kobieta. To przypuszczenie co do narodowosci klienta w oczywisty sposob opieralo sie na osadzie doswiadczonego oka.
– Mam nadzieje, ze tak – odparl Jason. – Ma pani tu interesujaca kolekcje, ale lepiej zawsze samemu poszperac, prawda?
– Takie postepowanie przy ocenie wartosci jest nieodzowne, monsieur. Jednak wszystkie nasze kreacje sa robione wylacznie dla nas.
–
–
–
– Jest pan Amerykaninem?
– Rzadko tam bywam – odpowiedzial Bourne. – Wspomniala pani, ze te ubrania zostaly uszyte wylacznie dla pani?
– Och, tak. Kontrakt z naszym projektantem gwarantuje nam wylacznosc. Jestem pewna, ze juz pan o nim slyszal. Rene Bergeron.
Jason zmarszczyl brwi.
– Owszem, slyszalem. Bardzo ceniony, ale nie uczynil zadnego przelomu, prawda?
– Zrobi to, monsieur. To nieuchronne. Jego reputacja rosnie z kazdym sezonem. Kilka lat temu pracowal dla St. Laurenta, potem dla Givenchy. Mowi sie, ze robil tam nie tylko wykroje, jezeli pan wie, o czym mowie.
– To nietrudno zgadnac.
– A jak ci zawistnicy probuja go zepchnac na dalszy plan! To ohydne! Tylko dlatego, ze uwielbia kobiety, pochlebia im i nie stara sie zrobic z nich malych chlopcow,
–
– Wkrotce caly swiat o nim uslyszy, a cala ta banda nie bedzie godna dotknac rabkow jego kreacji. Niech pan uwaza te stroje za prace wschodzacego geniusza, monsieur.
– Mowi pani bardzo przekonywajaco. Wezme te trzy. To chyba dwunasty rozmiar?
– Rzeczywiscie, monsieur. Jesli pan sobie zyczy, mozemy je dopasowac.
– Obawiam sie, ze nie. Ale jestem pewien, ze w Cap Ferrat sa przyzwoici krawcy.
–
– A skoro juz tu jestem – Bourne zawahal sie, ponownie marszczac brwi – niech pani rowniez wybierze kilka innych kreacji w tym rodzaju. Inne desenie, inny kroj, ale spokrewnione, jesli to, co mowie, brzmi sensownie.
– Bardzo sensownie, monsieur.
– Dziekuje, doceniam to. Mialem dlugi lot z Wysp Bahama i jestem wyczerpany.
– Moze w takim razie monsieur mialby ochote usiasc?
– Prawde mowiac, monsieur mialby ochote na drinka.
– To sie da zalatwic, oczywiscie… A jesli chodzi o rodzaj platnosci, monsieur…?
–
– Jest pan rownie madry, jak spostrzegawczy. – Sztywny usmiech niczym szczelina rozcial maske twarzy. W oczach nie pojawil sie nawet cien usmiechu. – Skoro mowimy o drinku, to dlaczego nie w moim gabinecie? Nikt nie bedzie nam przeszkadzal. Pan sobie odpocznie, a ja przyniose panu tam kilka modeli z naszej kolekcji.
– Doskonale.
– Jaki pulap cen wchodzi w gre, monsieur?
–
–
– Milo mi. – Bourne uscisnal dlon, nie przedstawiajac sie. Nazwisko moze pojawic sie w miejscu nieco mniej publicznym, mowil wyraz jego twarzy, ale nie teraz. W tej chwili jego wizytowka byly pieniadze. – Pani gabinet? Moj jest kilka tysiecy kilometrow stad.
– Tedy prosze, monsieur. – Sztywny usmiech powrocil na maske, rozlamujac ja niczym promienie wiosennego slonca tafle lodu. Madame Lavier zaprosila gestem goscia w strone schodow. Swiat
Ta sytuacja w rownym stopniu niepokoila Jasona i zastanawiala. Byl przekonany, ze idaca obok kobieta przekazala wyrok smierci, ktory nie zostal wykonany, bo przeszkodzily w tym strzaly z pistoletu oddane godzine temu. Wyrok, ktory zostal wydany przez czlowieka bez twarzy, zadajacego posluszenstwa lub smierci. Pomimo to ani jedno pasemko jej wypielegnowanych wlosow nie zostalo naruszone przez drzace ze zdenerwowania palce; na wyrzezbionej masce nie pojawil sie blady odcien strachu. W hierarchii „Les Classiques” nie bylo jednak nikogo wyzej postawionego, nikogo, kto moglby miec osobisty telefon w bardzo osobistym gabinecie. Czesc rownania nie zgadzala sie… za to reszta niepokojaco potwierdzala.
On. Kameleon. Gra rozwijala sie pomyslnie – znajdowal sie w obozie wroga, absolutnie przekonany, ze nikt go nie rozpoznal. W tym epizodzie bylo cos z
Zaczeli wchodzic po schodach. Ponizej, po prawej stronie, mezczyzna w garniturze o tradycyjnym kroju mowil cos cicho do mikrofonu umieszczonego na palaku, kiwajac glowa ze znuzeniem, tak jakby przekonywal swojego rozmowce, ze ten ich swiat tutaj jest tak pogodny, jak byc powinien.
Bourne zatrzymal sie na siodmym stopniu. Zrobil to bezwiednie. Tyl glowy mezczyzny, zarys kosci policzkowej, przerzedzone siwe wlosy, sposob w jaki nieznacznie opadaly na ucho – widzial juz kiedys tego czlowieka! Gdzies w przeszlosci, w przeszlosci, ktorej nie pamietal, ale ktora wracala do niego w ciemnosciach… blyskami swiatla. Wybuchy, mgly, porywisty wiatr, po ktorym nastepowala pelna napiecia cisza. Co to bylo? Gdzie to bylo? Dlaczego znow poczul w oczach piekacy bol? Siwowlosy mezczyzna zaczal okrecac sie w swoim obrotowym krzesle; Jason odwrocil wzrok, zanim ich spojrzenia zetknely sie.
– Widze, ze zainteresowala monsieur nasza raczej niezwykla centralka – powiedziala Madame Lavier. – Ten szczegol, jak sadzimy, wyroznia „Les Classiques” wsrod innych sklepow na Saint-Honore.
– W jakim sensie? – zapytal Bourne, wchodzac po schodach. Bol w oczach zmusil go do mrugniecia.
– Kiedy klient dzwoni do „Les Classiques”, telefonu nie odbiera jakas kobieta bez wyrazu, lecz kulturalny dzentelmen, ktory ma wszystkie potrzebne informacje w malym palcu.
– To mile.
– Inni dzentelmeni tez tak sadza – dodala. – Zwlaszcza kiedy dokonujac zakupow przez telefon wola zachowac dyskrecje. W naszej puszczy nie znajdzie pan tropow, monsieur.
Znalezli sie w gabinecie Jacqueline Lavier. Przypominal obszerna jaskinie sprawnego dyrektora – papiery lezaly ulozone w osobne pliki na biurku, na sztalugach pod sciana przymocowano akwarelowe szkice, niektore bez wahania zatwierdzone podpisem, inne – najwyrazniej nie zaakceptowane – bez parafki. Sciany obwieszone byly fotografiami w ramkach, przedstawiajacymi Pieknych Ludzi. Jednakze ich piekno szpecily czesto rozdziawione usta lub usmiechy rownie falszywe jak u wlascicielki gabinetu.
Zapach perfumowanego powietrza wskazywal na klase samicy; to tu miescila sie kwatera podstarzalej, nerwowo przechadzajacej sie tygrysicy, gotowej zaatakowac kazdego, kto naruszyl jej wlasnosc lub przeszkadzal w zaspokajaniu pragnien. Ale tez byla zdyscyplinowana. Nic nie uchodzilo jej uwagi, slowem – znaczacy punkt kontaktowy dla Carlosa.
Mial do wyboru cala kolekcje butelek; wybral brandy.
– Niech pan siada, monsieur. Poprosze o pomoc samego Rene, o ile go znajde.
– To bardzo uprzejmie, ale jestem pewien, ze pani wybor bedzie wystarczajacy. Dobry smak wyczuwam instynktownie, a jesli chodzi o pania, to czuje sie go wszedzie dookola. Podoba mi sie tu.
– Jest pan zbyt uprzejmy.
– Tylko wtedy, kiedy jest to uzasadnione – powiedzial wciaz na stojaco Jason. – Chcialbym rzucic okiem na te fotografie. Widze tu znajomych, a nawet przyjaciol. Wiele z tych twarzy bardzo czesto przewija sie przez banki na Bahama.