konfesjonalu i kilka razy zamrugal, usilujac dojrzec zakapturzona postac, ktora czekala za gruba zaslona. Osiemdziesieciotrzyletni poslaniec wzrok mial slaby, lecz umysl wciaz bystry, a tylko to sie liczylo.
–
–
– Zblizaja sie do kresu, ale uczyniono je dostatnimi.
– To dobrze… Co slychac w Zurychu?
– Maja faceta z parku. Byl ranny, znalezli go poprzez lekarza znanego w calym
– A wiec zmowili sie, Kain i ta kobieta.
– Facet uwaza, ze nie. Byl jednym z dwoch, ktorzy zatrzymali ja na Lowenstrasse.
– Skonczony duren… to on zabil stroza?
– Tak. Tlumaczy sie, ze musial, bo inaczej nie zdolalby uciec.
– Niech sie nie tlumaczy, moze to najmadrzejsza rzecz, jaka zrobil. Wciaz ma bron, z ktorej strzelal?
– Twoi ludzie maja.
– Dobrze. Trzeba ja przekazac pewnemu komisarzowi z policji zuryskiej. Kain jest trudno uchwytny, ale ta kobieta… ma wspolpracownikow w Kanadzie, bedzie z nimi w kontakcie. Jesli ja zlapiemy, Kain nam nie umknie. Masz kartke i olowek?
– Tak, Carlosie.
Bourne delikatnie podtrzymywal Marie, pomagajac jej usiasc na laweczce przymocowanej do waskiej sciany tuz obok przeszklonej budki telefonicznej. Dziewczyna trzesla sie i lkala, ciezko oddychajac. Kiedy podniosla na niego wzrok, jej szkliste spojrzenie nabralo ostrosci.
– Oni go zabili. Zabili! Boze, co ja zrobilam? Peter.
– To nie ty! Jezeli juz, to ja. Zrozum to wreszcie.
– Jasonie, boje sie. Byl na drugim koncu swiata… i zabili go!
– Treadstone?
– A ktoz by inny? Byly dwa telefony. Z Waszyngtonu… Nowego Jorku. Pojechal na lotnisko, zeby sie z kims zobaczyc i zostal zabity.
– Jak?
– Och, Jezu Chryste… – W jej oczach pojawily sie lzy. – Zastrzelili go. Dostal w gardlo – wyszeptala.
Nagle Bourne poczul tepy bol. Nie mogl go zlokalizowac, czul tylko, ze brakuje mu powietrza.
– Carlos – powiedzial machinalnie.
– Co? – Marie utkwila w nim nieruchome spojrzenie. – Co powiedziales?
– Carlos – powtorzyl cicho. – Kula w gardlo. Carlos.
– Co chcesz mi powiedziec?
– Nie wiem. – Wzial ja za ramie. – Chodzmy stad. Dobrze sie czujesz? Mozesz isc?
Skinela glowa. Na chwile zamknela oczy, oddychajac gleboko.
– Tak.
– Wstapimy teraz na drinka. Przyda nam sie obojgu. A potem ja znajdziemy.
– Co znajdziemy?
– Ksiegarnie na Saint-Germain.
Pod haslem „Carlos” widnialy trzy numery tygodnikow: miedzynarodowe wydanie „Time’a” sprzed czterech lat i dwa numery paryskiego „Le Globe”. Nie czytali artykulow na miejscu; zamiast tego kupili wszystkie trzy egzemplarze, wrocili taksowka do hotelu na Montparnassie i zabrali sie do lektury. Marie czytala na lozku, Jason na krzesle przy oknie. Po kilku minutach Marie drgnela.
– Mam – powiedziala. W jej oczach i glosie pojawil sie strach.
– Czytaj.
– „Jest to szczegolnie brutalna forma kary wymierzanej, jak sie zdaje; przez Carlosa lub mala grupke jego zolnierzy. Smierc nastepuje w wyniku postrzalu w gardlo. Ofiara czesto zostaje porzucona, by umrzec w straszliwych meczarniach. Ten rodzaj kary jest zarezerwowany dla tych, ktorzy zlamali nakaz milczenia lub lojalnosci wymaganych przez tego zabojce oraz dla tych, ktorzy odmowili udzielenia informacji…” – Marie przerwala. Dalej nie mogla czytac. Rzucila sie plecami na lozko i zamknela oczy. – Nie chcial im powiedziec i za to go zabili. Och, moj Boze…
– Nie mogl im powiedziec tego, czego nie wiedzial – odparl Bourne.
– Ale ty przeciez wiedziales! – Marie znow usiadla i otworzyla oczy. – Wiedziales o tym postrzale w gardlo! Powiedziales o tym!
– Tak. Wiedzialem. To wszystko, co moge powiedziec.
– Ale skad?
– Chcialbym znac odpowiedz na to pytanie. Nie znam.
– Mozesz zrobic mi drinka?
– Oczywiscie. – Jason wstal i podszedl do biurka. Do dwoch szklanek nalal whisky i spojrzal na Marie. – Mam zadzwonic po lod? Herve szybko przyniesie.
– Nie. Nie przyniesie wystarczajaco szybko. – Trzasnela tygodnikiem o lozko i rzucila Bourne’owi gniewne spojrzenie. – Zaraz zwariuje!
– To bedzie nas dwoje.
– Chcialabym ci wierzyc. Wierze ci. Ale ja… ja…
– Nie masz pewnosci – dokonczyl Bourne. – Ja tez nie. – Podal jej szklanke. – Czego chcesz sie ode mnie dowiedziec? Co moge powiedziec? Czy jestem jednym z zolnierzy Carlosa? Czy zlamalem nakaz milczenia lub lojalnosci i dlatego znam metode egzekucji?
– Przestan!
– Czesto tak sobie mowie. „Dosc tego. Przestan”. Nie mysl, probuj sobie przypomniec, ale jak juz bedziesz blisko, nacisnij pedal hamulca. Nie posuwaj sie zbyt daleko, zbyt gleboko. Zdemaskujesz jedno klamstwo, tylko po to, by pojawilo sie dziesiec kolejnych pytan w nim zawartych. Moze to jest jak przebudzenie po dlugim pijanstwie, kiedy nie jestes pewny, z kim sie biles lub spales lub… do diabla z tym… kogo zabiles.
– Nie!… Ty jestes soba – Marie polozyla nacisk na ostatnie slowo. – Nie zabieraj mi tego.
– Nie chce. Sobie tez nie chce tego odebrac. – Jason wrocil do krzesla i usiadl na nim z twarza zwrocona do okna. – Przeczytalas o… metodzie egzekucji… Ja natomiast przeczytalem o czyms innym. Wiedzialem o tym tak jak o Howardzie Lelandzie. Nawet nie musialem tego czytac.
– Czego?
Bourne siegnal po egzemplarz „Time’a” sprzed czterech lat. Zlozony na pol tygodnik otwarty byl na stronie, na ktorej widnial rysunek brodatego mezczyzny. Szkic byl toporny, nieprzekonywajacy, tak jakby rysownik korzystal z metnego opisu. Podal magazyn Marie.
– Przeczytaj – powiedzial. – Zaczyna sie po lewej stronie, pod naglowkiem „Postac z bajki czy potwor?”. A potem chce sie zabawic w pewna gre.
– Gre?
– Tak. Przeczytalem tylko dwa pierwsze ustepy; musisz mi uwierzyc na slowo.
– W porzadku. – Marie przygladala mu sie ze zdziwieniem. Opuscila tygodnik, tak by padalo na niego swiatlo i zaczela czytac.
POSTAC Z BAJKI CZY POTWOR?
Przez ponad dekade imie Carlosa wymieniano szeptem w zaulkach tak rozniacych sie miedzy soba miast, jak Paryz, Teheran, Bejrut, Londyn, Kair, Amsterdam. Jest uwazany za terroryste doskonalego, przez co nalezy rozumiec, ze dla niego morderstwo i zabojstwo jest celem samym w sobie, pozbawionym jakiegokolwiek politycznego podloza. Istnieja jednak konkretne dowody, ze organizowal on egzekucje dla takich grup ekstremalnych radykalow, jak OWP i Baader-Meinhof, czerpiac z tego duze zyski. Wystepowal w tych przypadkach zarowno w roli instruktora, jak i wykonawcy wyrokow pobierajacego wygorowane honoraria. W wyniku jego sporadycznych kontaktow z tymi organizacjami, a takze wewnetrznych konfliktow w ich lonie, zaczyna wylaniac sie