samochod?

– Przed domem.

– Dawaj kluczyki! – Bourne pomyslal, ze samochod zidentyfikuje po radiu.

Mezczyzna usilowal sie opierac. Odepchnal kolano Bourne’a i zaczal sie turlac w strone sciany.

– Nein!

– Nie masz wyboru. – Jason walnal go kolba pistoletu w glowe. Szwajcar stracil przytomnosc.

Bourne znalazl kluczyki – byly trzy w skorzanym etui – zabral mu bron i schowal do kieszeni. Byla mniejsza niz pistolet Bourne’a i nie miala tlumika, co nadawalo wiarygodnosci zapewnieniom mezczyzny, ze mieli Jasona wziac zywego. Blondyn na gorze spelnial role czujki i dlatego w razie koniecznosci postrzelenia ofiary musial miec bron z tlumikiem. Glosny strzal moglby spowodowac komplikacje. Szwajcar na pierwszym pietrze go ubezpieczal – jego bron byla glownie na postrach.

Ale wobec tego dlaczego pozostal na pierwszym pietrze? Dlaczego nie poszedl za kolega? Nie czekal na korytarzu? Cos tu nie gralo, trudno to bylo wytlumaczyc wzgledami taktycznymi, ale nie mial czasu sie nad tym zastanawiac. Na ulicy stal samochod, a Jason mial kluczyki.

Nic nie mozna przegapic. Trzeci rewolwer.

Podniosl sie z trudem i znalazl automat, ktory zabral Francuzowi w windzie w Gemeinschaft Bank. Uniosl lewa nogawke spodni i wsunal bron za elastyczna skarpetke. Tam byla bezpieczna.

Zatrzymal sie na chwile, zeby nabrac tchu i zlapac rownowage, a nastepnie ruszyl, w strone schodow, swiadom bolu w lewym ramieniu, ktory coraz szybciej rozchodzil sie paralizujaca fala. Bodzce przesylane przez mozg do czlonkow byly coraz mniej klarowne. Prosil Boga, zeby tylko mogl prowadzic samochod.

Na piatym stopniu zatrzymal sie nagle nasluchujac, tak jak nasluchiwal zaledwie minute temu, jakichs odglosow z ukrycia; szelestu materialu, cichego wciagniecia powietrza. Cisza. Ranny mezczyzna mogl byc nieporadny w sprawach taktycznych, ale powiedzial prawde. Jason pospieszyl na dol. Opusci Zurych – jakos – i znajdzie lekarza – gdzies.

Bez trudu znalazl samochod. Wyroznial sie na tle nedznych samochodow wlasciwych dla tej ulicy. Wielki, dobrze utrzymany, z wypukloscia w miejscu, gdzie antena byla przynitowana do maski bagaznika. Jason podszedl od strony fotela kierowcy i przejechal reka dokola szyby przedniej i lewego przedniego blotnika, zeby sprawdzic, czy nie ma alarmu – nie bylo.

Przekrecil kluczyk, a nastepnie otworzyl drzwi wstrzymujac oddech – a nuz sie pomylil co do alarmu; nie pomylil sie. Siadl za kierownica, usadowil sie wygodnie, szczesliwy, ze woz ma automatyczna skrzynie biegow. Duzy rewolwer za paskiem ograniczal mu ruchy. Polozyl go na siedzeniu obok siebie i siegnal do stacyjki zakladajac, ze kluczyk, ktorym otworzyl drzwi, jest wlasciwy.

Nie byl. Sprobowal nastepnego, ale i ten nie pasowal. Uznal, ze to kluczyk od bagaznika. A wiec ten trzeci.

Ale czy rzeczywiscie? Z uporem dzgal otwor, ale kluczyk nie chcial wejsc; jeszcze raz sprobowal drugiego – blokada, i znow pierwszy kluczyk. Zaden jednak nie pasowal do stacyjki! A moze sygnaly wysylane z mozgu do reki, do palcow, byly falszywe, moze koordynacja ruchow niedoskonala? Do diabla! Sprobuj jeszcze raz!

Z jego lewej strony zablyslo ostre swiatlo, razac w oczy, oslepiajac. Siegnal do broni, ale wtedy drugi promien swiatla strzelil z prawej strony. Drzwi otworzyly sie gwaltownie i ciezka latarka z cala sila wyladowala na dloni Jasona; czyjas reka wziela z siedzenia bron.

– Wylaz! – rozkaz dobiegl z lewej, Bourne poczul na szyi ucisk lufy.

Wysiadl z samochodu, przed oczami mial tysiace bialych rozjarzonych kol. Kiedy powoli odzyskiwal zdolnosc widzenia, pierwsza rzecza, jaka dostrzegl, byla para kolek. Zlotych kolek – okulary mordercy, ktory go scigal przez cala noc. Mezczyzna odezwal sie:

– Podobno wedlug praw fizyki kazdemu dzialaniu towarzyszy rowne mu, skierowane przeciwnie – przeciwdzialanie. Zachowanie pewnych ludzi w okreslonych okolicznosciach jest rownie latwe do przewidzenia. W przypadku kogos takiego jak ty wystarczy rzucic rekawice – i powiedziec kazdemu z uczestnikow, co ma mowic, jesli ulegnie w walce. A jesli nie ulegnie, to znaczy, ze cie mamy. O ile natomiast ulegnie, to zostales wyprowadzony w pole, a twoja uspiona czujnosc daje ci falszywe poczucie sukcesu.

– To wielkie ryzyko – powiedzial Jason – dla uczestnikow pojedynku.

– Sa wysoko platni. No i jeszcze jedno: oczywiscie nie ma mowy o zadnych gwarancjach, a jednak jakas gwarancja jest. Enigmatyczny Bourne nie zabija bez wyboru. Nie z delikatnosci oczywiscie, ale z przyczyn znacznie bardziej praktycznych. Ludzie pamietaja, jesli zostana oszczedzeni – to przenika do armii wroga. Wyrafinowana taktyka partyzancka zastosowana w warunkach skomplikowanego pola bitwy. Wyrazy uznania.

– Kretyn. – To bylo wszystko, na co Jason potrafil sie zdobyc. – Ale obaj twoi ludzie zyja, jesli ci o to chodzi.

W polu widzenia Bourne’a pojawila sie nastepna postac – wylonila sie z cienia budynku, prowadzona przez niskiego, krepego mezczyzne. Byla to kobieta – Marie St. Jacques.

– To on – powiedziala cicho nie spuszczajac wzroku.

– Boze… – Bourne z niedowierzaniem potrzasnal glowa. – Jak to mozliwe, pani doktor? – zapytal podnoszac glos. – Czy ktos obserwowal moj pokoj w „Carillonie”? Czy winda byla specjalnie zaprogramowana, a inne unieruchomione? Pani jest bardzo przekonywajaca. A ja myslalem, ze pani wpadnie na woz policyjny.

– Jak sie okazalo – odparla – nie bylo takiej potrzeby. To jest policja.

Jason spojrzal na stojacego przed nim morderce; mezczyzna poprawial sobie wlasnie okulary w zlotej oprawie.

– Wyrazy uznania – powiedzial Bourne.

– Nie ma o czym mowic – odparl morderca. – Po prostu byly odpowiednie warunki. Sam je zreszta stworzyles.

– Co dalej? Tamten facet powiedzial, ze maja mnie nie zabijac, tylko wziac.

– Zapomniales o jednym: ze on mial powiedziane, co ma mowic. – Szwajcar przerwal. – A wiec to tak wygladasz. W ciagu ostatnich dwoch czy trzech lat wielu z nas sie nad tym zastanawialo. Alesmy sobie lamali glowe! A ile bylo na ten temat sprzeczek… Jest wysoki, nie, sredniego wzrostu. Blondyn, nie, ma czarne wlosy. Naturalnie oczy niebieskie, alez skad, to jasne, ze ma piwne oczy. Ostre rysy – nic podobnego, zupelnie pospolita twarz, nie do odroznienia w tlumie. Ale nie przypisywali Ci nic zwyklego. Wszystko w tobie bylo niezwykle.

Twoje rysy zostaly zlagodzone, wszystkie ostrosci rozmyte. Zmien kolor wlosow, to zmienisz twarz… Niektore rodzaje szkiel kontaktowych maja za zadanie zmienic kolor oczu… Zacznij nosic okulary, to staniesz sie innym czlowiekiem. Wizy, paszporty… mozesz je zmieniac do woli.

A wiec to o to chodzilo. Teraz wszystko pasowalo. Moze nie na wszystkie pytania uzyskal odpowiedzi, ale w kazdym razie dowiedzial sie wiecej, niz chcial uslyszec.

– Skonczmy juz z tym – powiedziala Marie St. Jacques robiac krok do przodu. – Podpisze, co mam podpisac – w panskim biurze, jak sie spodziewam, i zaraz wracam do hotelu. Chyba nie musze mowic, co przeszlam tej nocy.

Szwajcar spojrzal na nia przez swoje okulary w zlotej oprawce. Krepy mezczyzna, ktory wyprowadzil Marie z cienia, wzial ja pod reke. Popatrzyla najpierw na obu mezczyzn, a nastepnie na trzymajaca ja reke.

I dopiero potem na Bourne’a. Zaparlo jej dech – porazilo ja straszliwe skojarzenie. Oczy malo nie wyszly jej z orbit.

– Pusccie ja – odezwal sie Jason. – Ona jest w drodze do Kanady: Nigdy jej wiecej nie zobaczycie.

– Badz rozsadny, Bourne. Przeciez ona nas widziala. Obaj jestesmy profesjonalistami, ostatecznie obowiazuja chyba jakies reguly. – Mezczyzna blyskawicznie podbil Bourne’owi brode lufa, a nastepnie Jason poczul jej ucisk na gardle. Facet obmacal go, znalazl bron w kieszeni, wyjal. – Tak przypuszczalem – powiedzial i zwrocil sie do krepego mezczyzny. – Wez ja do tego drugiego wozu. Limmat.

Bourne zamarl. Zamierzaja zabic Marie St. Jacques i wrzucic jej cialo do rzeki Limmat.

– Chwileczke. – Jason zrobil krok do przodu, ale nadzial sie szyja na lufe, ktora rzucila go na maske samochodu. – Jestes glupi! Ona pracuje dla rzadu kanadyjskiego. Za chwile bedzie ich tu w Zurychu pelno.

– Ciebie chyba glowa o to nie boli. Ciebie tu nie bedzie.

– Bo to niepotrzebna strata! – wykrzyknal Bourne. – Jestesmy zawodowcami, juz zapomniales?

– Nudzisz mnie. – Morderca zwrocil sie do krepego mezczyzny: – Machen Sie mal los! Der Guisan Quai.

– Drzyj sie wnieboglosy! – krzyknal Jason. – Wrzeszcz! Nie przestawaj ani na chwile.

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату