komu sie nie powiodlo.
– Wchodz, szybko! Masz informacje?
– Tak, tak, oczywiscie – odpowiedzial gosc, ktorego wymiety garnitur i koszula wygladaly tak, jakby chwile swietnosci przezywaly co najmniej przed
dziesieciu laty. – Wspaniale wygladasz, Randolphie – mowil dalej piskliwym
glosem, obrzucajac spojrzeniem nie tylko gospodarza, ale i luksusowo urzadzone pomieszczenie. – Coz za eleganckie miejsce, w sam raz dla tak znakomitego profesora.
– Czekam na informacje – przerwal mu dr Randolph Gates z Harvardu, ekspert w dziedzinie prawa antytrustowego i wysoko oplacany doradca licznych firm.
– Och, daj mi jeszcze chwilke, stary przyjacielu. Minelo tak wiele cza su, odkad po raz ostatni bylem w hotelowym apartamencie… Jakze wszystko sie odmienilo przez te lata! Czesto o tobie czytalem, a kilka razy nawet widzialem cie w telewizji. Jestes… Jestes erudyta, Randolphie, ale to slowo nie oddaje wszystkiego, co chcialbym wyrazic. Lepsze jest to, ktorego uzylem wczesniej: znakomity. Znakomity erudyta, tak ogromny i dostojny.
– Dobrze wiesz, ze ty rowniez mogles to osiagnac – odparl ze zniecierpliwieniem Gates. – Niestety, szukales skrotow tam, gdzie ich nie bylo.
– Och, byly, i to nawet cala masa. Ja po prostu wybieralem nie te, co trzeba.
– Wydaje mi sie, ze ostatnio nie bardzo ci sie wiedzie…
– Tobie sie nie wydaje, Randy, ty wiesz. Nawet jesli nie doniesli ci o tym twoi szpiedzy, moj wyglad mowi wszystko.
– Po prostu usilowalem cie odnalezc.
– Tak, powiedziales mi to przez telefon, to samo mowilo pare osob, ktore byly wypytywane na ulicy o sprawy niemajace zadnego zwiazku z moim miejscem zamieszkania.
– Musialem sie upewnic, czy dasz sobie rade. Nie mozesz miec oto pretensji.
– Dobry Boze, wcale nie mam! Na pewno nie po tym, co kazales mi zrobic, to znaczy, wydaje mi sie, ze to wlasnie kazales mi zrobic.
– Po prostu odegrac role godnego zaufania poslanca, to wszystko. Nie masz chyba obiekcji co do zaplaty.
– Obiekcji? – zapytal starszy mezczyzna i wybuchnal piskliwym, drzacym smiechem. – Pozwol, ze ci cos powiem, Randy. Jezeli pozbawia cie uprawnien adwokackich w wieku trzydziestu pieciu lat, mozesz jeszcze jakos ulozyc sobie zycie, ale jesli przekroczyles juz piecdziesiatke, a w dodatku sprawie towarzyszy ogolnokrajowy rozglos i skazujacy wyrok… Pomimo wyksztalcenia nie jestes w stanie sobie wyobrazic, jak radykalnie wplywa to
na zmniejszenie liczby dostepnych rozwiazan. Stajesz sie po prostu niedotykalnym, a niestety jedyna rzecza, jaka potrafilem sprzedawac, byl olej, ktory mialem w glowie. Potwierdzilo sie to w calej rozciaglosci podczas ostatnich dwudziestu lat.
– Nie mam czasu na wspomnienia. Czekam na informacje.
– Tak, oczywiscie… Coz, zacznijmy od poczatku: pieniadze dostarczono mi na rogu Commonwealth i Dartmouth, a ja dokladnie zapisalem nazwiska i szczegoly, ktore podales mi przez telefon…
– Zapisales? – przerwal mu ostrym tonem Gates.
– Spalilem je, jak tylko nauczylem sie ich na pamiec. Jak widzisz, jednak wyciagnalem jakies wnioski z moich ciezkich przezyc. Dotarlem do pewnego inzyniera pracujacego w firmie telefonicznej, ktory uradowany twoja, to jest moja, hojnoscia, skontaktowal sie nastepnie z tym odrazajacym prywatnym detektywem. To prawdziwa fleja, Randy, a biorac pod uwage metody, jakie stosuje, moglby spokojnie korzystac z moich uslug.
– Interesuja mnie fakty, nie twoje przemyslenia – przypomnial mu powszechnie uznawany autorytet prawniczy.
– Przemyslenia czesto opieraja sie na istotnych faktach, profesorze. Jestem pewien, ze o tym dobrze wiesz.
– Jesli bede potrzebowal twojej opinii, z pewnoscia cie o tym poinformuje. Czego sie dowiedzial ten czlowiek?
– Opierajac sie na danych, ktore mi przekazales – samotna kobieta z nieustalona liczba dzieci – a takze na informacjach dostarczonych przez pracujacego za psie pieniadze inzyniera z firmy telefonicznej – przyblizona lokalizacja ustalona na podstawie numeru kierunkowego i trzech pierwszych cyfr numeru domowego – ten pozbawiony skrupulow flejtuch zabral sie do pracy za szokujaco wysoka stawke godzinowa. Ku memu zdumieniu jego starania przyniosly konkretne efekty. Wlasnie wtedy doszedlem do wniosku, ze mogl bym nawiazac z nim cicha wspolprace.
– Do diabla z tym! Czego sie dowiedzial?
– Jak juz wspomnialem, wysokosc stawki godzinowej, jakiej sobie zazyczyl, wzbudzila moje szczere oburzenie, pozostajac jednoczesnie w razacej dysproporcji do moich ciezko zapracowanych zarobkow. Nie uwazasz, ze powinnismy pomyslec o czyms w rodzaju wyrownania?
– Co ty sobie wyobrazasz, do cholery? Wyslalem ci trzy tysiace dolarow! Piecset dla faceta od telefonow, poltora tysiaca dla tej nedznej gnidy, ktora uwaza sie za prywatnego detektywa…
– Tylko dlatego, Randolphie, ze przestal figurowac na liscie plac policji. Popadl w nielaske, tak samo jak ja, ale z cala pewnoscia zna sie na swojej robocie. Wiec jak? Podejmujesz negocjacje czy mam juz sobie pojsc?
Lysiejacy profesor wpatrywal sie z wsciekloscia w okrytego nieslawa, pozbawionego prawa wykonywania zawodu adwokata.
– Jak smiesz…
– Moj drogi Randy, ty chyba naprawde wierzysz w to, co o sobie uslyszysz, prawda? Doskonale, moj arogancki przyjacielu. Wyjasnie ci, dlaczego smiem cos takiego mowic. Otoz czytalem twoje prace i sluchalem wykladow, analizujac ezoteryczne interpretacje skomplikowanych prawnych zagadnien, podczas gdy ty nie miales najmniejszego pojecia, co to znaczy byc biednym lub glodnym. Jestes pupilem rojalistow i gdyby to od ciebie zalezalo, zmusilbys przecietnego obywatela do zycia w kraju, gdzie nie istnieje indywidualnosc, gdzie nad swoboda mysli unosi sie grozny cien cenzury, bogaci staja sie coraz bogatsi, a dla biednych byloby lepiej, gdyby w ogole sie nie urodzili. Glosisz te malo oryginalne, bo wywodzace sie jeszcze ze sredniowiecza koncepcje wylacznie po to, zeby zaprezentowac sie jako blyskotliwy wolnomysliciel, ale w rzeczywistosci jestes kaplanem nieszczescia. Czy mam mowic dalej, doktorze Gates? Szczerze mowiac, wydaje mi sie, ze wybrales na swego poslanca niewlasciwego nieudacznika.
– Jak smiesz?! – powtorzyl z oburzeniem uczony, odwracajac sie wyniosle do okna. – Nie musze tego wysluchiwac!
– Oczywiscie, ze nie musisz, Randy. Ale musiales wtedy, kiedy to ja bylem wykladowca na uniwersytecie, a ty moim studentem, jednym z lepszych, ale na pewno nie najinteligentniejszym. Dlatego radze ci, zebys jednak posluchal.
– Czego chcesz, do cholery?! – ryknal Gates, odwracajac sie raptownie w jego strone.
– To chyba ty czegos chcesz, prawda? Informacji, za ktora zaplaciles mi nedzne centy. Zdaje sie, ze bardzo ci na niej zalezy…
– Musze ja miec.
– Zawsze strasznie bales sie wszystkich egzaminow…
– Przestan! Zaplacilem ci. Zadam, zebys powiedzial, czego sie dowie dziales.
– W takim razie ja musze zazadac wiecej pieniedzy. Ten, kto ci placi, z pewnoscia moze sobie na to pozwolic.
– Ani centa wiecej!
– Coz, wiec chyba juz pojde…
– Stoj! Piecset i na tym koniec.
– Piec tysiecy albo zaraz sie pozegnamy.
– To bezczelnosc!
– Mysle, ze zobaczymy sie za nastepne dwadziescia lat.
– Dobrze, niech bedzie! Piec tysiecy…
– Och, Randy, jaki ty jestes zalosny… Chyba dlatego, ze istotnie nie nalezysz do tych najinteligentniejszych, tylko do tych, ktorzy potrafia sprawiac takie wrazenie. Nawiasem mowiac, ostatnio pojawia sie ich coraz wiecej… Dziesiec tysiecy, doktorze Gates, bo w przeciwnym razie ide do mojego ulubionego baru.
– Nie mozesz tego zrobic…