– Tu nie mozna sie zgubic, bo nie ma za czym isc. Nie istnieje ani postep arytmetyczny, ani zasada przyczyny i skutku. Naprawde, nie wiem… Na

pewno jest w tym 'Meduza'.

– Opierajac sie na twoich zeznaniach, moglbym przycisnac Burtona z Kolegium Szefow Sztabu i Atkinsona w Londynie.

– Nie, zostaw ich w spokoju. Nie spuszczaj z oka, ale nie zatapiaj, admirale. I tak predzej czy pozniej pszczoly zleca sie do miodu.

– W takim razie, co proponujesz?

– To, co powiedzialem na samym poczatku: nic nie robic, tylko czekac. – Aleks niespodziewanie uderzyl laska w boczna scianke biurka. – Do cholery, to musi byc 'Meduza'! Jestem tego pewien!

Lysy, stary mezczyzna o pokrytej zmarszczkami twarzy podniosl sie z wysilkiem z klecznika w kosciele Najswietszego Sakramentu w Neuilly- sur- Seine na obrzezu Paryza. Powoli, krok za krokiem, podszedl do drugiego konfesjonalu po lewej stronie, odsunal czarna kotare i ukleknal przed drewniana kratka, rowniez zaslonieta czarnym materialem.

– Angelus domini, dziecie Boze – odezwal sie glos zza zaslony. – Czy dobrze sie miewasz?

– Znacznie lepiej dzieki twojej szczodrobliwosci, monseigneur.

– Cieszy mnie to, ale jak dobrze wiesz, trzeba czegos wiecej, zeby mnie w pelni zadowolic… Co sie stalo w Anderlechcie? Co mi powie moja wierna i dobrze oplacana armia? Kto sie osmielil?

– Pracowalismy bez przerwy przez ostatnie osiem godzin, monseigneur. Udalo nam sie ustalic, ze dwaj mezczyzni ze Stanow Zjednoczonych – przypuszczamy, ze pochodzili stamtad, bo mowili z amerykanskim akcentem – wynajeli pokoj w pensjonacie znajdujacym sie naprzeciwko restauracji i wyjechali pospiesznie w kilka minut po zamachu.

– Zdalnie sterowany detonator!

– Wszystko na to wskazuje, monseigneur. Niczego wiecej nie zdolalismy sie dowiedziec.

– Ale dlaczego? Dlaczego?

– Nie potrafimy czytac w ludzkich umyslach, monseigneur.

Po drugiej stronie Atlantyku, w luksusowym apartamencie w Brooklynie z widokiem na East River i most Brooklynski, capo supremo rozparl sie wygodnie na rozlozystej kanapie, trzymajac w dloni szklaneczke z drinkiem. Pociagnawszy kolejny lyk, zwrocil sie do siedzacego naprzeciwko niego w fotelu mlodego, nadzwyczaj przystojnego mezczyzny o kruczoczarnych wlosach:

– Wiesz, Frankie, ja jestem nie tylko madry, ale genialny. Rozumiesz mnie? Wychwytuje wszystkie niuanse – to takie wskazowki, co moze byc wazne, a co nie – i skladam je do kupy. Na przyklad slucham, o czym gada jakis palant, dodaje cztery do czterech i zamiast osmiu wychodzi mi dwanascie. Bingo! Mam odpowiedz. Ten cwaniaczek Bourne, co to mysli, ze jest nie wiadomo kim, to tylko przyneta na kogos innego, a nie to, na czym nam zalezy. Ten Zydek wszystko nam wyspiewal: Bourne ma tylko pol mozgu, testa bqkana. Najczesciej nie wie, kim jest ani co robi, zgadza sie?

– Zgadza sie, Lou.

– A potem nagle ten polglowek laduje w Paryzu, ledwie pare kilometrow od napuszonego generala, ktorego chca sprzatnac malomowni chlopcy z drugiego brzegu rzeki, tak jak juz zalatwili dwie inne grube ryby. Zapisce!

– Capisco, Lou – odparl czarnowlosy przystojniak. – Jestes naprawde inteligentny.

– Nic nie rozumiesz, ty zabaglione. Rownie dobrze moglbym mowic do siebie. Zreszta, co to za roznica? No wiec, dodaje cztery do czterech, patrze na te dwunastke, co mi wyszla, i mysle: trzeba wejsc w sam srodek gry, kapujesz?

– Tak, Lou.

– Musimy zalatwic generala, bo stanowi utrudnienie dla chlopcow, ktorzy nas potrzebuja, zgadza sie?

– Zgadza sie, Lou. Wielkie utud… utrud…

– Nie wysilaj sie, zabaglione. Wiec mysle sobie: zdmuchnijmy go i zacznijmy wszystkim rozpowiadac, ze to sprawka tego polglowka. Rozumiesz mnie?

– O, tak, Lou. Ty to masz glowe!

– A wiec zalatwilismy generala i jednoczesnie podstawilismy wszystkim pod lufy Bourne'a. Jezeli nie dostaniemy go ani my, ani Szakal, to na pewno uda sie go dorwac tym z rzadu.

– To wspanialy plan, Lou. Podziwiam cie, slowo daje.

– Daj sobie spokoj z podziwem, bello ragazzo. W tym domu obowiazuja inne zasady. Chodz tu do mnie i zrob mi naprawde dobrze.

Mlody mezczyzna wstal z fotela i podszedl do kanapy.

Marie siedziala w tylnej czesci samolotu, popijajac kawe z plastikowej filizanki. Starala sie usilnie przypomniec sobie wszystkie miejsca, w ktorych byli z Davidem trzynascie lat temu. Znajdowaly sie wsrod nich kawiarnie na Montparnasse, tanie hoteliki, motel usytuowany dziesiec mil za miastem (ale gdzie to bylo dokladnie?) i pokoj z balkonem w zajezdzie w Argenteuil, gdzie David – Jason – powiedzial jej po raz pierwszy, ze ja kocha, ale nie moze z nia zostac wlasnie dlatego, ze ja kocha… Cholerny glupek! Aha, jeszcze kosciol Sacre Coeur na szczycie wysokich schodow. To tam Jason – David – spotkal sie z czlowiekiem, ktory przekazal im potrzebne informacje. Jakie informacje? Kim byl ten czlowiek?

– Mesdames et monsieurs – rozlegl sie glos kapitana samolotu. – Je suis votre capitaine. Bienvenu. – Pilot mowil dalej po francusku, a nastepnie zaloga powtorzyla jego slowa po angielsku, niemiecku, wlosku, a takze, przy pomocy tlumaczki, po japonsku. – Spodziewamy sie, ze nasz lot do Marsylii bedzie przebiegal bez zadnych przeszkod. Czas podrozy powinien wyniesc siedem godzin i czternascie minut, ladowanie o szostej rano czasu lokalnego. Zyczymy panstwu przyjemnego lotu.

Kiedy Marie St. Jacques Webb wyjrzala przez okienko, zobaczyla rozciagajacy sie daleko w dole, oswietlony blaskiem ksiezyca ocean. Z Montserrat przedostala sie do San Juan na Puerto Rico, a nastepnie kupila bilet do Marsylii. O sluzbie imigracyjnej tego miasta mozna bylo powiedziec, ze dzialala co najmniej nieudolnie, a nawet swiadomie lekcewazyla swoje obowiazki. W kazdym razie, tak wlasnie przedstawialy sie sprawy trzynascie lat temu, w czasie, ktory teraz Marie usilowala dokladnie odtworzyc. Z Marsylii poleci do Paryza krajowymi liniami lotniczymi i tam go odnajdzie. Tak samo jak przed trzynastu laty. Musi! Jezeli jej sie nie uda, dla czlowieka, ktorego kocha, bedzie to oznaczalo wyrok smierci.

Rozdzial 21

Morris Panov siedzial niespokojnie przy oknie wychodzacym na pastwisko jakiejs farmy polozonej, jak mu sie wydawalo, gdzies w Marylandzie. Znajdowal sie w malej sypialni na pierwszym pietrze, ubrany w szpitalna koszule, a wyglad jego odslonietego prawego ramienia potwierdzal wczesniejsze obawy. Mial wielokrotnie wstrzykiwane narkotyki – latal na Ksiezyc, jak okreslali to ci, ktorzy zajmowali sie ich rozprowadzaniem. Zostal poddany psychicznej formie gwaltu, jego umysl przeswietlono na wylot i wywrocono na druga strone, najskrytsze mysli i tajemnice zostaly wywabione na powierzchnie dzialaniem srodkow chemicznych i dokladnie zbadane.

Zdawal sobie doskonale sprawe z tego, ze skutki tych zabiegow moga okazac sie fatalne, natomiast zupelnie nie mogl zrozumiec, dlaczego jeszcze zyje. Najwieksze obawy budzil w nim fakt, ze jest traktowany z takimi honorami. Dlaczego straznik w debilnej, czarnej masce na twarzy jest taki grzeczny, a jedzenie smaczne i obfite? Wygladalo na to, ze obecnie jego dreczycielom zalezalo przede wszystkim na tym, by jak najszybciej odzyskal sily, powaznie nadwatlone przedawkowaniem narkotykow, i poczul sie mozliwie wygodnie w tych nadzwyczajnych warunkach. Dlaczego?

Otworzyly sie drzwi i do pokoju wszedl zamaskowany straznik. Byl to niski, krepy mezczyzna mowiacy z akcentem kojarzacym sie Panovowi z polnocno- wschodnimi stanami czy po prostu z Chicago. W innych okolicznosciach mezczyzna sprawialby komiczne wrazenie, gdyz jego masywna glowa byla zbyt duza na waska, czarna maske, ktora i tak z pewnoscia nie utrudnilaby ewentualnej identyfikacji, ale w obecnej sytuacji w jego wygladzie nie sposob bylo dostrzec nic zabawnego, a unizona sluzalczosc wywolywala wrecz dreszcz niepokoju. Przez ramie mial przewieszone ubranie Panova.

– Dobra, doktorku, wskakuj w te ciuchy. Dopilnowalem, zeby wszystko uprali i wyprasowali, nawet gatki. Co ty

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату