaniem slupow wlacznie. Do tego tydzien na zalozenie bramy i zainstalowanie systemow bezpieczenstwa. W sumie miesiac. Na tyle mniej wiecej szacowalem termin w kontrakcie.
Charlie obrzucil go spojrzeniem.
– Wiem, ale czasami papiery swoje, a zycie swoje.
– Tak to juz jest w budownictwie – przyznal Riggs. Pociagnal cygaro. – Ale przed mrozami skonczymy, a i uksztaltowanie terenu nie jest takie zle, jak poczatkowo sadzilem. – Zawiesil glos i zerknal na Charliego. – Wracajac do wczorajszego incydentu, chcialbym dostac w swoje rece tego lobuza.