torujac sobie droge przez tlum na chodniku wchodzi do banku. Jason poczul ulge – to nie byl jeden z tych trzech dobrze ubranych facetow, ktorzy poprzedniego dnia przyjechali do Valois.

Pietnascie minut pozniej kurier wyszedl z banku, trzymajac w lewej rece skorzany neseser, a prawa opierajac na odpietej kaburze. Na sciance neseseru wyraznie widac bylo wydarty plat skory. Jason czul go w kieszeni koszuli. Dzieki tej prymitywnej kombinacji moze da sie zyc – z dala od Paryza, z dala od Carlosa. O ile takie zycie bylo w ogole mozliwe, a on zaakceptowalby je bez tego straszliwego labiryntu, z ktorego nie bylo dla niego ucieczki.

Ale bylo jeszcze cos wiecej. W labiryncie stworzonym przez czlowieka, mozna bylo sie poruszac, biec, rozbijac sciany, nawet na oslep ale posuwac sie do przodu. Jego labirynt nie mial scian ani wyraznych korytarzy, ktorymi moglby biec. Kiedy w nocy otwieral oczy, czujac splywajacy mu po twarzy pot, wokol byla tylko przestrzen i wirujaca w ciemnosciach mgla. Dlaczego zawsze to samo – przestrzen, ciemnosc i wicher? Dlaczego zawsze spadal w otchlan nocy? Spadochron. Dlaczego? A potem uslyszal inne slowa. Nie mial pojecia, skad dobiegaly, ale byly tam, slyszal je.

Coz ci pozostanie, jezeli zniknie pamiec? A wraz z nia twoja tozsamosc, panie Smith?

Przestan!

Opancerzona furgonetka wlaczyla sie do ruchu na rue Madaleine. Bourne postukal kierowce w ramie.

– Jedz za ta furgonetka, ale niech miedzy nami beda przynajmniej dwa samochody – powiedzial po francusku.

Zaniepokojony kierowca odwrocil sie.

– Chyba wsiadl pan do niewlasciwej taksowki, monsieur. Niech pan wezmie z powrotem swoje pieniadze.

– Pracuje w tej firmie, glupcze. To specjalne zadanie.

– Prosze o wybaczenie, monsieur. Nie zgubie jej – rzekl kierowca i wykonujac ostry skret zanurzyl sie w dzungle ulicznego ruchu.

Furgonetka pojechala najkrotsza droga, bocznymi uliczkami w strone Sekwany. Na Quai de la Rapee skrecila w lewo, w kierunku Pont Neuf. Jakies trzy lub cztery przecznice przed mostem – wedlug oceny Bourne’a – zwolnila i zjechala do kraweznika, tak jakby kierowca doszedl do wniosku, ze przyjedzie zbyt wczesnie na spotkanie. Jesli tak, pomyslal Bourne, to chyba raczej sie spozni. Do trzeciej brakowalo szesciu minut. W tym czasie kierowca z ledwoscia zdolalby zaparkowac furgonetke, a kurier zgodnie z instrukcja przejsc jedna przecznice do mostu. Dlaczego wiec furgonetka zwolnila? Zwolnila? Nie, zatrzymala sie! Dlaczego?!

Ruch uliczny?… Dobry Boze, alez tak, oczywiscie – korki!

– Zatrzymaj sie tutaj – polecil kierowcy Bourne. – Zjedz do kraweznika. Szybko!

– O co chodzi, monsieur?

– Jestes szczesciarzem – oznajmil mu Jason. – Otrzymasz od mojej firmy dodatkowe sto frankow; wystarczy tylko, ze podejdziesz do kierowcy furgonetki i powiesz mu kilka slow. Chcesz zarobic setke?

– Co, monsieur?

– Szczerze mowiac, sprawdzamy go. Jest nowy. Chcesz zarobic setke?

– Mam po prostu podejsc do okna i powiedziec kilka slow?

– Nic wiecej. To zajmie najwyzej piec sekund. Potem mozesz wrocic do swojej taksowki i odjechac.

– Zadnych klopotow? Nie chce miec problemow.

– Moja firma jest jedna z najbardziej szacownych we Francji. Na kazdym kroku mozesz dostrzec nasze samochody.

– No, nie wiem…

– W takim razie niewazne! – Bourne siegnal do klamki drzwiczek.

– Co mam powiedziec?

Jason wyjal sto frankow.

– Tylko tyle: „Herr Koenig przesyla pozdrowienia z Zurych u”. Zapamietasz?

– „Koenig. Pozdrowienia z Zurychu”. Co w tym trudnego?

– Dobrze. Idziemy. Bede tuz przy tobie.

– Pan? Przy mnie?

– Zgadza sie.

Szybko podeszli do furgonetki, trzymajac sie prawej strony waskiej uliczki. Z lewej mijaly ich ruszajace i zatrzymujace sie samochody i ciezarowki. Furgonetka to pulapka Carlosa, pomyslal Bourne. Zabojca przekupil ktoregos z uzbrojonych kurierow. Zle oplacany kurier musial jedynie podac na podsluchiwanej czestotliwosci nazwisko i miejsce spotkania, by zarobic mnostwo pieniedzy. „Bourne. Pont Neuf”. To takie proste. Ten kurier banku bardziej byl zainteresowany tym, by zolnierze Carlosa dotarli na Pont Neuf o czasie, niz postepowaniem zgodnym z instrukcjami. Paryskie korki cieszyly sie uzasadniona slawa – nikt nie mogl byc pewien, ze dotrze o czasie na umowione miejsce. Jason zatrzymal taksowkarza i wreczyl mu dwa banknoty stufrankowe. Kierowca wlepil w nie wzrok.

– Monsieur?

– Moja firma jest bardzo hojna. Ten czlowiek musi byc ukarany za jaskrawe naruszenie regulaminu. Po slowach „Herr Koenig. Pozdrowienia z Zurychu” wystarczy, ze dodasz: „Plan zmieniony. W mojej taksowce jest pasazer, ktory musi sie z panem zobaczyc”. Rozumiesz?

Oczy kierowcy powedrowaly w strone banknotow.

– Co w tym trudnego? – Wzial pieniadze.

Ostroznie zaczeli sie przesuwac wzdluz furgonetki. Jason przywarl plecami do stalowej scianki wozu. Prawa dlon zniknela pod plaszczem i ujela bron tkwiaca za paskiem spodni. Kierowca podszedl do okna i zastukal w szybe.

– Ty, w srodku! Herr Koenig! Pozdrowienia z Zurychu!

Szyba opuscila sie w dol, nie wiecej niz na trzy lub piec centymetrow.

– Co to znaczy?! – odkrzyknal kierowca furgonetki. – Mial pan byc na Pont Neuf, monsieur!

Taksowkarz nie byl durniem, poza tym mial ochote ulotnic sie tak szybko, jak to mozliwe.

– To nie ja, osle! – wrzasnal, przekrzykujac halas przejezdzajacych niebezpiecznie blisko samochodow. – Powtarzam tylko to, co mialem przekazac! Plan zostal zmieniony. Tam jest facet, ktory mowi, ze musi sie z toba zobaczyc!

– Powiedz mu, zeby sie pospieszyl – powiedzial szeptem Jason, trzymajac poza zasiegiem obserwacji z furgonetki ostatni piecdziesieciofrankowy banknot.

Taksowkarz spojrzal na pieniadze, potem na kuriera.

– Pospiesz sie! Jezeli nie zobaczysz sie z nim natychmiast, to stracisz prace!

– A teraz wynos sie stad! – powiedzial Bourne.

Taksowkarz odwrocil sie i pobiegl obok Jasona w strone taksowki, chwytajac po drodze banknot.

Bourne zostal na miejscu, zaalarmowany przez dzwiek, ktory uslyszal mimo kakofonii klaksonow i silnikow na zatloczonej jezdni. Ze srodka furgonetki dobiegly go glosy. Ale nie byl to jeden czlowiek krzyczacy do mikrofonu radiostacji, lecz dwaj mezczyzni wydzierajacy sie na siebie. Kurier nie byl sam; w srodku znajdowal sie jeszcze ktos.

– Slowa sie zgadzaly! Slyszales!

– Mial podejsc. Mial sie pokazac osobiscie.

– Pokaze sie. I przyniesie kawalek skory, ktory musi dokladnie pasowac! Myslisz, ze zrobi to na srodku zatloczonej ulicy?

– Nie podoba mi sie to!

– Zaplaciles mi za pomoc w odnalezieniu czlowieka. Ale ja nie mam zamiaru stracic pracy! Wychodze stad!

– To z pewnoscia musi byc na Pont Neuf!

– Pocaluj mnie w dupe!

Na metalowej podlodze furgonetki zadudnily ciezkie kroki.

– Ide z toba!

Jason obrocil sie, tak by zaslanialy go otwierajace sie drzwi furgonetki. Dlon wciaz trzymal schowana pod plaszczem. W przejezdzajacym samochodzie dostrzegl przycisnieta do szyby twarz dziecka – znieksztalcone

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату