– Czekam na wasze rozkazy, towarzyszu kapitanie. Parotkin spojrzal na pocisk znikajacy pod pokladem.
– Kurs do domu – odparl.
Odwrocil sie i popatrzyl w strone „Titanica'. Co sie stalo z Prewlowem i jego ludzmi? Zyja czy zgineli? Czy kiedykolwiek dowie sie prawdy?
Szare chmury zaczely bielec; wiatr oslabl do orzezwiajacej bryzy. Na coraz pogodniejszym niebie pokazala sie samotna mewa. Przez chwile krazyla nad sowieckim statkiem, a potem, jakby w odpowiedzi na pilniejsze wezwanie, machnela skrzydlami i ruszyla na poludnie w kierunku „Titanica'.
70.
– Jestesmy zalatwieni – powiedzial Spencer tak cicho, ze Pitt nie mial pewnosci, czy dobrze go zrozumial.
– Powtorz.
– Jestesmy zalatwieni – leniwie odparl Spencer. Twarz mial usmarowana olejem i rdzawym szlamem. – To beznadziejny przypadek. Zatkalismy wiekszosc dziur wypalonych przez Drummera, ale morze porozbijalo kadlub jak diabli i to stare pudlo bierze wode szybciej niz sito.
– Musimy utrzymac wrak na powierzchni do powrotu holownikow – rzekl Pitt. – Jezeli swoimi pompami wspomoga nasze, to poradzimy sobie z przeciekajaca woda do czasu uszczelnienia uszkodzen.
– To po prostu cud, ze nie zatonal juz wiele godzin temu.
– Ile czasu mozesz mi dac? – spytal Pitt. Spencer znuzonym wzrokiem popatrzyl na wode, ktora pluskala mu wokol kostek u nog.
– Silniki pomp pracuja na resztkach paliwa. Jezeli paliwo sie skonczy, pompy stana. Niestety, to niezbity fakt. – Podniosl oczy i spojrzal na Pitta. – Godzine, moze poltorej. Nie moge obiecac ci wiecej niz tyle, ile beda pracowaly pompy.
– A gdybys mial dostateczna ilosc paliwa?
– Wowczas prawdopodobnie moglbym utrzymac wrak na powierzchni bez zadnej pomocy gdzies do poludnia – odparl Spencer.
– Ile do tego potrzeba paliwa?
– Osiemset litrow zalatwiloby sprawe.
Obaj podniesli wzrok, kiedy Giordino zeskoczyl z zejsciowki i rozchlapal wode na podlodze kotlowni.
– Jak juz sie frustrujemy – wystekal – to osiem samolotow krazy nad statkiem. Szesc mysliwcow marynarki i dwa rozpoznawcze z radarami. Robilem wszystko poza rozbieraniem sie i stawaniem na glowie, a one tylko machaja skrzydlami, kiedy przelatuja.
Pitt pokrecil glowa z udawanym smutkiem.
– Przypomnij mi, zebym nigdy nie zadawal wam zagadek.
– Skoro jestes taki madry, to moze sam mi powiesz, w jaki sposob zawiadomic faceta, ktory leci z predkoscia osmiuset kilometrow na godzine, ze potrzebujemy pomocy, i to natychmiast?
Pitt poskrobal sie po brodzie.
– Musi byc jakies wyjscie.
– Pewnie – sarkastycznie odpowiedzial Giordino. – Wystarczy zadzwonic po pomoc drogowa.
Pitt i Spencer popatrzyli na siebie. Obaj rownoczesnie pomysleli o tym samym.
– Co za blyskotliwosc – rzekl Spencer. – Niezwykla blyskotliwosc.
– Skoro my nie mozemy dostac sie do stacji obslugi, to ona musi przyjechac do nas – powiedzial Pitt z szerokim usmiechem. Giordino wygladal na zdezorientowanego.
– Zmeczenie przycmilo wam rozum – stwierdzil. – Gdzie znajdziecie automat telefoniczny? Co zastapi wam radio? Nasze rozwalili Rosjanie, to w helikopterze zalane jest woda, a nadajnik Prewlowa dostal dwie kule podczas tej awantury. – Pokrecil glowa. – I nie zapominajcie o lotnikach. Bez pedzla i wiadra farby nie da rady o niczym ich zawiadomic.
– To twoj klopot – powiedzial Spencer wynioslym tonem. – Zawsze patrzysz w gore zamiast pod nogi.
Pitt schylil sie i podniosl duzy, ciezki mlotek, ktory lezal na kupie narzedzi.
– Mysle, ze to powinno zalatwic sprawe. – Zamachnal sie i zaczal walic w sciane kadluba „Titanica', az w kotlowni zadudnilo. Zmeczony Spencer usiadl na ruszcie paleniska.
– Oni tego nie zrozumieja.
– Bo ja wiem – odparl Pitt miedzy kolejnymi zamachniecia-mi. – To afrykanski telegraf. W Kongu zawsze funkcjonowal.
– Giordino chyba mial racje. Zmeczenie przycmilo nam rozum. Pitt zignorowal Spencera i w dalszym ciagu bil mlotkiem. Po kilku minutach przerwal, by poprawic uchwyt na trzonku.
– Miejmy nadzieje, ze jakis tubylec trzyma teraz ucho przy ziemi – rzekl pomiedzy uderzeniami, a potem dalej walil mlotkiem w sciane.
Tego dnia na pokladzie lodzi podwodnej „Dragonfish' sluzbe mieli dwaj operatorzy sonaru. Ten, ktory byl zajety nasluchem, przysunal twarz do aparatu i z przekrzywiona na bok glowa uwaznie analizowal dzwieki dochodzace ze sluchawek. Potem lekko skinal glowa i podal sluchawki stojacemu przy nim oficerowi.
– W pierwszej chwili myslalem, ze to ryba mlot – odezwal sie operator sonaru. – Wydaje ona takie dziwne dzwieki przypominajace walenie mlotkiem, ale w tym byl jakis zdecydowanie metaliczny ton.
Oficer przycisnal jedna sluchawke do ucha. W jego oczach malowalo sie zaintrygowanie.
– To brzmi jak SOS.
– Tak wlasnie to odczytalem, panie poruczniku. Ktos wali mlotkiem w kadlub i wystukuje sygnal SOS.
– Skad dochodzi ten dzwiek?
Operator sonaru pokrecil niewielkim kolkiem, sterujacym czujnikami na dziobie lodzi podwodnej, i spojrzal na tablice przyrzadow.
– W namiarze trzysta siedem, dwa tysiace metrow na polnocny zachod. To musi byc „Titanic', panie poruczniku. Po odplynieciu „Michaila Kurkowa' jest w tym rejonie jedynym statkiem na powierzchni.
Oficer oddal sluchawki, wyszedl z przedzialu nasluchu i po kreconych schodkach wdrapal sie do wiezy dowodzenia. Podszedl do mezczyzny sredniego wzrostu, z okragla twarza i siwiejacym wasem, ktory na kolnierzyku mial debowe listki komandora.
– To na pewno „Titanic', panie komandorze. Wystukuje mlotkiem SOS.
– Nie mylicie sie?
– Z cala pewnoscia nie, panie komandorze – odparl porucznik i po krotkiej przerwie spytal: – Wyplywamy? Komandor zastanawial sie przez kilka chwil.
– Mielismy rozkaz przetransportowac morsy i odstraszyc „Michaila Kurkowa', a pozniej pozostac w ukryciu na wypadek, gdyby Rosjanie na zakonczenie chcieli zaatakowac wrak jedna ze swoich lodzi podwodnych. Trudno byloby nam go oslaniac, gdybysmy zeszli z posterunku i sie wynurzyli.
– Kiedy ostatnim razem ogladalismy „Titanica', byl w nie najlepszym stanie. Byc moze tonie.
– Wowczas jego zaloga wzywalaby pomocy przez radio na wszystkich czestotliwosciach… – Komandor zawahal sie i urwal, mruzac oczy. Podszedl do kabiny radiowej i zajrzal do srodka. – Kiedy mielismy ostatnia wiadomosc z „Titanica'?
Jeden z radiooperatorow sprawdzil w ksiazce raportow.
– Wczoraj, kilka minut przed osiemnasta, panie komandorze. Prosili nas o podanie aktualnej predkosci i kierunku huraganu. Komandor skinal glowa i odwrocil sie do oficera.
– Nie odzywali sie od ponad dwunastu godzin. Pewnie radio im wysiadlo.
– Bardzo mozliwe.
– Lepiej go sobie obejrzyjmy – powiedzial komandor. – Peryskop w gore.
Rura peryskopu z szumem powoli przesunela sie w gorna pozycje. Komandor polozyl dlonie na uchwytach i spojrzal w wizjer.
– Wyglada dosc dobrze – stwierdzil. – Ma duzy przechyl na prawa burte i przeglebienie na dziobie, ale jeszcze nie jest tak zle, zeby bylo niebezpiecznie. Nie wywiesili flagi wzywania pomocy. Nikogo nie ma na