tozsamosc. Moze nie taka, ktorej bys chcial, ale Bog mi swiadkiem, chyba lepsze to niz codzienne bladzenie po omacku po tym ohydnym labiryncie. Mysle, ze wszystko jest od tego lepsze. – Przerwala. – I chcialabym, zeby to okazalo sie prawda, bo wowczas nie bylibysmy tutaj.

– Co?

– W tym wlasnie jest sprzecznosc, kochanie. Liczba albo znak, ktore nie pasuja do twojego rownania. Gdybys rzeczywiscie byl tym, za kogo sie uwazasz, i gdybys bal sie Carlosa – a Bog widzi, ze powinienes – Paryz bylby ostatnim miejscem na ziemi, gdzie by cie ciagnelo. Znajdowalibysmy sie gdzie indziej – sam tak powiedziales. Uciekalbys. Odebralbys pieniadze z Zurychu i zniknal. A ty wracasz wprost do jaskini Carlosa. Tak nie postepuje czlowiek, ktory sie boi lub czuje sie winny.

– Nie ma innych powodow. Przyjechalem do Paryza, zeby dowiedziec sie prawdy, to proste.

– A wiec uciekaj. Jutro rano bedziemy mieli pieniadze. Nic ciebie… nas nie zatrzymuje. To tez proste. – Marie przygladala mu sie uwaznie.

Jason spojrzal na nia i odwrocil wzrok. Podszedl do biurka i nalal sobie drinka.

– Pozostaje jeszcze Treadstone – powiedzial bez przekonania.

– Dlaczego ma znaczyc wiecej niz Carlos? To jest wlasnie twoje prawdziwe rownanie. Carlos i Treadstone. Czlowiek, ktorego kiedys bardzo kochalam, zostal zabity przez Treadstone. To dla nas jeszcze jeden powod do ucieczki, do przetrwania.

– A ja sadzilem, ze chcesz, by zlapano ludzi, ktorzy go zabili – powiedzial Bourne. – Zeby za to zaplacili.

– Chce. Nawet bardzo. Ale tym moga sie zajac inni. Mam pewien uklad wartosci i zemsta nie figuruje na czele tej listy. My jestesmy na pierwszym miejscu. Ty i ja. Chyba ze to tylko moje zdanie? Moje odczucia.

– Wiesz doskonale. – Mocniej scisnal szklanke w dloni i spojrzal na Marie. – Kocham cie – wyszeptal.

– Wiec uciekajmy! – powiedziala, bezwiednie podnoszac glos. Postapila krok w jego strone. – Zapomnijmy o tym wszystkim, naprawde zapomnijmy. Uciekajmy jak najszybciej i jak najdalej! Uciekajmy!

– Ja… ja… – zajaknal sie Jason. Mgla, ktora pojawila mu sie przed oczami, utrudniala widzenie, doprowadzala do wscieklosci. – Sa… pewne sprawy.

– Jakie sprawy? Kochamy sie, odnalezlismy sie! Mozemy wyjechac gdziekolwiek, byc kimkolwiek. Nic nie jest w stanie nas zatrzymac, prawda?

Bourne czul, jak pot wystepuje mu na czolo, czul suchosc w gardle.

– Nic nas nie zatrzyma. – Ledwo slyszal wlasny glos. – Musze pomyslec.

– O czym tu myslec? – naciskala Marie. Zrobila jeszcze jeden krok, zmuszajac go, by na nia spojrzal. – Istniejemy tylko ty i ja, prawda?

– Tylko ty i ja – powtorzyl cicho. Duszaca mgla przed oczami gestniala, otaczala go ze wszystkich stron. – Wiem, wiem. Ale musze pomyslec. Jeszcze tyle musze sie dowiedziec, tyle jeszcze musi wyjsc na jaw.

– Dlaczego to takie wazne?

– Po prostu… jest.

– Nie wiesz?

– Tak… Nie, nie jestem pewien. Nie pytaj mnie o to teraz.

– Jezeli nie teraz, to kiedy? Kiedy moge o to zapytac? Kiedy to minie? I czy w ogole minie?

– Przestan! – ryknal nagle, z trzaskiem odstawiajac szklanke na drewniana tace. – Nie moge uciekac! Nie bede! Zostane tu! Musze wiedziec!

Marie podbiegla do niego. Polozyla dlonie na jego ramionach, potem wytarla mu pot z twarzy.

– Wreszcie to powiedziales. Czy slyszysz siebie, kochanie? Nie mozesz uciekac, bo im bardziej zblizasz sie do prawdy, tym blizszy jestes obledu. A jeslibys uciekal, tym gorzej dla ciebie. To nie byloby zycie, lecz koszmar. Wiem o tym.

Spojrzal na nia i dotknal jej twarzy wyciagnieta dlonia.

– Wiesz?

– Oczywiscie. Ale to ty musiales o tym powiedziec, nie ja. – Przytulila sie do niego, kladac mu glowe na piersi. – Musialam cie zmusic do… To zabawne, ale ja naprawde moglabym uciec. Dzis w nocy moglabym wsiasc do samolotu i odleciec dokadkolwiek bys chcial; zniknac i nie ogladac sie za siebie. Bylabym szczesliwsza niz kiedykolwiek w zyciu. Ale ty nie moglbys tego zrobic. To co jest – o ile jest – w Paryzu, tak by cie przesladowalo, ze po pewnym czasie nie moglbys juz wytrzymac. Jest w tym jakas oblakana ironia losu, kochanie. Ja moglabym z tym zyc, ale nie ty.

