po wycieciu. Obowiazywac rowniez bedzie haslo: „Herr Koenig przesyla pozdrowienia z Zurychu”.

Tyle jesli chodzi o szczegoly. Z wyjatkiem jednego, ktory precyzyjnie przedstawila pelnomocnik Monsieur Bourne’a.

– Chcemy, zeby zdawal pan sobie sprawe z tego, ze polecenia zawarte w fiche maja byc wypelnione co do joty i spodziewamy sie, ze Monsieur d’Amacourt tak wlasnie uczyni – powiedziala Marie St. Jacques. – Jednoczesnie chcemy zaznaczyc, ze czynnik czasu jest istotny dla Monsieur Bourne’a i spodziewa sie on dokladnego wypelnienia wszystkich ustalen. Jezeli staloby sie inaczej, obawiam sie, ze jako – wystepujacy teraz anonimowo – czlonek Miedzynarodowej Komisji Bankowej, bede czula sie zmuszona zglosic konkretne przypadki nieprawidlowosci w operacjach bankowych i procedurze prawniczej, ktorych to zdarzen bylam swiadkiem. Jestem pewna, ze nie bedzie to konieczne: wszyscy zostalismy bardzo dobrze oplaceni, n’est-ce pas, monsieur?

– C’est vrai, madame! W bankowosci i w prawie… Tak jak w zyciu… czas liczy sie najbardziej. Nie ma pani powodow do obaw.

– Wiem – powiedziala Marie.

Bourne sprawdzil gwint tlumika, zadowolony, ze oczyscil go z kurzu i paprochow, ktore zgromadzily sie tam przez okres nieuzywania. Wykonal ostatni, dociskajacy obrot, zwolnil zacisk magazynka i zajrzal do srodka. Zostalo szesc pociskow; byl gotow. Wsunal bron za pasek i zapial marynarke.

Marie nie widziala tego. Siedziala na lozku odwrocona do niego plecami i rozmawiala przez telefon z Dennisem Corbelierem – attache Ambasady Kanadyjskiej. Obok jej notesu, w ktorym zapisywala informacje przekazywane przez Corbeliera, stala popielniczka, z ktorej unosila sie spirala papierosowego dymu. Kiedy attache skonczyl, podziekowala mu i odlozyla sluchawke. Przez dwie lub trzy sekundy siedziala w bezruchu, wciaz trzymajac w dloni olowek.

– On nie wie o Peterze – powiedziala, odwracajac sie do Jasona. – To dziwne.

– Bardzo – zgodzil sie Bourne. – Sadzilem, ze dowie sie o tym jako jeden z pierwszych. Powiedzialas, ze przejrzeli notes i spis telefonow Petera. Byla tam zanotowana rozmowa z Corbelierem w Paryzu. Ktos powinien byl pojsc tym tropem.

– Nawet o tym nie pomyslalam. Chodzilo mi o prase i doniesienia agencyjne. Petera znaleziono… znaleziono osiemnascie godzin temu i bez wzgledu na to, jak niedbale sie o nim wyrazalam, byl gruba ryba w rzadzie kanadyjskim. Juz sama wiadomosc o jego smierci powinna byla trafic do serwisow agencyjnych, a to, ze zostal zamordowany, stanowiloby dodatkowa sensacje. A nikt nie pisnal ani slowka.

– Zadzwon wieczorem do Ottawy. Dowiedz sie dlaczego.

– Tak zrobie.

– Co powiedzial ci Corbelier?

– Ach, tak – Marie zerknela do notesu. – Tablice rejestracyjne, ktore widziales na rue Madeleine, byly lipne, a samochod wypozyczono na lotnisku De Gaulle’a na nazwisko Jean-Pierre Larousse…

– John Smith – wtracil Jason.

– Dokladnie. Lepiej powiodlo mi sie z numerem telefonu, ktory dal ci d’Amacourt, ale Corbelier nie ma pojecia, do czego to moze pasowac. Szczerze mowiac, ja tez.

– Az tak dziwny?

– Tak mysle. To prywatna linia nalezaca do domu mody przy Saint-Honore, „Les Classiques”.

– Dom mody? Masz na mysli pracownie krawiecka?

– Pewna jestem, ze tez tam jest, ale to raczej bardzo elegancki sklep z kreacjami. Jak Dior czy Givenchy. Haute couture. W branzy, jak powiedzial Corbelier, mowi sie o nim jako o „Domu Rene”. Chodzi o Bergerona.

– Kogo?

– Rene Bergerona, projektanta. Slyszalo sie o nim juz od lat; zawsze balansowal na krawedzi prawdziwego sukcesu. Znam to nazwisko, bo moja pani gosposia w domu kopiuje jego wzory.

– Masz adres?

Marie skinela glowa.

– Dlaczego Corbelier nie wiedzial o Peterze? Dlaczego nikt o nim nie wiedzial?

– Moze dowiesz sie tego po rozmowie telefonicznej. Prawdopodobnie ma to zwiazek ze strefami czasu; do Paryza wiadomosc nadeszla zbyt pozno, by ukazac sie w porannych wydaniach. Kupie popoludniowke. – Bourne podszedl do szafy z ubraniami po plaszcz, czujac ukryty za paskiem ciezar. – Wracam do banku. Pojade za kurierem do Pont Neuf. – Wlozyl plaszcz, uswiadamiajac sobie, ze Marie go nie slucha. – Chcialem cie zapytac, czy ci faceci nosza mundury?

– Kto?

– Kurierzy z banku.

– To by tlumaczylo sprawe gazet, ale nie dalekopisu.

– Przepraszam?

– Roznica czasu. Gazety mialy prawo tego nie zamiescic, ale w depeszach agencyjnych powinno bylo sie znalezc. Ambasady sa wyposazone w dalekopisy; wiedzieliby o tym. To nie zostalo w ogole podane do wiadomosci, Jasonie.

– Zadzwon wieczorem – odparl. – Wychodze.

– Pytales o kurierow. Czy nosza mundury?

– Bylem ciekaw.

– Najczesciej tak. Poruszaja sie opancerzonymi furgonetkami, ale w tej sprawie wydalam wyrazne instrukcje. Jezeli beda jechac furgonetka, ma byc zaparkowana przecznice przed mostem, a kurier ma dalej isc pieszo.

– Slyszalem to, ale nie jestem pewien, co mialas na mysli? Dlaczego?

– Sam kurier jest juz wystarczajaco klopotliwy, ale to konieczne; jego obecnosci wymagaja towarzystwa ubezpieczajace banki. Po prostu furgonetka zbytnio rzuca sie w oczy, zbyt latwo ja sledzic. Moze zmienisz zdanie i pozwolisz mi pojsc z toba?

– Nie.

– Uwierz mi, wszystko bedzie w porzadku. Juz tych dwoch zlodziei tego dopilnuje.

– W takim razie nie ma sensu, zebys tam szla.

– Doprowadzasz sie do obledu.

– Spiesze sie.

– Wiem. A beze mnie poruszasz sie szybciej. – Marie wstala i podeszla do niego. – Naprawde cie rozumiem. – Przysunela sie do niego, pocalowala go w usta i nagle poczula bron wsunieta za pasek u jego spodni. Zajrzala mu w oczy. – Denerwujesz sie, prawda?

– Po prostu jestem ostrozny. – Usmiechnal sie, dotykajac jej podbrodka. – To straszna kupa pieniedzy. Mozemy sie za nie utrzymac przez dlugi czas.

– Podoba mi sie to.

– Pieniadze?

– Nie. „My”. – Marie zmarszczyla brwi. – Skrytka bankowa.

– Mowisz non-sequiturs.

– W Paryzu nie mozna zostawic obligacji wartych ponad milion dolarow w jakims pokoju hotelowym. Trzeba wynajac sejf.

– Zrobimy to jutro. – Wypuscil ja z objec i ruszyl w strone drzwi. – Podczas mojej nieobecnosci znajdz „Les Classiques” w ksiazce telefonicznej i zadzwon pod ich miejski numer. Dowiedz sie, o ktorej zamykaja. – Wyszedl szybko z pokoju.

Usadowiony na tylnym siedzeniu stojacej taksowki, Bourne obserwowal przez przednia szybe wejscie do banku. Kierowca nucil pod nosem nie dajaca sie zidentyfikowac melodie i czytal gazete, zadowolony z piecdziesieciofrankowej zaliczki. Jednak silnik pracowal na jalowym biegu; pasazer upieral sie co do tego.

W tylnym oknie taksowki ukazala sie opancerzona furgonetka ze sterczaca ze srodka dachu antena, wysmukla niczym bukszpryt. Samochod zatrzymal sie na miejscu zarezerwowanym dla upowaznionych pojazdow, dokladnie przed taksowka Bourne’a. Ponad okraglym okienkiem z kuloodpornego szkla w tylnych drzwiach pojawily sie dwa czerwone swiatelka – system alarmowy zostal wlaczony.

Bourne pochylil sie i przygladal, jak umundurowany mezczyzna wychodzi z furgonetki przez boczne drzwi i

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату