wiecej niz piec minut drogi stad! Skreciwszy w ulice biegnaca rownolegle do rzeki, napotkal znowu przerazony, ogarniety histeria tlum. Policja usilowala zapanowac nad chaosem, informujac przez glosniki, najpierw po angielsku, a potem po rosyjsku, o smiertelnym niebezpieczenstwie czyhajacym na tych, ktorzy zdecydowaliby sie wskoczyc do wody; snopy swiatla z reflektorow tanczyly po rzece, wydobywajac z ciemnosci unoszace sie na falach, nieruchome ciala.

– Tunel! Otworzcie tunel!

Krzyk przybieral na sile, a z nim determinacja. Jeszcze chwila, a tlum zaatakuje zamkniete bramy. Jason wepchnal do kieszeni trzy pozostale flary, wyskoczyl z otoczonego rozgoraczkowanymi twarzami jeepa i zaczal przepychac sie przez morze zbitych gesto cial; uwiazl po zaledwie kilku krokach. Nie pozostalo mu nic innego, jak wyciagnac jedna z flar i zapalic ja. Widok przerazliwie syczacego, jaskrawego plomienia natychmiast przyniosl skutek. Bourne popedzil przez rozstepujacy sie przed nim tlum, wymachujac plonaca flara, az wreszcie przedarl sie na sam przod, by stanac twarza w twarz z kordonem zolnierzy w mundurach Armii Stanow Zjednoczonych. Szalenstwo! Caly swiat zwariowal!

Nie! Tam, z boku, na ogrodzonym parkingu! Cysterna! Jason przedarl sie przez kordon, trzymajac w wysoko uniesionej rece swoja karte, i podbiegl do najwyzszego ranga oficera, pulkownika z przewieszonym przez szyje AK- 47; ostatni raz rownie przerazonego oficera widzial w Sajgonie.

– Jestem 'Archie', mam wszystkie uprawnienia! Mozecie to sprawdzic! Wolno do mnie mowic tylko po angielsku, zrozumiano? Dyscyplina to dyscyplina.

– Togda?! – wrzasnal z niedowierzaniem oficer, ale poslusznie przeszedl na angielski. – Oczywiscie, wiem o was, ale co moge zrobic? – odparl z doskonalym bostonskim akcentem. – Utracilismy kontrole nad tlumem!

– Czy ktos przechodzil przez tunel w ciagu ostatnich trzydziestu minut?

– Nie, nikt. Dostalismy rozkazy, zeby za zadna cene nie dopuscic do jego sforsowania.

– To dobrze… Kazcie ludziom sie rozejsc. Powiedzcie przez glosniki, ze niebezpieczenstwo minelo.

– Nie moge tego zrobic! Przeciez wszedzie sa pozary, wybuchy!

– Wkrotce ustana.

– Skad pan o tym wie?

– Wiem i juz. Rob, co ci mowie!

– Rob, co ci kaze! – ryknal ktos za plecami Bourne'a. Byl to Beniamin, caly zlany potem. – Mam nadzieje, ze wiesz, o co ci chodzi – dodal, zwracajac sie do Jasona.

– Skad sie tutaj wziales?

– Dobrze wiesz skad. Powinienes raczej zapytac, w jaki sposob. Helikopterem, wezwanym przez Krupkina szalejacego w szpitalnym lozku w Moskwie.

– Szalejacego? Calkiem niezle, jak na Rosjanina…

– Kim jestes, zeby mi rozkazywac? – wykrzyknal czlowiek w mundurze amerykanskiego pulkownika.

– Mozesz mnie sprawdzic, ale radze ci, uwin sie z tym szybko – odparl Beniamin, pokazujac mu swoja karte. Jak nie, to kaze cie przeniesc do Taszkentu. Ladna okolica, ale slyszalem, ze nie maja tam toalet… Ruszaj sie, kozi dupku!

– Kalifornia, milosc ma… zanucil pod nosem Jason.

– Zamknij sie!

– Jest tam! To ta cysterna! – Bourne wskazal na ogromna ciezarowke, gorujaca rozmiarami nad pozostalymi stloczonymi na parkingu pojazdami.

– Cysterna? – zapytal ze zdziwieniem Beniamin. – Jak na to wpadles?

– Miesci sie w niej co najmniej piecdziesiat tysiecy litrow. W polaczeniu z rozsadnie rozmieszczonymi ladunkami plastiku to w zupelnosci wystarczy na te stare, drewniane makiety. '

– Wnimanije! – zagrzmialy glosniki rozmieszczone wokol wejscia do tunelu. Dobiegajace zewszad eksplozje zaczely powoli cichnac. Pulkownik wspial sie z mikrofonem w dloni na szczyt niskiego, betonowego bunkra. Jego sylwetka rysowala sie ostro w snopach swiatla poteznych reflektorow.

– Trzesienie ziemi minelo! – zawolal po rosyjsku. – Co prawda straty sa znaczne, a pozarow na pewno nie uda sie ugasic do rana, ale kryzys minal, powtarzam, kryzys minal! Nie oddalajcie sie od brzegu rzeki, a towarzysze z ekip ratowniczych zatroszcza sie o was! Takie rozkazy otrzymalismy z dowodztwa, towarzysze! Blagam was, nie robcie nic, co zmusiloby nas do uzycia sily.

– Jakie trzesienie? – wykrzyknal jakis stojacy niedaleko bunkra mezczyzna. – Wszyscy nam wmawiaja, ze to trzesienie ziemi, jakby mieli nas za idiotow! To nie zadne trzesienie, tylko zbrojny atak!

– Tak jest, atak!

– Zostalismy zaatakowani!

– To inwazja!

– Odblokujcie tunel i wypusccie nas, bo jak nie, to bedziecie musieli nas zastrzelic! Odblokujcie tunel!

Tlum krzyczal coraz glosniej, ale zolnierze stali niewzruszenie, z bagnetami na lufach karabinow. Pulkownik wrzeszczal ochryple do mikrofonu, z twarza wykrzywiona grymasem panicznego przerazenia.

– Sluchajcie, co do was mowie! Powtarzam wam to, co mi powiedziano. To tylko zwykle trzesienie ziemi i ja w to wierze! A wiecie dlaczego…? Czy slyszeliscie choc jeden strzal? Dobre pytanie, co? Chocby jeden, jedyny strzal…? Nie, nie slyszeliscie! Mamy tu, podobnie jak w innych sektorach, uzbrojone oddzialy gotowe odeprzec kazdy atak, a mimo to nikt nie strzelal, wiec nie ulega watpliwosci, ze…

– O czym on tak wrzeszczy? – zapytal Jason Beniamina.

– Probuje przekonac ludzi, ze to bylo trzesienie ziemi, ale oni mu nie wierza. Mysla, ze to zbrojna inwazja. Uzyl argumentu, ze nie bylo zadnych strzalow.

– A nie bylo?

– To dobry argument. Gdyby ktos zaatakowal, na pewno by strzelal, a skoro nie strzelal, to znaczy, ze nie zaatakowal.

– Strzaly…? – Nagle Bourne chwycil mlodego Rosjanina za koszule na piersi i potrzasnal z calej sily. – Kaz mu przestac! Na litosc boska, kaz mu natychmiast przestac!

– Dlaczego?

– Podpowiada Szakalowi, co ma zrobic!

– Co ty wygadujesz, do jasnej cholery?

– Strzaly… Strzelanina, zamieszanie!

– Niet! – wrzasnela jakas kobieta, wysuwajac sie na czolo tlumu i unoszac oskarzycielskim gestem reke w kierunku czlowieka z mikrofonem. – Te eksplozje to byly bomby! Zrzucali je z samolotow!

– Idiotka! – ryknal po rosyjsku pulkownik. – Gdyby to byl nalot, wystartowalyby nasze mysliwce z Bielopola. Wybuchy pochodzily z wnetrza ziemi… – Te klamliwe slowa byly ostatnimi, jakie wypowiedzial w zyciu Rosjanin w mundurze amerykanskiego pulkownika.

Gdzies na pograzonym w polmroku parkingu zaterkotal gniewnie pistolet maszynowy. Seria niemal przeciela Rosjanina wpol; zgial sie, zachwial i runal na ziemie z dachu bunkra. Tlum ogarnelo prawdziwe szalenstwo. Kordon zolnierzy pekl niczym watly sznurek, a chaos siegnal zenitu. Waskie, ogrodzone zejscie do tunelu wypelnilo sie pedzacymi na oslep ludzmi, ktorzy przepychajac sie i tratujac lezacych, walczyli zawziecie o to, zeby jak najpredzej dostac sie do podwodnego przejscia. Jason odciagnal mlodego instruktora na bok, dalej od ogarnietego amokiem tlumu, ani na chwile nie spuszczajac wzroku ze spowitego mrokiem parkingu.

– Potrafisz obslugiwac urzadzenia tunelu? – zapytal.

– Tak. Wszyscy wyzsi stopniem instruktorzy wiedza, jak to robic.

– Te stalowe bramy, o ktorych mi mowiles, tez?

– Oczywiscie.

– Gdzie sa mechanizmy?

– W bunkrze.

– Idz tam! – krzyknal Bourne, wreczajac Beniaminowi jedna z trzech pozostalych mu flar. – Mam jeszcze dwie i dwa granaty… Kiedy zobaczysz, ze zapalilem swoja, zamknij brame, rozumiesz?

– Dlaczego?

– Dlatego, ze gramy wedlug moich regul, Ben! Zrob to, a potem zapal te flare i wyrzuc ja przez okno, zebym wiedzial, czy ci sie udalo.

– Co potem?

– Potem zrobisz cos, co ci sie na pewno nie spodoba, ale nie masz wyboru… Zabierz pulkownikowi jego bron i

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×