McAllister, przynajmniej taki, jakiego ci opisalam, jest klamca albo glupcem, ale zalozmy, ze jest klamca, lecz nie glupcem. Przyjmujac taka hipoteze – a uwazam, ze jest prawdziwa – mowimy o dwoch rzadach dzialajacych reka w reke. W naszych niestabilnych czasach. Co wtedy?
– Wtedy szykuje sie nam niezla katastrofa – odparla cicho Catherine Staples.
– I wszystko kreci sie wokol mego meza?
– Jezeli masz racje, to tak.
– Wiec to jednak mozliwe?
– Nie chce nawet o tym myslec.
ROZDZIAL 15
Czterdziesci mil na poludniowy zachod od Hongkongu, za wyspami na Morzu Poludniowochinskim lezy Polwysep Makau, z formalnego punktu widzenia kolonia portugalska. Jej historyczne poczatki istotnie odnalezc mozna w Portugalii, ale obecna pozycja miedzynarodowa, z dorocznym Grand Prix, kasynami gry i jachtami, oparta jest na luksusie i stylu zycia wyznaczanym przez bogatych Europejczykow. Niezaleznie od tego nie wolno popelnic bledu. Makau jest chinskie. Za nitki pociaga sie w Pekinie.
Nigdy! Tylko nie Makau! Rozkaz bedzie szybki, a egzekucja jeszcze szybsza! Panska zona umrze!
Ale w Makau znajdowal sie zabojca i kameleon musial wkroczyc w kolejna dzungle.
Przygladajac sie uwaznie twarzom i zagladajac w mroczne katy malego zatloczonego dworca, Bourne posuwal sie razem z tlumem ku przystani, przy ktorej cumowal wodolot do Makau, pokonujacy te odleglosc w ciagu godziny. Pasazerowie dzielili sie na trzy odrebne kategorie: pierwsza stanowili powracajacy mieszkancy portugalskiej kolonii, w wiekszosci pograzeni w milczeniu Chinczycy; druga zawodowi gracze – prawdziwa mieszanka rasowa – ktorzy jesli w ogole ze soba rozmawiali, to bardzo cicho, i wciaz rozgladali sie naokolo, zeby przyjrzec sie swoim przyszlym rywalom; do trzeciej wreszcie kategorii zaliczali sie lowcy nocnych przygod – halasliwi turysci, wylacznie biali, nierzadko pijani, w dziwacznych kapeluszach i krzykliwych tropikalnych koszulach.
Jason opuscil Shenzhen i wyruszyl z Luohu do Koulunu pociagiem o trzeciej. Podroz byla wyczerpujaca, targaly nim emocje, nie potrafil rozsadnie myslec. Byl tak blisko swego sobowtora! Gdyby choc na minute udalo mu sie odciagnac gdzies na bok czlowieka z Makau, moglby go stamtad porwac! Mial na to sposoby. Wizy ich obu byly w porzadku; czlowieka zwijajacego sie z bolu, z gardlem zniszczonym do tego stopnia, ze nie potrafilby wykrztusic slowa, mozna by bylo przeprowadzic przez granice jako chorego, moze nawet na jakas zarazliwa chorobe, a zatem niezbyt milego goscia, ktorego lepiej szybko sie pozbyc. Ale tak sie nie stalo, nie tym razem. Gdyby tylko mogl go zobaczyc!
A na dodatek dokonal jeszcze tego zaskakujacego odkrycia: okazalo sie, iz nowy morderca, ten mit, ktory nie byl zadnym mitem, lecz brutalnym zabojca, ma powiazania w Republice Ludowej. Napelnialo to Dawida glebokim niepokojem, poniewaz chinscy notable mogli wejsc w kontakt z oszustem tylko po to, zeby skorzystac z jego uslug. Byla to komplikacja, ktorej Dawid wcale sobie nie zyczyl. Nie mialo to nic wspolnego z Marie ani z nim samym, a ich dwoje to bylo wszystko, na czym mu zalezalo! Wszystko, na czym mu zalezalo! Jason Bourne: Przyprowadz czlowieka z Makau!
Wrocil do hotelu Peninsula zatrzymujac sie po drodze w Centrum Handlowym „Nowy Swiat”, zeby kupic ciemna nylonowa wiatrowke i pare niebieskich marynarskich butow na grubych gumowych podeszwach. Dawida Webba ogarnial przejmujacy niepokoj. Jason Bourne, nie zdajac sobie nawet z tego sprawy, planowal kolejne posuniecia. Zamowil lekki posilek i pojadal go siedzac na lozku i ogladajac obojetnie telewizyjne wiadomosci. Potem Dawid przylozyl glowe do poduszki, na krotko zamknal oczy i zastanawial sie, skad biora sie te slowa: Odpoczynek to bron. Nie zapominaj o tym. Bourne obudzil sie po pietnastu minutach.
Jason kupil bilet na rejs o 8.30 wieczorem w kiosku w hali tranzytowej w Tsimshatsui w godzinach szczytu. Zeby zdobyc pewnosc, ze nie jest sledzony – a musial byc tego absolutnie pewien – trzy razy zmienial taksowke w drodze do przystani, z ktorej odplywaly statki do Makau. Na godzine przed rejsem wysiadl w odleglosci kilkuset metrow od celu i reszte drogi przebyl na piechote, postepujac wedlug rytualu, w ktorym go wyszkolono. Samego szkolenia nie pamietal, tylko sposoby zachowania. Wmieszal sie w tlum przed hala portowa, krecac sie to tu, to tam, kluczac, przechodzac z jednego korytarza do drugiego, a potem nagle przystajac z boku i koncentrujac na tym, co dzieje sie za nim, szukajac kogos, kogo juz widzial przed chwila, jakiejs twarzy albo pary bacznych, utkwionych w nim oczu. Nie bylo nikogo. Ale musial miec calkowita pewnosc, bo od tego zalezalo zycie Marie. Powtorzyl wiec caly ten rytual jeszcze dwukrotnie, az w koncu zatrzymal sie wewnatrz pograzonej w polmroku hali portowej przy lawkach, skad widac bylo przystan i otwarte morze. Nadal wypatrywal pojedynczej, zaniepokojonej twarzy, kogos krecacego sie w miejscu, rozgladajacego sie na wszystkie strony, kogos, kto go szukal. I tym razem nie zauwazyl nikogo. Mogl poplynac do Makau. Byl juz w drodze.
Usiadl w glebi przy oknie i patrzyl, jak oddalajace sie swiatla Hongkongu i Koulunu zlewaja sie w lune na azjatyckim niebie. W miare jak wodolot nabieral szybkosci i mijal nalezace do Chin wyspy, pojawialy sie i znikaly nowe swiatla. Wyobrazil sobie zolnierzy w mundurach patrzacych przez dzialajace na podczerwien teleskopy i lornetki, nie orientujacych sie, czego wlasciwie wypatruja, ale poinstruowanych, zeby zwracac na wszystko uwage. Przed oczyma wyrastaly zlowieszcze pasma gorskie Nowych Terytoriow; swiatlo ksiezyca wydobywalo szczyty z ciemnosci, podkreslajac ich piekno i mowiac zarazem: W tym miejscu sie zatrzymasz. Dalej jestesmy inni. W rzeczywistosci wcale tak nie bylo. Na placach Shenzhen ludzie zachwalali swoje towary. Prosperowalo rzemioslo, chlopi hodowali bydlo i zyli wcale nie gorzej niz wyksztalcone elity w Pekinie i Szanghaju – majac przy tym lepsze na ogol warunki mieszkaniowe. Chiny zmienialy sie. Choc zmiany te nie nastepowaly zbyt szybko wedlug kryteriow zachodnich i choc Chiny nadal pozostawaly paranoicznym gigantem, to jednak, myslal Dawid Webb, znikaly tak czeste niegdys rozdete glodem brzuchy dzieci. Na najwyzszych szczeblach wladzy nie brakowalo takich, ktorzy obrastali w tluszcz, ale malo tez bylo glodujacych na polach. Nastapil postep, myslal, bez wzgledu na to, czy wiekszosc swiata pochwala metody, ktorymi tego dokonano.
Wodolot zwolnil, jego kadlub zanurzyl sie w wodzie. Przeplynal pomiedzy oswietlonymi blaskiem reflektorow kamiennymi wiezyczkami wienczacymi sztuczna rafe. Znajdowali sie w Makau i Bourne wiedzial, co ma robic. Wstal, przeprosil sasiada i ruszyl przejsciem w kierunku stloczonych w jednym miejscu Amerykanow. Kilku stalo, a reszta siedziala, spiewajac najwyrazniej juz nie po raz pierwszy tego wieczoru przecwiczona wersje Pana Sandmana.
Baam baam baam baam Panie Sandman, zaspiewaj nam Baam baam baam baam O, Panie Sandman…
Byli na rauszu, ale nie pijani, nie wrzaskliwi. Inna grupa turystow, Niemcy, sadzac po brzmieniu ich jezyka, zachecala Amerykanow do spiewania i nagrodzila ich oklaskami po zakonczeniu piosenki.
– Gut!
– Sehr gul!
– Wunderbar!
– Danke, meine Herren. – Amerykanin stojacy najblizej Jasona uklonil sie. Wywiazala sie krotka przyjacielska rozmowa, w ktorej Niemcy poslugiwali sie angielskim, a Amerykanie odpowiadali po niemiecku.
– Przez chwile poczulem sie jak w domu – odezwal sie Bourne do Amerykanina.
– Hej, mamy Landsmanna! Ta piosenka zdradza takze twoj rok urodzenia, przyjacielu. Niektore z tych starych przebojow sa naprawde swietne, co? Nalezysz do naszej grupy?
– A co to za grupa?
– Honeywell-Porter – odparl mezczyzna wymieniajac nazwe nowojorskiej agencji reklamowej, ktora z tego, co wiedzial Jason, miala filie na calym swiecie.
– Nie, obawiam sie, ze nie.
– Tez mi sie tak wydawalo. Jest nas tylko trzydziestu, razem z Australijczykami, i chyba wszystkich zdazylem juz swietnie poznac. Skad jestes? Nazywam sie Ted Mather. Z agencji Honeywella-Portera w Los Angeles.
– Nazywam sie Jim Cruett. Z zadnej agencji, ucze w szkole, w Bostonie.
– Beanburg! Pozwol, ze ci przedstawie twojego Landsmanna, czy moze raczej Sladtsmanna. Jim, poznaj Beantown Berniego. – Mather uklonil sie ponownie, tym razem mezczyznie, ktory z otwartymi ustami i zamknietymi oczyma siedzial rozwalony na lawce przy oknie. Byl najwyrazniej wstawiony i mial na glowie baseballowa czapke druzyny Red Sox. – Nie musisz do niego mowic, i tak nie uslyszy. Bernard Madrala jest z
