powodu spraw, ktore pan wyolbrzymia ponad wszelka miare. Prosze spojrzec na te szkliste oczy, na te sflaczala skore wokol ust. Trzeba isc do psychiatry, i to jak najszybciej. Niech pan choc raz pomysli o sobie i przestanie myslec o ratowaniu swiata. Najwyzszy czas, zeby pan ratowal siebie.
Twarz Seagrama gwaltownie poczerwieniala. Zacisnal piesci i zadygotal. W tym momencie wydalo mu sie, ze lustro od wewnatrz zachodzi mgla, z ktorej powoli zaczela sie wylaniac jakas inna twarz, obca twarz z jego wlasnymi oczami.
Pitt stal w milczeniu, obserwujac, jak gniew na twarzy Seagrama zmienia sie w przerazenie.
– Boze, nie… to on!
– Jaki on?
– On! Joshua Hays Brewster! – wykrzyknal Seagram, a potem obiema piesciami strzaskal lustro i wybiegl z lazienki.
76.
Zamyslona Dana stala przed duzym lustrem i rozmarzonymi oczami przygladala sie swojemu odbiciu. Poza rana na glowie, zrecznie ukryta pod nowym uczesaniem, i kilkoma blednacymi siniakami, jej jedrne cialo wygladalo ladnie jak zawsze. Inspekcja wypadla zdecydowanie zadowalajaco. Potem Dana obejrzala swoje oczy. Zadnych nowych kurzych lapek ani obrzekow. Nigdzie nie zauwazyla pietna upadlej kobiety. W swoim spojrzeniu spostrzegla natomiast nadzieje, ktorej dotychczas w nim nie bylo. Odrodzenie Dany jako wyzwolonej kobiety okazalo sie calkowitym sukcesem.
– Zjesz cos na sniadanie? – dobiegl ja z dolu glos Marie Sheldon.
Dana narzucila na siebie miekki koronkowy szlafrok.
– Nie, dziekuje, napije sie tylko kawy – odparla. – Ktora godzina?
– Kilka minut po dziewiatej.
Kiedy po chwili Dana wchodzila do kuchni, Marie nalewala kawe.
– Jakie plany na dzis? – spytala Marie.
– Typowo babskie… chyba rozejrze sie po sklepach. Zjem sama obiad w jakims przytulnym barku, a potem pojde do klubu NUMA i poszukam sobie partnera, zeby z godzinke pograc w tenisa.
– Czarujace – sarkastycznie powiedziala Marie. – Ja jednak proponuje, zebys przestala zgrywac sie na milionerke, ktora nie jestes, i zaczela postepowac jak odpowiedzialna baba, ktora jestes.
– To nie ma sensu.
– To nie ma sensu! Po pierwsze, moja kochana, stalas sie popularna. Jezeli tego nie zauwazylas, to ci powiem, ze od trzech dni urywaja sie do ciebie telefony. Wszystkie pisma kobiece w kraju chca, zebys napisala cos wylacznie dla nich, a telewizja przynajmniej osiem razy prosila o rozmowe przed kamera. Czy ci sie to podoba, czy nie, jestes slawna. Nie sadzisz, ze juz najwyzszy czas wrocic na ziemie i stawic czolo temu wszystkiemu?
– I co im powiem? Ze bylam jedyna kobieta wsrod dwudziestu mezczyzn na pokladzie starego dryfujacego wraka? Wielka mi rzecz.
– Omal nie stracilas zycia na oceanie, a traktujesz to jak przejazdzke lodzia Kleopatry po Nilu. Od tego, ze wszyscy tamci mezczyzni zaspokajali kazda twoja zachcianke, musialo ci sie przewrocic w glowie.
Gdyby tylko Marie znala cala prawde, nie osadzalaby jej tak surowo, lecz Dana i wszystkie osoby na pokladzie wraku zostaly zaprzysiezone przez Warrena Nicholsona, ze dotrzymaja tajemnicy i zapomna o probie porwania statku przez Rosjan. Dana jednak odczuwala jakas przewrotna satysfakcje wiedzac, ze mezczyzni, ktorzy widzieli jej wystepy na „Titanicu' w tamta zimna sztormowa noc, beda to pamietali do konca zycia.
– Zbyt wiele tam sie wydarzylo – powiedziala z westchnieniem. – Bardzo sie zmienilam.
– Co chcesz przez to powiedziec?
– Zaczne od tego, ze skladam dokumenty w sprawie rozwodu z Gene'em.
– Sprawy zaszly tak daleko?
– Sprawy zaszly tak daleko – powtorzyla Dana z determinacja. – Poza tym wezme sobie bezplatny urlop w NUMA i uzyje zycia. Tak dlugo, jak bede u szczytu popularnosci jako kobieta roku, zamierzam zbijac na tym szmal. Osobiste wspomnienia i wystepy w telewizji pozwola mi robic to, o czym kazda dziewczyna marzy przez cale zycie.
– Wydawac pieniadze i cieszyc sie tym jak za dawnych dobrych czasow.
Marie ze smutkiem pokiwala glowa.
– Odnosze wrazenie, ze przyczynilam sie do narodzin potwora. Dana delikatnie chwycila ja za reke.
– To nie ty, moja droga. Otarlam sie o smierc i zrozumialam, ze sama siebie skazalam na egzystencje, ktora prowadzila donikad. Zaczelo sie to, jak sadze, w dziecinstwie… – Dana zawiesila glos, kiedy powrocily okropne wspomnienia. – Moje dziecinstwo bylo koszmarem, co odbilo sie na calym doroslym zyciu. Skazilo nawet moje malzenstwo. Gene zorientowal sie, w czym rzecz, i ozenil sie ze mna powodowany raczej litoscia niz glebokim uczuciem. Podswiadomie traktowal mnie bardziej jak ojciec niz kochanek.
Teraz nie potrafilabym zmusic sie do powrotu. Po prostu brak mi tych cech charakteru, ktorych wymaga budowanie i podtrzymywanie trwalego zwiazku. Jestem samotniczka, Marie, i obecnie zdaje sobie z tego sprawe. Moja milosc jest zbyt egoistyczna; siedzi we mnie albatros. Od tej chwili zamierzam zyc sama. W ten sposob nigdy juz nikogo nie zranie.
Marie spojrzala na nia ze lzami w oczach.
– A wiec chyba obie bedziemy mialy rowne konta. Ty konczysz z malzenstwem i wracasz do zycia w pojedynke, a ja przestaje byc samotna kobieta i wstepuje do wielkiej armii mezatek.
Dana usmiechnela sie szeroko.
– Ty i Mel?
– Ja i Mel.
– Kiedy?
– Oby doszlo do tego jak najszybciej, bo w przeciwnym razie bede musiala zamowic sobie suknie slubna w sklepie dla przyszlych matek.
– Jestes w ciazy?
– Brzuch mi rosnie zapewne nie z przejedzenia. Dana obeszla stol i czule objela Marie.
– Nie moge uwierzyc, ze bedziesz miala dziecko.
– Chyba uwierzysz. Gdyby nawet zastosowali oddychanie metoda usta-usta i wstrzykneli potezna dawke adrenaliny, nic by z tego nie wyszlo. Mysz by nie ozyla.
– Chcialas powiedziec krolik.
– Na jakim swiecie ty zyjesz? Juz od dawna nie uzywaja krolikow.
– Och, Marie, tak sie za ciebie ciesze. Obie zaczynamy nowe zycie. Czy to nie podniecajace?
– No pewnie – powiedziala Marie z powazna mina. – Nie ma to jak zaczynac nowe zycie z hukiem.
– A jest inne wyjscie?
– Ja wybralam latwa droge, kochanie – stwierdzila Marie i delikatnie pocalowala Dane w policzek. – Ale martwie sie o ciebie. Nie posuwaj sie za daleko, nie rob niczego pochopnie i unikaj glebokiej wody.
– Lecz na glebokiej wodzie jest najfajniej.
– Wierz mi, lepiej uczyc sie plywac na plyciznie.
– To zbyt nudne – odparla Dana i spojrzala w dal zamyslonym wzrokiem. – Skocze w najwiekszy wir.
– A od czego zaczniesz, by dokonac tego wyczynu? Dana spojrzala Marie prosto w oczy.
– Wystarczy jeden krotki telefon.
Prezydent wyszedl zza biurka w Gabinecie Owalnym i serdecznie przywital Johna Burdicka, lidera wiekszosci w senacie.
– John, milo cie widziec. Jak tam Josie i dzieciaki? Burdick, wysoki szczuply mezczyzna z szopa czarnych wlosow, ktore rzadko ogladaly grzebien, dobrodusznie wzruszyl ramionami.
– Josie czuje sie dobrze, a dzieciaki… wiesz, jakie sa. Dla nich ojciec to tylko maszynka do robienia