– Nosi prosta nazwe: „Pulapka”.
– Pulapka na kogo?
– Na mnie. – Bourne pochylil sie do przodu. – Chce, zebys zadawala mi pytania dotyczace wszystkiego, co tam wyczytalas. Zwroty, nazwy miast, pogloski, fragmenty… przeslanek. Cokolwiek. Zobaczymy, jak zareaguje. Bede strzelal na oslep.
– Kochanie, nie ma zadnego dowodu…
– Zrob to! – rozkazal Jason.
– W porzadku. – Marie podniosla egzemplarz „Time’a”. – Bejrut – powiedziala.
– Ambasada – odparl. – Szef placowki CIA udajacy attache. Zastrzelony na ulicy. Trzysta tysiecy dolarow.
Marie spojrzala na niego.
– Pamietam… – zaczela.
– Ja nie! – przerwal. – Dalej.
Wytrzymala jego spojrzenie i wrocila do tygodnika.
– Baader-Meinhof.
– Stuttgart. Regensburg. Monachium. Dwa zabojstwa i porwanie przypisane Baaderowi. Pieniadze z… – Bourne przerwal na chwile i zdumiony wyszeptal: -…ze Stanow Zjednoczonych. Detroit… Wilmington, Deleware.
– Jason, co chcesz…?
– Dalej, prosze.
– Nazwisko. Sanchez.
– Pelne nazwisko brzmi: Iljicz Ramirez Sanchez – odpowiedzial. – To… Carlos.
– Dlaczego Iljicz?
Bourne przerwal, bladzac wokol spojrzeniem.
– Nie wiem.
– To rosyjskie imie, nie hiszpanskie. Czy jego matka byla Rosjanka?
– Nie… tak. Jego matka. To z powodu matki. Tak mysle. Nie jestem pewny.
– Nowogrod.
– Osrodek wywiadu. Obsluga radiostacji, szyfry, sposoby lacznosci. Sanchez jest absolwentem.
– Jason, ty to czytales!
– Nie, nie czytalem. Prosze, pytaj dalej!
Oczy Marie wrocily na poczatkowe wiersze artykulu.
– Teheran.
– Osiem zabojstw, przypisywanych po czesci Chomeiniemu i po czesci OWP. Wyplata – dwa miliony. Zrodlo – poludniowo-zachodni rejon ZSRR.
– Paryz – rzucila Marie.
– Wszystkie kontrakty beda szly przez Paryz.
– Jakie kontrakty?
– Kontrakty… zabojstwa.
– Czyje zabojstwa? Czyje kontrakty?
– Sancheza… Carlosa.
– Carlos! A wiec to jego kontrakty, jego zabojstwa. Nie masz z nimi nic wspolnego.
– Kontrakty Carlosa – powiedzial jakby w oszolomieniu Bourne. – To nie ma nic wspolnego… ze mna – powiedzial glosem nieco tylko wznoszacym sie ponad poziom szeptu.
– Wlasnie to powiedziales, Jasonie. To ciebie nie dotyczy!
– Nie! To nieprawda! – krzyknal, zrywajac sie z krzesla i patrzac na nia z gory. – Nasze kontrakty – dodal cicho.
– Nie wiesz, o czym mowisz!
– Po prostu odpowiadam! Na oslep! To dlatego musialem przyjechac do Paryza! – obrocil sie, podszedl do okna i chwycil rame okienna. – Temu ma sluzyc ta cala gra – ciagnal. – Nie szukamy klamstwa, szukamy prawdy, pamietasz? Moze do niej dotarlismy, moze gra ja ujawnila.
– Ten test niczego nie udowodnil. To pelna bolu gra przypadkowych wspomnien. Jezeli taki tygodnik jak „Time” to wydrukowal, to te informacje mogla za nim podac polowa gazet na swiecie. Mogles to przeczytac gdziekolwiek!
– Jednak faktem jest, ze to zapamietalem.
– Nie do konca. Nie wiesz, skad pochodzi imie Iljicz ani ze ojciec Carlosa byl komunistycznym adwokatem w Wenezueli. Sadze, ze to istotne szczegoly… Nawet nie wspomniales o Kubanczykach. Gdybys to zrobil, doszlibysmy do najbardziej szokujacego przypuszczenia zawartego w tym artykule. Ale ty nie wspomniales o tym ani slowem!
– O czym ty mowisz?
– Dallas – powiedziala. – Listopad 1963 roku.
– Kennedy – odparl Bourne.
– To wszystko? Kennedy?
– A wiec to sie stalo. – Jason znieruchomial.
– Stalo sie, ale nie to chcialam wiedziec.
– Wiem – powiedzial bezbarwnym glosem Bourne, tak jakby mowil w prozni. – Trawiasty pagorek… „Plotniak” Billy.
– Czytales to!
– Nie.
– A wiec czytales o tym wczesniej albo ktos ci powiedzial!
– Mozliwe, ale nie ma to znaczenia, prawda?
– Przestan, Jasonie!
– Znow te slowa. Chcialbym.
– Co probujesz mi powiedziec? Jestes Carlosem?
– Na Boga, nie. Carlos chce mnie zabic. Poza tym jestem pewien, ze nie mowie po rosyjsku.
– A wiec co?
– To, o czym powiedzialem na poczatku. Gra, ktora nazywa sie „zlap-w-pulapke-zolnierza”.
– Zolnierza?
– Tak. Tego, ktory zdradzil Carlosa. To jedyne wytlumaczenie, jedyny powod, ze wiem to, co wiem. O wszystkim.
– Dlaczego powiedziales „zdradzil”?
– Bo on naprawde chce mnie zabic. Musi, poniewaz sadzi, ze wiem o nim wiecej niz ktokolwiek na swiecie.
Marie siedziala skulona na lozku. Podkurczyla nogi, a rece ulozyla wzdluz bokow.
– To jest skutek zdrady. A jaka jest przyczyna? Jesli to prawda, ze to zrobiles, stales sie… stales sie… – Przerwala.
– Wziawszy wszystko pod uwage, jest troche zbyt pozno, zeby szukac przyczyn w sferze moralnosci – powiedzial Bourne, widzac bol na twarzy ukochanej kobiety, ktora wlasnie cos zrozumiala. – Przychodzi mi do glowy kilka powodow, stereotypowych sytuacji. Moze doszlo do walki miedzy zlodziejami… zabojcami.
– Bzdura! – krzyknela Marie. – Nie ma nawet strzepka dowodu!
– Jest cala sterta i ty dobrze o tym wiesz. Moglem zdradzic go dla kogos, kto lepiej zaplacil, lub ukrasc duze pieniadze. Oba te rozwiazania tlumaczylyby konto w Zurychu. – Przerwal na chwile, niewidzacym wzrokiem wpatrujac sie w sciane nad lozkiem, wsluchujac sie w swoje wnetrze. – To wyjasnialoby tez Howarda Lelanda, Marsylie, Bejrut, Stuttgart… Monachium. Wszystko. Fakty, ktorych nie pamietam, a ktore chca wyjsc na jaw. A zwlaszcza jeden: dlaczego unikam jego imienia. Dlaczego nigdy o nim nie wspominalem. Boje sie. Jego sie boje.
Zapadla cisza; powiedziano wiecej niz te kilka slow o strachu. Marie skinela glowa.
– Jestem pewna, ze w to wierzysz – powiedziala – i w pewnym sensie chcialabym, zeby to byla prawda. Ale chyba tak nie jest. Chcesz w to wierzyc, bo w ten sposob podtrzymujesz swoja wersje. To daje ci odpowiedz…