prawie calkowite bezpieczenstwo. Coz moge na to poradzic? Zglosic sie do wladz i oznajmic: „Posluchajcie, panowie, jest taki facet, za ktorego ponosze w pewien sposob odpowiedzialnosc. Wykorzystuje w dalszym ciagu uklady, ktore sam mu stworzylem po to, zeby mogl zabijac ludzi za pieniadze”. Przejal nawet mojego lacznika.
– Zhongguo rena o szybkich rekach i jeszcze szybszych stopach? D'Anjou przyjrzal sie Jasonowi.
– A wiec w ten sposob tego dokonales, tak odnalazles to miejsce. Nic sie nie zmieniles. Delta. Czy ten czlowiek zyje?
– Zyje i jest bogatszy o dziesiec tysiecy dolarow.
– Chciwy na pieniadze cochon. Ale trudno mi go krytykowac, sam sie nim posluzylem. Zaplacilem mu piecset dolarow za odebranie i przekazanie wiadomosci.
– Ktora przywiodla tutaj dzisiaj twoje dzielo po to, abys mogl je zniszczyc? Skad miales taka pewnosc, ze sie pojawi?
– Instynkt meduzyjczyka i urywkowa wiedza o nawiazanych przez niego osobliwych znajomosciach i o niezwykle oplacalnym dlan kontrakcie, ktory moze doprowadzic do wybuchu wojny w Hongkongu i sparalizowac cala kolonie.
– Slyszalem juz te teorie – odezwal sie Jason przypominajac sobie slowa McAllistera wypowiedziane owego wczesnego wieczoru w Maine – i nadal w nia nie wierze. Kiedy mordercy zaczynaja zabijac jeden drugiego, zwykle oni sami na tym traca. Wyniszczaja sie wzajemnie, a informatorzy wychodza z ukrycia w obawie, ze moga stac sie nastepni w kolejce.
– Jesli krag ofiar ogranicza sie do takich ludzi, wtedy z pewnoscia masz racje. Ale nie wowczas, kiedy ginie wplywowy polityk poteznego i agresywnego kraju.
Bourne przyjrzal sie badawczo Francuzowi.
– Chiny? – zapytal cicho. D'Anjou kiwnal glowa.
– W Tsimshatsui zginelo pieciu mezczyzn.
– Wiem o tym.
– Czterech z nich nie mialo zadnego znaczenia. Ale nie ten piaty. Byl wicepremierem Chinskiej Republiki Ludowej.
– Wielki Boze! – Jason zastygl w bezruchu. Wracal do niego obraz samochodu z przyciemnionymi szybami. Oficjalnej, nalezacej do chinskiego rzadu limuzyny, ktora podrozowal zabojca.
– Moi informatorzy doniesli mi, ze goraca linia miedzy Pekinem a Palacem Rzadowym nie stygla ani na moment. Tym razem wziely gore wzgledy praktyczne i koniecznosc zachowania twarzy. Na poczatek, co robil wicepremier w Koulunie? Czy dostojny czlonek Komitetu Centralnego nie zaliczal sie przypadkiem do grona skorumpowanych? Ale, jak powiedzialem, to bylo tym razem. Nie, Delta, trzeba zniszczyc stworzona przeze mnie istote, zanim przyjmie nastepny kontrakt, kontrakt, ktory wtraci nas wszystkich w otchlan.
– Przykro mi, Echo. Nie mozna go zabic. Trzeba go przekazac pewnej osobie. Zywego.
– Tak brzmi twoja historia? – zapytal d'Anjou.
– Jeden z jej fragmentow.
– Opowiedz mi.
– Tylko to, co musisz wiedziec. Moja zona zostala porwana i przewieziona do Hongkongu. Zeby ja odzyskac – i odzyskam ja albo wszyscy pozegnacie sie z waszym zasranym zyciem – musze dostarczyc tego sukinsyna, ktorego stworzyles. A teraz jestem blizej tego o krok, poniewaz ty mi pomozesz. Mowiac „pomozesz”, mam na mysli prawdziwa pomoc. Jesli nie…
– Grozby sa niepotrzebne, Delta – przerwal mu byly meduzyj-czyk. – Wiem, co potrafisz zrobic. Widzialem to na wlasne oczy. Obaj chcemy go miec, kazdy z innych powodow. Bedziemy dzialac wspolnie.
ROZDZIAL 17
Catherine Staples nalegala, by zaproszony przez nia na kolacje gosc wypil jeszcze jedno martini z wodka. Sama wymowila sie pod pretekstem, ze ma jeszcze do polowy pelna szklanke.
– Jest rowniez w polowie pusta – zauwazyl trzydziestodwuletni amerykanski attache. Byl zdenerwowany; usmiechnal sie blado, odgarniajac ciemne wlosy z czola. – To glupie z mojej strony, Catherine – dodal – przykro mi, ale nie potrafie zapomniec, ze widzialas te zdjecia. Nie mowiac juz o tym, ze ocalilas moja kariere i zapewne tez zycie. Ciagle idzie o te cholerne zdjecia.
– Procz mnie widzial je tylko inspektor Ballantyne.
– Ale t y je widzialas.
– W moim wieku moglabym byc twoja matka.
– Tym gorzej. Patrze na ciebie i jest mi wstyd, czuje sie po prostu brudny.
– Moj byly maz, licho wie, gdzie teraz przebywa, powiedzial mi kiedys, ze w stosunkach seksualnych nie ma niczego, co mozna by czy powinno sie uwazac za brudne. Podejrzewam, ze powiedzial mi to nie bez powodu, ale tak sie sklada, ze uwazam, iz mial racje. Sluchaj, John, przestan o nich myslec. Ja przestalam.
– .Postaram sie. – Zblizyl sie kelner, wiec gestem zamowil kolejnego drinka. – Po twoim telefonie dzis po poludniu poczulem sie wykonczony. Myslalem, ze okazalo sie cos znacznie gorszego. Przeciez przez dwadziescia cztery godziny nie wiedzialem, co robie.
– Dano ci podstepnie duza dawke narkotyku. Nie mogles za siebie odpowiadac. I przepraszam cie, powinnam byla ci od razu powiedziec, ze nie ma to nic wspolnego z naszymi poprzednimi sprawami.
– Gdybys to zrobila, nie wylaczylbym sie z pracy na ostatnie piec godzin.
– Postapilam okrutnie i bezmyslnie. Raz jeszcze przyjmij moje przeprosiny.
– Przyjete. Jestes wspaniala dziewczyna, Catherine.
– Wykorzystuje twoje nawroty infantylizmu.
– Nie licz na to az tak bardzo.
– W takim razie nie pij piatego martini.
– To dopiero drugie.
– Odrobina pochlebstwa nigdy nie zaszkodzi.
Zasmiali sie cicho. Kelner wrocil z drinkiem dla Johna Nelsona. Attache podziekowal i zwrocil sie do Catherine. – Przyszlo mi wlasnie do glowy, ze nie zawdzieczam zaproszenia na cudzy koszt do „The Plume” potrzebie stworzenia okazji do pochlebstw. Ta knajpa jest poza moimi mozliwosciami finansowymi.
– Moimi tez, ale nie Ottawy. Zostaniesz tam wpisany na liste bardzo waznych osobistosci. Faktycznie juz jestes.
– To mile. Nigdy mi o tym nie mowiono. Dostalem tu bardzo dobre stanowisko, poniewaz nauczylem sie chinskiego. Wykombinowalem sobie, ze konkurujac z tymi wszystkimi absolwentami Ivy League*, chlopak z Wyzszego College'u Stanowego w Fayette, stan Iowa, powinien miec jakas przewage.
– I masz ja, Johnny. Jestes lubiany w konsulatach. W swiatku naszych wysunietych placowek ambasadzkich cenia sie wysoko. I slusznie.
– Jesli tak jest, to dzieki tobie i Ballantyne'owi. I tylko dzieki wam obojgu. – Nelson przerwal, pociagnal martini i popatrzyl na kobiete znad szklanki. Odstawil koktajl i spytal: – O co idzie, Catherine? Czemu jestem tak wazny?
– Poniewaz potrzebuje twojej pomocy.
– Zrobie wszystko. Wszystko, co bede mogl.
– Nie tak szybko, Johnny. Jestesmy w sezonie powodzi i ja sama moge sie utopic.
– Ivy League – szesc czolowych uniwersytetow amerykanskich, jak Yale, Harvard itd.
– Jesli istnieje ktokolwiek, komu powinienem rzucic kolo ratunkowe, to wlasnie tobie. Pomijajac drobne roznice, nasze dwa kraje sa sasiadami i zasadniczo lubia sie wzajemnie. Jestesmy po tej samej stronie. Wiec o co chodzi? Jak mam ci pomoc?
– Marie St. Jacques… Webb – powiedziala Catherine, badajac wyraz jego twarzy.
Nelson zamrugal oczami w glebokim zamysleniu, jego spojrzenie bladzilo w przestrzeni.
– Nic – odrzekl. – To nazwisko nic mi nie mowi.
– Dobrze, probujmy dalej: Raymond Havilland.
