– Jakimi problemami?

– Roznymi. Od zwyklych infekcji i usuwania korzeni, do powazniejszych zabiegow, zwykle dokonywanych we wspolpracy z onkologiem.

Cisza. Cztery minuty pozniej:

– A co to za amelo costam?

– Rak jamy ustnej. Jesli zauwazy sie go w pore, mozna sie go pozbyc, usuwajac niewielki fragment tkanki, ale jesli nie… mozna stracic nawet cala szczeke.

Panov poczul, jak samochod zatanczyl przez chwile na drodze. Cisza. Poltorej minuty pozniej:

– Myslisz, ze ja mam cos takiego?

– Jestem lekarzem, nie dzwonkiem alarmowym. Zauwazylem pewne objawy, ale nie postawilem diagnozy.

– Wiec nie pieprz, tylko ja postaw!

– Nie mam odpowiednich kwalifikacji.

– Gowno prawda! Jestes lekarzem, nie? Prawdziwym, a nie jakims bubkiem, ktory wszystkim tak gada, a nie ma zadnego papierka, gdzie by to bylo napisane?

– Jesli chodzi ci o to, czy skonczylem akademie, to owszem, skonczylem.

– Wiec zbadaj mnie!

– Nie moge. Mam zawiazane oczy.

Panov poczul, jak grube paluchy straznika sciagaja mu z glowy chustke. Polmrok, panujacy we wnetrzu samochodu, udzielil Mo odpowiedzi na gnebiace go od kilkunastu minut pytanie: w jaki sposob mozna podrozowac z pasazerem majacym zawiazane oczy i nie zwracac niczyjej uwagi? W tym samochodzie nie stanowilo to zadnego problemu; z wyjatkiem przedniej, wszystkie szyby byly nawet nie przycmione, ale niemal matowe, co oznaczalo, ze z zewnatrz naprawde byly matowe. Nikt nie mogl zobaczyc, co sie dzieje we wnetrzu.

– No, patrz!

– Na co?

Capo subordinato przekrecil groteskowo glowe w kierunku Panova i starajac sie nie spuszczac wzroku z drogi, rozdziawil szeroko usta.

– Mow, co widzisz! – ponaglil go.

– Okropnie tu ciemno – odparl Mo, zobaczywszy przez przednia szybe wlasciwie juz wszystko, co chcial. Jechali boczna droga, tak kreta i waska, ze ledwo zaslugiwala na miano prawdziwej drogi. Bez wzgledu na to, dokad go wieziono, z pewnoscia nie wybrano najkrotszej trasy.

– Wiec otworz to pieprzone okno! – ryknal straznik, nie odwracajac glowy i rzucajac z ukosa rozpaczliwe spojrzenia na droge. Z szeroko otwartymi ustami przypominal karykature wymiotujacego wieloryba. – Tylko mow prawde! Polamie temu sukinsynowi wszystkie palce! Bedzie mogl operowac lokciami… A mowilem durnej siostrzyczce, ze nic z niego nie bedzie! Wciaz tylko siedzial z nosem w ksiazkach, nie chodzil na zadne akcje ani nic w tym rodzaju…

– Gdybys przestal choc na chwile gadac, moze moglbym sie dokladniej przyjrzec – powiedzial Panov. Przez opuszczona boczna szybe widzial tylko migajace drzewa i geste krzewy. Nalezalo watpic, czy droga, ktora jechali, byla w ogole zaznaczona na mapach. – O, tak juz lepiej – mruknal, unoszac luzno zwiazane rece do twarzy straznika, lecz patrzac caly czas przed siebie. – O, moj Boze! – wykrzyknal nagle.

– Co?! – wrzasnal przerazliwie capo.

– Ropa! Wszedzie ropne wrzody, szczegolnie na migdalach. Najgorsze, co moze byc.

– Jezu! – Samochod zatanczyl ponownie, reagujac na nagly ruch roztrzesionych, trzymajacych kierownice dloni.

Duze drzewo, z przodu, po lewej stronie pustej drogi! Morris Panov chwycil za kierownice i naparl calym ciezarem ciala, skrecajac ja w lewo, a na ulamek sekundy przed uderzeniem puscil ja i skulil sie na siedzeniu jak embrion, zakrywajac glowe rekami.

Uderzenie bylo potwornie silne. Kiedy przebrzmial ogluszajacy trzask pryskajacego szkla i zgrzyt dartego metalu, rozlegl sie syk buchajacej przez rozbite cylindry pary i szmer rozprzestrzeniajacego sie pod wrakiem ognia, ktory wkrotce powinien dotrzec do zbiornika z benzyna. Nieprzytomny straznik jeczal slabo, a z rozcietej skory na jego twarzy saczyla sie powoli krew. Panov wydobyl go z rozbitego samochodu i odciagnal najdalej, jak mogl; w chwile potem nastapila eksplozja paliwa.

Siedzac na wilgotnej trawie, Morris poczekal, az jego oddech wroci do jakiej takiej normy, a nastepnie, czujac w dalszym ciagu na karku olowiany ciezar strachu, pozbyl sie wiezow i usunal z twarzy nieprzytomnego capo wiekszosc ostrych fragmentow szkla. Uporawszy sie z tym zadaniem, sprawdzil, czy kosci sa cale – prawa reka i lewa noga sprawialy wrazenie zlamanych – po czym na znalezionym w kieszeni straznika listowym papierze z nadrukiem jakiegos zupelnie mu nie znanego hotelu napisal diagnoze. W kieszeni znajdowal sie takze pistolet, ale byl zbyt ciezki i nieporeczny, zeby brac go ze soba.

Wystarczy. Wiernosc przysiedze Hipokratesa takze powinna miec granice.

Panov przeszukal pozostale kieszenie straznika, zdumiony iloscia znalezionych pieniedzy – ponad szesc tysiecy dolarow – i praw jazdy – piec sztuk, kazde wystawione w innym stanie i na inne nazwisko. Zabral pieniadze i dokumenty, zeby przekazac je Conklinowi, ale zostawil nietkniete wszystkie inne przedmioty, znajdujace sie w portfelu. Byly wsrod nich fotografie dzieci, wnukow i rozmaitych kuzynow, w tym takze zdjecie mlodego chirurga, ktory dzieki pomocy wuja zdobyl medyczne wyksztalcenie. Ciao, amico, pomyslal Mo. Wypelzl na droge, wstal i otrzepal ubranie, usilujac odzyskac wyglad szanowanego obywatela.

Zdrowy rozsadek nakazywal udac sie na polnoc, w kierunku, w ktorym jechali. Powrot na poludnie byl nie tylko bezsensowny, ale takze wiazal sie z powaznym niebezpieczenstwem. Nagle pewna mysl uderzyla go jak obuchem;

Dobry Boze! Czy ja naprawde zrobilem to, co zrobilem?

Zaczal sie trzasc, a ta czesc mozgu, w ktorej ulokowala sie jego psychiatryczna wiedza, podszepnela mu, ze to reakcja powstrzasowa.

Przestan chrzanic, ty durniu! To nie byles ty!

Ruszyl przed siebie, a potem szedl, szedl i szedl. Znajdowal sie chyba na najbardziej bocznej ze wszystkich bocznych drog, bo nigdzie w zasiegu wzroku nie bylo ani sladu cywilizacji, zadnego samochodu, domu, ruin szalasu lub starej farmy, ani chocby kamiennego muru swiadczacego o tym, ze kiedys ludzie dotarli jednak na te obszary. Mo walczyl ze skutkami wyczerpania spowodowanego przedawkowaniem narkotykow, pokonujac uparcie mile za mila. Jak dlugo juz szedl? Zabrali mu zegarek, jego zegarek pokazujacy date tak malymi cyferkami, ze trudno bylo je odczytac, wiec nie mial najmniejszego pojecia, jaki to moze byc dzien ani ktora godzina. Musi znalezc telefon i zadzwonic do Aleksa Conklina! Cos musi sie wkrotce wydarzyc!

Tak tez sie stalo.

Uslyszal narastajacy warkot silnika i odwrocil sie raptownie. Z poludnia nadjezdzal droga czerwony samochod… Nie, nie nadjezdzal, tylko pedzil z najwieksza mozliwa predkoscia. Mo rozpaczliwie zamachal ramionami, ale nic to nie dalo; samochod przemknal obok niego… po czym, ku jego nieopisanej radosci, gwaltownie zahamowal i stanal! Mo ruszyl biegiem w jego strone, ale okazalo sie to niepotrzebne, gdyz kierowca wlaczyl wsteczny bieg i cofnal pojazd, wzbijajac spod buksujacych kol tumany kurzu. Przez umysl Mo przebiegla blyskawicznie rada, jaka powtarzala mu przy kazdej okazji jego matka: 'Zawsze mow prawde, Morris. Prawda to tarcza, ktora dal nam Bog, bysmy mogli bronic sie od zlego'.

Panov nigdy nie zdolal calkowicie wprowadzic tej zasady w zycie, ale zdawal sobie doskonale sprawe, iz w pewnych okolicznosciach mogla ona miec nieoszacowana wartosc. To byla chyba jedna z takich okolicznosci.

Kiedy ciezko dyszac dopadl drzwi samochodu i zajrzal do srodka przez opuszczona szybe, zobaczyl za kierownica trzydziestokilkuletnia platynowa blondynke o jaskrawo umalowanej twarzy, ubrana w wydekoltowana bluzke, bardziej stosowna na planie pornograficznego filmu niz na bocznej drodze w stanie Maryland. Mimo to, slyszac wciaz w uszach slowa matki, powiedzial prawde:

– Zdaje sobie sprawe, prosze pani, ze sprawiam nie najlepsze wrazenie, ale zapewniam, ze to jedynie pozory. Jestem lekarzem i mialem wypadek samochodowy, w ktorym…

– Wsiadaj, na milosc boska!

– Jestem pani niezmiernie zobowiazany.

Mo nie zdazyl jeszcze dobrze zamknac drzwi, kiedy kobieta wrzucila bieg, nadepnela na pedal gazu i wystartowala z rykiem silnika i szurgotem opon.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату