zleceniodawcy i niemoznosci skorzystania z innego rozwiazania przez zleceniobiorce. Nie spotkales sie z tym w Nowogrodzie, bo Sowieci nie daja takich gwarancji. Sowieccy dezerterzy jednakze sie ich domagaja.
– Dosc niewygodne?
– Nieco. Szczegolnie, gdy dotycza tych, ktorzy podlegali manipulacjom. Klopotow nalezy unikac; klopoty niszcza kariery. Tobie akurat nie musze tego tlumaczyc. Poslugiwales sie ta technika po mistrzowsku.
– „W dzungli jest siedemdziesiat jeden ulic”… – mruknal Carlos, czytajac trzymana kartke; w jego szepcie slychac bylo lodowate opanowanie. – „Dzungla jest gesta jak Tam Quan”… – Tym razem egzekucja odbedzie sie wedlug planu. O, tego Tam Quan Jason Bourne nie opusci zywy. Kain umrze, a Delta poniesie smierc za czyn, ktory popelnil. Obiecuje ci to, Angelique! Na tym skonczyly sie zaklecia i zabojca zaczal myslec praktycznie. – Czy Villiers wie mniej wiecej, kiedy Bourne opuscil jego dom?
– Nie, nie wie. Mowilem ci, zachowywal sie jak oblakany, byl w takim szoku, jak wtedy, gdy telefonowal.
– Niewazne. Pierwsze samoloty do Nowego Jorku wystartowaly w ciagu ostatniej godziny. W jednym z nich musi byc on. Dotrzymam mu towarzystwa w Nowym Jorku, lecz tym razem nie nawale… moj noz jest gotow, ostry jak brzytwa. Odetne mu twarz. Amerykanie dostana swego Kaina bez twarzy! Moga go sobie nazwac Bourne’em, Delta czy jak tam zechca.
Na biurku Aleksandra Conklina zadzwonil telefon w niebieskie prazki. Dzwiek byl cichy, stlumiony, przez co wywolywal niesamowite wrazenie. Aparat w niebieskie prazki umozliwial Conklinowi bezposrednie polaczenie z hala komputerowa i bankiem danych. W biurze nie bylo nikogo, kto moglby podniesc sluchawke.
Po wejsciu do pokoju funkcjonariusz CIA pospieszyl w strone biurka kulejac, nie przyzwyczajony jeszcze do laski dostarczonej mu poprzedniej nocy przez G-2, oddzial Kwatery Glownej Naczelnego Dowodztwa Mocarstw Sojuszniczych w Europie z siedziba w Brukseli, gdy odprawial transport wojskowy do Andrews Field w Wirginii. Rzucil ja gniewnie w kat i chwiejnie przeszedl przez pokoj. Z niewyspania mial przekrwione oczy i zadyszke; czlowiek odpowiedzialny za rozwiazanie sprawy Treadstone byl doprawdy przemeczony. Utrzymywal chaotyczna lacznosc z tuzinem tajnych organizacji – w Waszyngtonie i za granica, usilujac odkrecic idiotyczna sytuacje, ktora powstala w ciagu ostatniej doby. Przekazal placowkom w Europie, agentom czuwajacym na osi Paryz-Londyn- Amsterdam wszystkie informacje, jakie udalo mu sie wydobyc z kartotek. Bourne zyje i jest bardzo niebezpieczny; usilowal sie pozbyc swego zwierzchnika z D. C., a przed dziesiecioma godzinami opuscil Paryz. Nalezy obstawic wszystkie lotniska i dworce, uaktywnic tajne organizacje. Odszukac go i zabic!
Conklin oparl sie o biurko i siegnal po sluchawke.
– Slucham?
– Mowi Dwunastka Komputera – uslyszal wyrazny meski glos. – Chyba cos mamy. W kazdym razie nie wystepuje ono na liscie rzadowej.
– Co, na milosc boska?
– Nazwisko, ktore podal pan przed godzina. Washburn.
– Wiec o co chodzi?
– Dzis rano niejaki George P. Washburn zostal przerzucony samolotem linii Air France z Paryza do Nowego Jorku. Wprawdzie Washburn to dosc popularne nazwisko i moglby to byc jakis biznesmen, ktory ma chody, lecz na liscie pasazerow figuruje jako dyplomata z NATO. Sprawdzilismy. W rzadzie nigdy o takim nie slyszeli. Nie istnieje zaden Washburn, ktory bylby zaangazowany w trwajace obecnie negocjacje NATO z rzadem Francji czy jakiegos innego kraju czlonkowskiego.
– Wiec jak, do diabla, doszlo do tego przerzucenia? Kto przyznal mu status dyplomatyczny?
– Usilowalismy dowiedziec sie czegos w Paryzu; nie obeszlo sie bez trudnosci. Stoi za tym Brevet Militaire. Taka cicha grupka.
– Brevet? Od kiedy to zajmuja sie przerzucaniem przez granice naszych ludzi?
– To moglby byc kazdy, niekoniecznie „nasz” czy „ich”. Ot, uprzejmosc gospodarza i francuskiego przewoznika. To jedyny sposob, by otrzymac przyzwoite miejsce w przepelnionym samolocie. A poza tym ten Washburn mial brytyjski, nie amerykanski, paszport.
– O ktorej zakonczyl sie lot? – spytal Conklin.
– O dziesiatej trzydziesci siedem rano. Niewiele ponad godzine temu.
– W porzadku – odrzekl czlowiek, ktory stracil stope podczas operacji „Meduza”, kustykajac wokol biurka w strone krzesla. – Dostarczyl mi pan informacje, a teraz prosze wszystko wymazac. Usunac. Wszystko, co mi pan przekazal. Czy to jasne?
– Rozumiem, sir. Wymazane, sir.
Conklin odlozyl sluchawke. Nowy Jork. Nowy Jork? Nie Waszyngton, ale Nowy Jork! Przeciez w Nowym Jorku juz nic nie ma. Delta wie o tym. Jesli zasadzalby sie na kogos z Treadstone – jesli zasadzalby sie na niego – polecialby prosto do Dulles. O co chodzi z tym Nowym Jorkiem?
I dlaczego Delta wpadl na pomysl, zeby posluzyc sie nazwiskiem Washburn? To tak, jakby telegraficznie powiadamial o swoich planach; musial wiedziec, ze predzej czy pozniej ktos rozszyfruje to nazwisko… Pozniej… jak juz tam bedzie! Delta informowal ocalalych czlonkow Treadstone, ze wystepuje z pozycji sily. Jesli zechce, to ujawni nie tylko dzialalnosc Treadstone, ale Bog wie, co jeszcze. Siatki agentow, ktorych uzywal jako Kain, podsluchy i podstawione konsulaty, bedace niczym innym jak elektronicznymi placowkami szpiegowskimi… nawet to krwawe widmo o nazwie „Meduza”. Jego kontakty z Brevet mialy powiedziec tym z Treadstone, jak wysoko doszedl. W ten sposob dawal do zrozumienia, ze skoro potrafil wniknac do tak wyrafinowanej grupy strategow, nic nie jest w stanie go powstrzymac. Niech to diabli, powstrzymac go – ale przed czym? O co chodzi? Mial przeciez miliony, mogl sie po prostu wycofac.
Conklin cos sobie przypomnial i potrzasnal glowa. Byl czas, kiedy pozwolilby Delcie sie wycofac, o czym powiedzial mu dwanascie godzin temu na cmentarzu pod Paryzem. Istniala pewna granica tego, co czlowiek mogl zniesc i nikt nie wiedzial o tym rownie dobrze, jak Aleksander Conklin, niegdys jeden z najzdolniejszych tajnych oficerow liniowych wspolnoty wywiadowczej. Istniala pewna granica: niewinne frazesy, choc na pozor nie traca na aktualnosci, z uplywem czasu staja sie oklepane i przykre. Wszystko zalezy od tego, kim bylo sie przedtem i do czego sie doszlo ze swym kalectwem. Istniala pewna granica… Delta jednakze sie nie wycofal! Wrocil, malo tego – skladal idiotyczne oswiadczenia, stawial zwariowane zadania… co za szalona taktyka, zadnemu doswiadczonemu oficerowi wywiadu nie przyszloby cos podobnego do glowy. Nikt przy zdrowych zmyslach nie wszedlby na otoczone wrogami, zaminowane pole, nawet gdyby posiadal najbardziej niezwykle informacje i doszedl nie wiadomo jak wysoko, i zaden szantaz nie bylby w stanie sprowadzic go z powrotem…
Nikt o zdrowych zmyslach… Nikt o zdrowych zmyslach… Conklin wolno wyprostowal sie na krzesle.
A jednak Delta byl w domu z piaskowca przy Siedemdziesiatej Pierwszej ulicy. Swiadczyly o tym niezbicie odciski palcow – wskazujacego i srodkowego – prawej dloni. A teraz bylo juz wiadomo, jak sie tam dostal. Air France, protekcja Brevet… tego Carlos nie mogl wiedziec.
Conklin przymknal oczy. Istnialo takie powiedzenie, rodzaj szyfru, ktorym poslugiwano sie na poczatku istnienia Treadstone. Jak ono szlo? Pochodzilo jeszcze z czasow „Meduzy”…
Conklin otworzyl oczy. Jason Bourne mial zajac miejsce Iljicza Ramireza Sancheza. Na tym zasadzala sie strategia Treadstone-71. Na tym polegal ow pomysl uciekniecia sie do podstepu, do zamiany, ktorej celem bylo wywabienie Carlosa z jego kryjowki.
Bourne. Jason Bourne. Osoba nieznana, nazwisko dawno zapomniane, ludzkie szczatki od dziesieciu lat gnijace w dzungli. Jednakze kiedys ktos taki istnial i to takze bylo elementem tej strategii.
Conklin przekladal teczki na biurku, dopoki nie trafil na te, ktorej szukal. Bez tytulu, tylko z litera i dwiema cyframi przed czarnym iksem, oznaczajacym, ze sa to w ogole jedyne informacje o Treadstone.