W zwiazku z tym, chyba na wszelki wypadek, pozostawili wiele wspanialych niedomowien.

– Ktorych jednak znakomity Randolph Gates nie mial najmniejszego zamiaru dostrzec, o ile mnie pamiec nie myli – zauwazyl Conklin.

– Och, on teraz szybko sie zmieni – zarechotal Prefontaine. – Zawsze reagowal na zmiany wiatru jak kurek na wiezy i na pewno zdazy przestawic zagle, jesli wyczuje w tym interes.

– Ciekaw jestem, co stalo sie z zona tego kierowcy ciezarowki… – powiedzial rozmarzonym glosem Panov.

– Moze lepiej wyobraz sobie maly, bialy domek, a dookola zielony trawnik i bialy plotek – doradzil mu Aleks. – Od razu lepiej sie poczujesz.

– Z jaka zona jakiego kierowcy? – zainteresowal sie St. Jacaues.

– Daj spokoj, braciszku. Na twoim miejscu nie bylabym taka ciekawa.

– Albo z tym cholernym wojskowym lekarzem, ktory szprycowal mnie jakims swinstwem! – ciagnal uparcie Panov.

– Zapomnialem ci powiedziec: prowadzi prywatna klinike w Leavenworth – odparl Conklin. – Za duzo mam spraw na glowie… A w dodatku jeszcze Krupkin. Stary, dobry Kruppie, taki elegancki i w ogole… Wszyscy jestesmy jego dluznikami, ale nie mozemy mu pomoc.

Zapadla chwila ciszy. Wszyscy siedzacy przy stole pomysleli o czlowieku, ktory nie baczac na wlasne bezpieczenstwo, odwazyl sie wystapic przeciwko totalitarnemu systemowi, domagajacemu sie smierci Davida Webba. David stal samotnie przy balustradzie i spogladal na ciemne morze, oddzielony od pozostalych czyms wiecej niz tylko kilkumetrowa przestrzenia. Zdawal sobie doskonale sprawe z tego, ze musi minac troche czasu, zanim znowu sie do nich zblizy. Najpierw musial zniknac Jason Bourne. Kiedy to nastapi?

Nie teraz! Szalenstwo powrocilo! Wieczorne niebo rozdarl ogluszajacy ryk silnikow, a w chwile potem nisko nad plaza pojawily sie trzy smiglowce, plujac wscieklym ogniem z dzialek i karabinow maszynowych. Jednoczesnie plaska, duza lodz o poteznym silniku wypadla z ciemnosci, pedzac prosto ku brzegowi.

St. Jacques jednym susem dopadl do interkomu.

– Alarm! – ryknal. – Zostalismy zaatakowani!

– Boze, przeciez Szakal nie zyje! – wykrzyknal wstrzasniety Conklin.

– Ale nie jego wierni sludzy! – parsknal Jason Bourne. Pchnal Marie na podloge i wydobyl zza paska pistolet; David Webb zniknal bez sladu. – Powiedziano im, ze on tu jest.

– To szalenstwo!

– Nic na to nie poradze – odparl Jason, podbiegajac do balustrady. – Sa gotowi zginac wraz z nim.

– Cholera! – ryknal Aleks. Raptownym ruchem ramion pchnal wozek w kierunku stolu, odtracajac Panova w cien, dalej od blasku swiec.

Nagle ozyl potezny glosnik zainstalowany na jednym z helikopterow.

– Widzieliscie nasza sile ognia! – rozlegl sie glos pilota. – Przetniemy was na pol, jesli natychmiast nie zatrzymacie silnika… Dobrze! Doplyncie do brzegu, obaj na pokladzie, rece na burcie i bez najmniejszego ruchu! Szybko!

Reflektory z dwoch zawieszonych w powietrzu maszyn oswietlily rozkolysana lodz, a trzeci smiglowiec wyladowal na plazy, wzbijajac w powietrze tumany piasku. Wyskoczyli z niego czterej mezczyzni w wojskowych mundurach, celujac z pistoletow maszynowych w kierunku lodzi. Z balkonu willi numer osiemnascie grupa ludzi przygladala sie ze zdumieniem rozgrywajacej sie w dole niewiarygodnej scenie.

– Pritchard! – wrzasnal St. Jacques. – Przynies mi lornetke!

– Mam ja tutaj, panie Saint Jay, bardzo prosze. – Ciemnoskory mezczyzna podszedl szybkim krokiem do swego chlebodawcy i wreczyl mu zadany przedmiot. – Wyczyscilem nawet bardzo szkla, sir!

– Co widzisz? – zapytal ostro Bourne.

– Nie wiem… Dwoch mezczyzn.

– I nic wiecej? – nie wytrzymal Conklin.

– Daj to – powiedzial krotko Jason, zabierajac lornetke szwagrowi.

– Kto to jest, Davidzie? – wykrzyknela Marie, widzac malujace sie na jego twarzy zdumienie.

– Krupkin…! – wykrztusil z trudem.

Krupkin, blady jak sciana, siedzial przy metalowym stole. Jego twarzy nie zdobila juz szpakowata broda. Kategorycznie odmowil skladania wszelkich wyjasnien, dopoki nie skonczy trzeciej brandy. Byl wycienczony, podobnie jak Panov, Conklin i Webb, ranny i z pewnoscia cierpial, choc nie mial najmniejszego zamiaru roztkliwiac sie nad soba, jako ze to, co go czekalo, bylo o niebo lepsze od tego, co niedawno przeszedl. Zdawal sie zirytowany swoim brudnym, wymietym ubraniem i zerkal na nie niechetnie od czasu do czasu, ale natychmiast wzruszal w milczeniu ramionami, zdajac sobie doskonale sprawe, iz juz wkrotce jego sytuacja takze i pod tym wzgledem ulegnie radykalnej poprawie. Pierwsze slowa, jakie wypowiedzial, byly skierowane do bylego sedziego z Bostonu, ubranego w brzoskwiniowa, sportowa marynarke i ciemnogranatowe spodnie.

– Podoba mi sie panski stroj – oznajmil z uznaniem. – Bardzo szykowny i dostosowany do klimatu.

– Dziekuje.

Kiedy dokonano prezentacji, na Rosjanina spadla ulewa pytan. Uniosl obie rece, tak jak to czyni papiez na placu Swietego Piotra, i powiedzial:

– Nie bede was zanudzal malo istotnymi szczegolami mojej ucieczki z Matki Rosji, tylko ogranicze sie do stwierdzenia, ze jestem zaszokowany panujaca tam korupcja, jak rowniez oburzony uwlaczajacymi ludzkiej godnosci warunkami, w jakich musialem przebywac w zamian za wreczone w postaci lapowek horrendalne sumy pieniedzy… Nie mam najmniejszych watpliwosci co do tego, ze przede wszystkim powinienem skladac podziekowania szwajcarskiemu Bogu i Jego bankierom, drukujacym takie wspaniale banknoty.

– Moze jednak powie nam pan, co sie stalo – poprosila Marie.

– Droga pani, jest pani jeszcze piekniejsza, niz sobie wyobrazalem. Gdybysmy spotkali sie w Paryzu, bez wahania odbilbym pania temu wynedznialemu obdartusowi, ktorego nazywa pani mezem. Moj Boze, jakiez wspaniale wlosy…!

– Z pewnoscia nawet nie powiedzial panu, jakiego sa koloru – odparla z usmiechem Marie. – Moglabym go wtedy panem szantazowac.

– Mimo to, jak na swoj wiek, jest jeszcze dosyc sprawny.

– Tylko dlatego, ze bez przerwy karmie go najrozniejszymi pigulkami. A teraz juz sluchamy, co sie wydarzylo.

– Co sie wydarzylo? Zdemaskowali mnie, oto, co sie wydarzylo! Skonfiskowali mi moj uroczy domek nad Jeziorem Genewskim. Teraz jest tam rezydencja radzieckiego ambasadora. Doprawdy, nie wiem, jak to przezyje!

– Wydaje mi sie, ze mojej zonie chodzilo o cos innego – wtracil sie Webb. – Lezales w szpitalu w Moskwie, dowiedziales sie, ze ktos postanowil mnie zlikwidowac, i kazales Beniaminowi wyekspediowac mnie z Nowogrodu.

– Mam swoich informatorow, Jason, a poza tym tam na samej gorze tez zdarzaja sie bledy. Nie wymienie zadnych nazwisk, zeby nie sprowadzic na nikogo nieszczescia. A mowiac krotko, to po prostu krew mnie zalala. Norymberga pokazala chyba calemu swiatu, ze nigdy nie nalezy wykonywac bezmyslnie rozkazow. Ta lekcja nadal pozostaje w pamieci wielu ludzi. My w Rosji wycierpielismy w czasie ostatniej wojny bez porownania wiecej niz wy tutaj, w Ameryce, i dlatego nie bedziemy nasladowac naszych wrogow.

– Dobrze powiedziane – stwierdzil Prefontaine, unoszac szklanke w kierunku Rosjanina. – W koncu okazuje sie jednak, ze wszyscy nalezymy do tego samego, myslacego i czujacego gatunku, czyz nie tak?

– Coz… – mruknal z zastanowieniem Krupkin, przelknawszy czwarta brandy. – Wydaje mi sie jednak, panie sedzio, ze mozna pokusic sie o odroznienie co najmniej kilku stopni czlowieczenstwa. Kazdy jest czlowiekiem na swoj sposob, podobnie jak kazdy na swoj sposob sluzy jakiejs sprawie… Wezmy na przyklad mnie: choc odebrano mi moj wspanialy dom nad Jeziorem Genewskim, pewna dosc znaczna suma pieniedzy na koncie w banku na

Kajmanach pozostaje w dalszym ciagu moja wlasnoscia. Skoro juz o tym mowa: jak daleko stad sa te wyspy?

– Mniej wiecej tysiac dwiescie mil na zachod – odparl St. Jacques. – Samolot z Antiguy leci tam nieco ponad trzy godziny.

Krupkin skinal glowa.

– Tak wlasnie myslalem. Kiedy lezelismy w szpitalu w Moskwie, Aleks czesto wspominal o Montserrat i

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×