to zrobic! Dalem sobie rade dzis w nocy i nic mi nie jest. Juz sie uspokoilem. Juz wszystko w porzadku. Kiedy teraz wroce do domu, bede lepszy niz przedtem. To konieczne, bo tylko ciebie jedna mam na swiecie.
Spocony, zadyszany, w przyklejonym do ciala dresie Dawid Webb przebiegl przez rozlegly trawnik, minal rzedy drewnianych lawek i wpadl na wybetonowana sciezke prowadzaca do hali sportowej. Jesienne slonce zniknelo juz za kamiennymi budynkami miasteczka uniwersyteckiego i zawislo nad odlegla sciana lasu, rozpalajac na wieczornym niebie nad stanem Maine krwistoczerwone plomienie.
Jesienny chlod z kazda chwila stawal sie coraz bardziej dokuczliwy. Webb zadrzal; jego lekarze chyba nie to mieli na mysli.
Jednak stosowal sie do ich zalecen. Pracujacy dla rzadu medycy powiedzieli mu, ze jesli zdarzy sie – a bedzie sie zdarzac – iz w jego pamieci pojawia sie wyrazne, niepokojace obrazy, stanowiace fragmenty zagubionych wspomnien, to najlepszym srodkiem mogacym pomoc mu sie z nimi uporac bedzie intensywny wysilek fizyczny. Badania EKG wykazaly, ze ma mocne serce, pluca rowniez byly bez zarzutu, mimo idiotycznego nawyku palenia papierosow, wiec skoro cialo moglo zniesc taka kare, nalezalo ja zastosowac, by ulzyc umyslowi. W takich chwilach najwiecej zalezalo od tego, zeby jak najszybciej odzyskac spokoj.
– Co moze byc zlego w kilku drinkach i papierosach? – zapytal lekarzy, dajac im w ten sposob do zrozumienia, jaki rodzaj kuracji by wolal. – Serce bije szybciej, cialo nie cierpi, a umysl autentycznie sie odpreza.
– To wszystko sa depresory – odparl jedyny z ich grona, ktorego naprawde sluchal. – Sztuczne stymulatory, ktorych stosowanie prowadzi jedynie do poglebienia depresji i wzmozonego niepokoju. Lepiej biegaj, plywaj, kochaj sie z zona albo rob cokolwiek w tym rodzaju. Nie badz glupcem i nie daj sie tu przywiezc z powrotem w kaftanie bezpieczenstwa. Jezeli nie zalezy ci na sobie, to pomysl o mnie. Zbyt wiele nad toba pracowalem, niewdzieczniku. Znikaj stad, Webb. Zacznij zyc w tym miejscu, w ktorym przerwales, i baw sie najlepiej, jak potrafisz. Nie zapominaj, ze jestes urzadzony lepiej niz zdecydowana wiekszosc ludzi, bo jak zapomnisz, to natychmiast konczymy nasze comiesieczne, kontrolowane szalenstwa i mozesz sobie isc do diabla. Tobie bedzie wszystko jedno, ale mnie na pewno bedzie ich brakowac… Idz juz, Dawidzie. Pora na ciebie.
Morris Panov byl jedynym czlowiekiem, oczywiscie oprocz Marie, ktory zawsze potrafil do niego dotrzec. Kryla sie w tym pewna ironia, poczatkowo bowiem Morris wcale nie nalezal do zespolu lekarzy sprawujacych opieke nad Webbem i nikt nie zamierzal wprowadzac go w tajniki operacji, w wyniku ktorej Dawid Webb przeistoczyl sie w Jasona Bourne'a. Psychiatra wepchnal sie na sile, grozac ujawnieniem roznych kompromitujacych faktow, jesli nie zleci mu sie opieki nad stanem umyslowym pacjenta. Przytaczane przez niego argumenty byly bardzo proste: to on, Morris Panov, nieswiadomie wydal na niego wyrok smierci, a sama mysl o tym, w jaki sposob to uczynil, wciaz jeszcze doprowadzala go do wscieklosci. Ogarniety panika czlowiek, ktory teoretycznie powinien w kazdej sytuacji zachowac zimna krew, zadal mu kilka „hipotetycznych” pytan dotyczacych „hipotetycznego” agenta znajdujacego sie w krytycznej sytuacji. Odpowiedzi, jakich Panov udzielil, byly ostrozne i wywazone; nie mogl zdiagnozowac pacjenta, ktorego nie widzial na oczy, ale owszem, wszystko bylo mozliwe, a bez dokladnego badania niczego nie mozna bylo wykluczyc. Najwazniejszym slowem bylo „niczego”. Powiedzial je, a powinien byl milczec jak grob! W uszach dyletantow to jedno jedyne slowo zabrzmialo jak potwierdzenie rozkazu zlikwidowania Dawida Web-ba – wowczas Jasona Bourne'a – a nie doszlo do tego wylacznie dzieki dzialaniu samego Dawida, kiedy zabojcy nie zdazyli jeszcze ruszyc do akcji.
Morris Panov nie tylko wszedl w sklad zespolu opiekujacego sie Dawidem w szpitalu Waltera Reeda, a potem w centrum medycznym w Wirginii, ale objal nad nim kierownictwo. Ten sukinsyn ma amnezje, wy barany! Od kilku tygodni usiluje wam to powiedziec nienaganna angielszczyzna, chyba zbyt poprawna dla waszych niedorozwinietych mozdzkow!
Pracowali razem przez wiele miesiecy, najpierw jak pacjent i lekarz, potem jak para przyjaciol. Bardzo pomogl im fakt, ze Marie darzyla Mo czyms w rodzaju uwielbienia; dobry Boze, jakze ona wowczas potrzebowala sojusznika! Ciezar, jaki Dawid stanowil dla swojej zony, byl wrecz niewyobrazalny, poczawszy od pierwszych dni w Szwajcarii, kiedy zaczela rozumiec cierpienie czlowieka, ktory ja uwiezil, az do chwili, kiedy powziela postanowienie – przeciwstawiajac sie jego woli – ze mu pomoze, nie wierzac nigdy w to, w co on wierzyl i powtarzajac mu bez przerwy, ze nie jest zbrodniarzem, za jakiego sie uwaza, ani zabojca, za jakiego uwazaja go inni. Jej wiara stanowila wowczas dla niego jedyny pewny punkt odniesienia, a jej milosc stala sie poczatkiem dlugiej drogi ku normalnosci. Bez Marie bylby trupem, a bez Mo Panova zaledwie wegetujaca roslina, lecz przy pomocy ich obojga coraz smielej rozgarnial klebiace sie chmury, odnajdujac na nowo blask slonca.
Wlasnie dlatego po zakonczeniu popoludniowego seminarium nie pojechal od razu do domu, lecz biegal przez godzine po opustoszalym stadionie. Cotygodniowe seminaria czesto konczyly sie znacznie pozniej, niz bylo to przewidziane w planie zajec, wiec Marie w te dni nie szykowala obiadu, wiedzac, ze po jego powrocie pojada do jakiejs restauracji, w towarzystwie dwoch dyskretnych, kryjacych sie w ciemnosci straznikow. Teraz jeden z nich z pewnoscia szedl za nim przez boisko, a drugi czekal w hali. Szalenstwo! Ale czy na pewno?
Zastosowal sie do rady Panova z powodu obrazu, jaki pojawil sie w jego umysle, kiedy porzadkowal papiery w swoim biurze. Byla to twarz, ktora znal, pamietal i bardzo kochal. Chlopieca twarz, doroslejaca jak na przyspieszonym filmie, a potem cala postac w wojskowym mundurze, niewyrazna, zamazana, lecz na pewno mocno z nim zwiazana. Czujac splywajace mu po policzkach lzy domyslil sie, ze to niezyjacy brat, o ktorym mu opowiadali, wiele lat temu odbity przez niego z niewoli w dzungli Tam Quan oraz zdrajca o nazwisku Jason Bourne, ktorego wlasnorecznie rozstrzelal. Nie mogl dac sobie rady z gwaltownymi, pojawiajacymi sie jeden po drugim obrazami. Z trudem dotrwal do konca skroconego seminarium, usprawiedliwiajac sie powaznym bolem glowy. Musial znalezc jakies ujscie dla wzbierajacego w nim napiecia, zaakceptowac lub odrzucic wymieszane, chaotyczne fragmenty wspomnien; rozsadek podpowiadal mu, ze moze w tym pomoc dlugi, morderczy bieg pod wiatr, pod silny wiatr. Nie wolno mu szukac opieki Marie za kazdym razem, kiedy peka tama; zbytnio ja kochal. Jezeli tylko moze, musi sobie radzic sam. Taka umowe zawarl z samym soba.
Otwierajac ciezkie drzwi zastanowil sie przez moment, dlaczego wejscie do kazdej hali sportowej jest zaprojektowane niczym wrota Troi. Kiedy znalazl sie w pomalowanym na bialo korytarzu, ruszyl przed siebie, az wreszcie dotarl do szatni dla wykladowcow; z ulga zauwazyl, ze pomieszczenie bylo puste. Nie byl w nastroju do towarzyskich pogaduszek, a gdyby musial podjac ten wysilek, z pewnoscia sprawilby dziwaczne wrazenie. Mogl tez obejsc sie bez spojrzen, ktore z pewnoscia by na siebie sciagnal. Znalazl sie zbyt blisko krawedzi. Musial cofac sie powoli i ostroznie, najpierw sam, potem z pomoca Marie. Boze, kiedy to sie wreszcie skonczy? Jak wiele moze od niej wymagac? Co prawda, nigdy nie musial jej prosic – zawsze sama ofiarowywala mu wszystko, co mogla,
Webb przeszedl wzdluz rzedu szafek. Jego wlasna znajdowala sie prawie na samym koncu. W pewnej chwili jego uwage zwrocil jakis jasny przedmiot, umieszczony mniej wiecej na wysokosci jego glowy. Przyspieszyl kroku, by po chwili przekonac sie, ze to zwinieta kartka papieru, ktora wepchnieto w szczeline drzwi szafki. Wyszarpnal ja i rozwinal.
„Dzwonila Panska zona. Prosila, zeby skontaktowal sie Pan z nia tak szybko, jak tylko Pan bedzie mogl. Podobno to bardzo pilne. Raiph”.
Dozorca powinien ruszyc troche glowa i od razu go zawolac, pomyslal z gniewem Dawid, otwierajac szafke. Wydobyl z kieszeni spodni garsc drobnych, po czym podbiegl do wiszacego na scianie telefonu i wlozyl do szczeliny monete; z niepokojem zauwazyl, ze drzy mu reka. Natychmiast domyslil sie dlaczego: Marie nie uzywala slowa „pilne”. Unikala takich slow.
– Halo?
– O co chodzi?
– Domyslilam sie, ze tam bedziesz – powiedziala jego zona. – Panaceum Mo, ktore powinno cie wyleczyc, pod warunkiem, ze wczesniej nie dostaniesz zawalu serca.
– Co sie stalo?
– Wracaj do domu, Dawidzie. Czeka na ciebie ktos, z kim musisz sie zobaczyc. Pospiesz sie, kochanie.
Podsekretarz stanu Edward McAllister ograniczyl do minimum ceremonie prezentacji, ale udalo mu sie przekazac kilka szczegolow majacych swiadczyc jednoznacznie o tym, ze nalezy do najwyzszych kregow Departamentu. Zarazem jednak staral sie zbytnio nie podkreslac swojego znaczenia; byl biurokrata znajacym swoj fach i spokojnym o to, ze jego kwalifikacje pozwola mu przetrzymac wszystkie zmiany w administracji.
– Jesli pan sobie zyczy, panie Webb, moge zaczekac, az przebierze sie pan w cos bardziej wygodnego.
Dawid caly czas byl w przepoconym dresie, poniewaz zaraz po odwieszeniu sluchawki zlapal ubranie z szafki i popedzil do samochodu.
– Nie wydaje mi sie – odparl. – Zwazywszy na to, w jakiej instytucji pan pracuje, chyba nie moze pan czekac