– Zniknelabys? Tak po prostu? – zapytal Jason. – A co z twoja rodzina, praca, wszystkimi znajomymi?

– Nie jestem dzieckiem ani gluptasem – odparla pospiesznie. – Musialabym jakos zatrzec za soba slady ale nie przezywalabym tego zbyt ciezko. Poprosilabym o dlugi urlop z powodow zdrowotnych i osobistych. Stres, zalamanie nerwowe; zawsze moglabym wrocic – wydzial by to zrozumial.

– Peter?

– Tak. – Przez chwile milczala. – Nasze stosunki przeszly w inna faze, chyba bardziej wazna dla nas obojga. Byl jakby niedoskonalym bratem, ktoremu – mimo jego wad – zyczy sie wszystkiego najlepszego, bo jest uczciwy.

– Przykro mi. Naprawde. Spojrzala na niego.

– Ty tez jestes uczciwy. W mojej pracy uczciwosc jest bardzo wazna. Pokorni nie odziedzicza tej Ziemi, Jasonie – przejma ja skorumpowani. Sadze, ze granica miedzy korupcja a zabijaniem jest bardzo krucha.

– Treadstone-71?

– Tak. Oboje mielismy racje. Naprawde chce, zeby ich wykryto, zeby zaplacili za swoje uczynki… A ty nie mozesz uciec.

Musnal ustami jej policzek, potem wlosy i przytulil do siebie.

– Powinienem cie przepedzic – powiedzial. – Powinienem kazac ci wynosic sie z mojego zycia. Jednak nie jestem w stanie, chociaz cholernie dobrze wiem, ze powinienem.

– Nawet gdybys tak postapil, nie mialoby to znaczenia. Nie odeszlabym od ciebie, kochanie.

Kancelaria miescila sie przy bulwarze de la Chapelle. Zastawione ksiazkami sciany pokoju konferencyjnego bardziej przypominaly scene teatru niz biuro – wszystko bylo tu doskonala inscenizacja. W tym pokoju nie podpisywano kontraktow, lecz zawierano umowy. Jezeli chodzi o samego prawnika, to ani dostojny wyglad, ani biala hiszpanska brodka, ani srebrne pince-nez na orlim nosie nie zdolaly zamaskowac absolutnego braku uczciwosci. Upieral sie nawet, zeby rozmowa prowadzona byla w lamanym angielskim, by pozniej miec mozliwosc twierdzenia, ze zostal zle zrozumiany.

Rozmowa glownie zajmowala sie Marie. Bourne ustapil jej pola, jak przystalo klientowi wobec doradcy prawnego. Zwiezle wyluszczala swoje racje proszac o zmiane czekow platnych z funduszu banku i podpisywanych przez kasjera na poreczone obligacje, platne w banknotach o nominalach od pieciu do dwudziestu tysiecy dolarow. Poinstruowala prawnika, by powiadomil bank, ze wszystkie serie maja byc podzielone wedlug numeracji na trzy czesci a co piaty pakiet ma byc gwarantowany przez miedzynarodowe banki. Cala ta procedura byla jasna dla adwokata: tak skomplikowany sposob wystawienia obligacji uniemozliwial wysledzenie ich obiegu przez wiekszosc bankow i biur maklerskich. Zaden z bankow ani maklerow nie mial ochoty na dodatkowe wydatki i klopoty – ostatecznie platnosci byly zagwarantowane.

Kiedy poirytowany prawnik z hiszpanska brodka zblizal sie do konca telefonicznej rozmowy z rownie podenerwowanym Antoine’em d’Amacourtem, Marie powstrzymala go gestem dloni.

– Bardzo przepraszam, ale Monsieur Bourne nalega, zeby Monsieur d’Amacourt dolaczyl do zlecenia dwiescie tysiecy frankow w gotowce, z czego sto tysiecy ma byc przekazane razem z obligacjami. Pozostale sto ma pozostac u Monsieur d’Amacourta. Monsieur Bourne sugeruje, zeby te pieniadze zostaly podzielone w nastepujacy sposob: siedemdziesiat piec tysiecy dla Monsieur d’Amacourta, a dwadziescia piec dla pana. On zdaje sobie sprawe, jak wiele panom zawdziecza za porady i dodatkowe klopoty, na ktore panow narazil. Nie ma potrzeby wspominac, ze nie wymaga on zadnego formalnego zapisu tej operacji.

Na dzwiek tych slow irytacja i podenerwowanie zniknely, zastapione przez przesadna uprzejmosc nie widziana od czasow Wersalu. Umowa zostala zawarta zgodnie z niezwyklymi – aczkolwiek calkowicie zrozumialymi – zadaniami Monsieur Bourne’a i jego damskiego doradcy.

Monsieur Bourne przyniosl skorzany neseser na obligacje i pieniadze. Ustalono, ze dostarczy go uzbrojony kurier, ktory o czternastej trzydziesci wyjdzie z banku i o godzinie pietnastej spotka Monsieur Burne’a na Pont Neuf. Szacowny klient dokona identyfikacji dopasowujac maly skrawek wycietej z boku neseseru skory do miejsca

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату