– Dziekuje… Po pierwsze, na stoliku w przedpokoju zostawilem koperte. Jest w niej zaplata za doprowadzenie do tragicznych zgonow Armbrustera w Georgetown i Teagartena w Brukseli.
– Wedlug tego zydowskiego doktorka sa jeszcze dwaj, o ktorych wiedza: ambasador w Londynie i admiral w Kolegium Szefow Sztabu. Chcesz dorzucic nowa premie?
– Moze pozniej, ale na pewno nie teraz. Obaj w ogole wiedza bardzo malo, a wlasciwie nic na temat operacji finansowych. Burton uwaza nas za ultrakonserwatywna organizacje weteranow rozpamietujacych bez konca hanbe, jaka zakonczyl sie dla nas Wietnam. Mozna go zrozumiec, bo zawsze byl oddanym patriota. Atkinson to bogaty dyletant. Robi to, co mu kaza, i nie ma o niczym najmniejszego pojecia. Zrobilby i robi wszystko, zeby tylko utrzymac sie na stanowisku, a kontaktowal sie jedynie z Teagartenem… Conklin trafil w dziesiatke, jesli chodzi o Swayne'a, Armbrustera, Teagartena i oczywiscie DeSole'a, ale tamci dwaj to tylko kukly. Zastanawiam sie, jak to bylo mozliwe…
– Kiedy sie o tym dowiem, a na pewno sie dowiem, powiem ci. Calkiem gratis.
Prawnik uniosl wysoko brwi.
– Jak mam to rozumiec?
– Dojdziemy do tego. Masz cos jeszcze?
– Dwie rzeczy, obie bardzo wazne, a pierwsza to prezent ode mnie. Pozbadz sie swojego mlodego przyjaciela. Bywa tam, gdzie nie powinien, i szasta pieniedzmi na lewo i prawo. Doszly do nas sluchy, ze chwali sie swoimi znajomosciami. Nie wiemy, co jeszcze rozpowiada ani co wie i w jaki sposob to sobie poskladal, ale bardzo nas to martwi. Wydaje mi sie, ze ciebie takze powinno to martwic.
– Il prostituto! – ryknal Louis, uderzajac piescia w wyscielana porecz kanapy. – Il pinguino! Jest juz martwy!
– Rozumiem, ze to mialo byc podziekowanie. Druga sprawa jest znacznie bardziej wazna, szczegolnie dla nas. Chodzi o dom Swayne'a w Manassas. Prawnik Swayne'a, a jednoczesnie nasz prawnik, nie mogl nigdzie znalezc jego osobistego notatnika. Stal na polce, oprawiony tak samo jak ksiazki. Ten, kto go zabral, musial dokladnie wiedziec, czego szuka.
– Jaki to ma zwiazek ze mna?
– Ogrodnik byl waszym czlowiekiem. Umieszczono go tam, zeby wykonal swoje zadanie. Jedyny numer telefonu, jaki mu podano, to byl numer DeSole'a.
– I co z tego?
– Po to, by osiagnac cel, to znaczy upozorowac w sposob przekonujacy samobojstwo Swayne'a, musial przez dluzszy czas sledzic kazdy jego ruch. Sam mi to tlumaczyles az do znudzenia, wyjasniajac, dlaczego zazadaliscie tak potwornych pieniedzy. Nietrudno wyobrazic go sobie zagladajacego przez okno do gabinetu Swayne'a, gdzie mialo nastapic samobojstwo. Predzej czy pozniej wasz czlowiek musial zauwazyc, ze general zdejmuje z polki te sama ksiazke, zapisuje cos w niej, po czym odstawia na miejsce. Na pewno zaintrygowalo go to i doszedl do wniosku, ze ta ksiazka przedstawia wielka wartosc. Tak samo pomyslalbys ty i pomyslalbym ja. A wiec, gdzie ona jest?
Mafioso podniosl sie powoli z kanapy.
– Posluchaj, avvocato, znasz mase gladkich slow, ktore wpychasz mi jako dowody, ale my nie mamy zadnej takiej ksiazki, a w dodatku ja moge ci to udowodnic! Gdybym ja mial i gdyby bylo w niej cos, co mogloby przypiec ci dupe, trzymalbym ja teraz o tu, w tej rece, i podtykal ci pod nos, capisce?
– To nawet dosc logiczne – przyznal starannie ubrany adwokat. Kipiacy wsciekloscia capo wrocil na swoje poprzednie miejsce na kanapie. – Flannagan… – dodal w zamysleniu. – Oczywiscie, to musial byc Flannagan. On i ta jego cholerna fryzjerka zalatwili sobie polise ubezpieczeniowa, niewykluczone, ze za pomoca malego szantazu. Szczerze mowiac, od razu sie uspokoilem. Nigdy nie beda mogli z tego skorzystac, bo natychmiast zwrociliby na siebie uwage. Przyjmij moje przeprosiny, Louis.
– Skonczyles juz?
– Chyba tak.
– W takim razie zajmijmy sie tym Zydkiem.
– O co chodzi?
– Jak ci powiedzialem, to zyla zlota.
– Bez jego kartoteki daleko mu do dwudziestu czterech karatow.
– Mylisz sie. – Louis pokrecil glowa. – Wspomnialem juz Armbrusterowi, zanim stal sie dla was niewygodny, ze my tez mamy lekarzy, i to specjalistow w kazdej dziedzinie, lacznie z tym, co nazywaja 'reakcjami motorycznymi' i, uwazaj, 'wymuszonym uruchamianiem procesow przypominania w warunkach scislej zewnetrznej kontroli'… Dokladnie to sobie zapamietalem. To tak samo, jakby ci przystawili pistolet do glowy, tylko ze nawet gdy by cos sie stalo, to nie ma ani kropli krwi.
– Przypuszczam, ze opowiadasz mi o tym w jakims konkretnym celu?
– Mozesz na to postawic swoja karte czlonka klubu golfowego. Wlasnie przenosimy doktorka do specjalnego domu opieki w Pensylwanii, gdzie trafiaja tylko najbogatsi starcy, zeby w spokoju wyciagnac nogi.
– Zapewne jest tam doskonale wyposazenie, swietnie wyszkolony personel, a teren patroluja uzbrojeni straznicy…
– Jasne. Sporo ludzi z waszej sfery decyduje sie…
– Lepiej przejdz od razu do rzeczy – przerwal mu adwokat, spogladajac na zlotego roleksa. – Mam nieduzo czasu.
– Znajdz go troche, bo warto. Wedlug tego, co mowia moi specjalisci – zwracam ci uwage, ze specjalnie uzylem slowa 'moi' – nasz pacjent jest co czwarty lub piaty dzien 'wystrzeliwany na Ksiezyc' – Bog mi swiadkiem, ze to ich okreslenie, nie moje. W przerwach opiekuja sie nim najlepiej, jak tylko mozna, karmia, pozwalaja sie wysypiac, badaja i w ogole… Musimy bardzo dbac o nasze ciala, czyz nie tak, avvocato?
– Niektorzy grywaja w tym celu w squash [3].
– Prosze mi wybaczyc, panie Park Avenue, ale ja nie gram w dynie, tylko ja jadam.
– Te roznice kulturowe i jezykowe… Wciaz daja sie we znaki, prawda?
– Owszem, ale to nie panska wina, consigliere.
– Istotnie. Zwykle ludzie tytuluja mnie adwokatem.
– Daj mi troche czasu. U nas bylbys consigliere.
– Zostalo nam zbyt malo zycia, Louis. Powiesz, o co ci chodzi, czy mam isc?
– Powiem, panie adwokacie… A wiec, za kazdym razem, kiedy Zydek 'leci na Ksiezyc', jak mowia moi specjalisci, jest w nie najgorszej formie, zgadza sie?
– Przypuszczam, ze to raczej periodyczne nawroty pozorow normalnosci, ale nie jestem lekarzem.
– Nie mam najmniejszego pojecia, o czym pieprzysz, ale ja tez nie jestem lekarzem, wiec zdam sie na moich specjalistow. Otoz za kazdym razem, kiedy go szprycuja, podsuwaja mu jedno nazwisko za drugim. Wiekszosc nic dla niego nie znaczy, ale wreszcie trafia sie jedno, potem drugie i trzecie. Robia wtedy cos, co nazywaja sonda – wyciagaja z niego po kawaleczku informacje na temat tego faceta, zeby miec cos, czym mozna by go nastraszyc, gdyby zaszla taka koniecznosc. Nie zapominaj, ze zyjemy w nerwowych czasach, a doktorek leczy najgrubsze ryby w Waszyngtonie, wszystko jedno, z rzadu czy nie. I co pan o tym mysli, panie adwokacie?
– To rzeczywiscie niezwykle – wycedzil gosc, nie spuszczajac oka z capo supremo. – Mimo wszystko znacznie lepsza bylaby jego kartoteka.
– Jak juz wspomnialem, pracujemy nad tym, ale bedziemy jeszcze potrzebowac troche czasu, a to jest teraz, immediato. Powinien dotrzec do Pensylwanii za kilka godzin. Chcesz ubic interes? Tylko ty i ja, nikt wiecej.
– O co chodzi? O cos, czego nie masz i byc moze nigdy nie bedziesz mial?
– Daj spokoj! Za kogo mnie uwazasz?
– Jestem pewien, ze nie chcialbys wiedziec…
– Przestan chrzanic. Powiedzmy, ze spotkamy sie za dzien lub dwa, a moze za tydzien, i wtedy dostarcze ci liste ludzi, ktorzy mogliby cie interesowac, a o ktorych bede mial informacje… takie, jakich nie daloby sie uzyskac w zaden tradycyjny sposob. Wybierzesz jednego lub dwoch, albo zadnego, wiec niczym nie ryzykujesz. Umowa jest tylko miedzy nami dwoma. Oprocz nas sprawe beda znac tylko moj glowny specjalista i asystent. Oni nie znaja ciebie, a ty ich.
– Robota na boku, jak dawniej?
– Nie jak dawniej, tylko jak teraz. Wysokosc zaplaty uzaleznie od wagi informacji. Moze to bedzie zaledwie tysiac lub dwa, moze dwadziescia, a moze zupelnie gratis, ktoz to moze powiedziec? Bede gral fair, bo zalezy mi