styczne pisniecie w sluchawce. – W porzadku, niech pan mowi.
– Otrzymalem instrukcje od Krolowej Wezow. Powiedziano mi, ze mam sie zwrocic do pana o ich potwierdzenie.
– Potwierdzam!
– Czy w zwiazku z tym mam rozumiec, ze moge przystapic do ich wykonywania?
– Dobry Boze, tak! Prosze robic wszystko, co panu kaza! Niech pan nie zapomni, co sie stalo z Teagartenem w Brukseli i Armbrusterem w Waszyngtonie! Prosze mnie chronic! Niech pan robi wszystko, co mowia!
– Dziekuje, panie ambasadorze.
Bourne najpierw zanurzyl sie w najgoretszej kapieli, jaka mogl wytrzymac, potem wzial najzimniejszy prysznic, jaki byl w stanie zniesc, a nastepnie zmienil opatrunek na karku, wrocil do niewielkiego pokoju i padl na lozko… A wiec Marie udalo sie znalezc prosty, a mimo to zaskakujacy sposob na dotarcie do Paryza. Niech to szlag trafi! W jaki sposob ma ja teraz odszukac, zeby ja chronic? Czy ona w ogole zdaje sobie sprawe z tego, co robi? David na pewno by wpadl w panike i popelnil mase bledow… Boze, przeciez ja jestem Davidem!
Przestan! Uspokoj sie!
Zadzwonil telefon. Jason chwycil gwaltownym ruchem sluchawke.
– Tak?
– Santos chce sie z toba widziec. Ma pokojowe zamiary.
Rozdzial 24
Kola sanitarnego helikoptera zetknely sie z ziemia; w chwile potem umilkly silniki i lopatki wirnika zaczely zwalniac obroty, by wreszcie zupelnie znieruchomiec. Zgodnie z przepisami dopiero wtedy otworzyly sie drzwi i z maszyny wyszedl ubrany w bialy stroj sanitariusz, a za nim Panov. Kilka metrow od smiglowca sanitariusz przekazal doktora pod opieke czekajacego na skraju ladowiska cywila, ktory zaprowadzil go do stojacej nie opodal limuzyny Siedzieli w niej Peter Holland, dyrektor CIA, i Aleksander Conklin, ten drugi na rozkladanym miejscu tylem do kierunku jazdy, prawdopodobnie po to, zeby ulatwic prowadzenie rozmowy. Psychiatra usiadl obok Hollanda, po czym kilka razy odetchnal gleboko i opadl na miekkie oparcie.
– Jestem wariatem – oswiadczyl, starannie wymawiajac kazde slowo. – Osobiscie podpisze sobie skierowanie do szpitala.
– Najwazniejsze, ze jest pan bezpieczny, doktorze – odparl Holland.
– Milo znowu cie widziec, Szalony Mo – dodal Conklin.
– Czy wy macie pojecie, co zrobilem? Celowo rozbilem samochod na drzewie, choc sam bylem jego pasazerem! Potem, po przejsciu co najmniej polowy odleglosci do Bronksu, zabralem sie autostopem z jedyna osoba na swiecie, ktora prawdopodobnie ma wiekszego swira ode mnie. Miala kompletnie rozstrojone libido i meza o tajemniczym imieniu Bronk, przed ktorym wlasnie uciekala. Wziela mnie jako zakladnika, grozac, ze w razie najmniejszego oporu oskarzy mnie o gwalt przed trybunalem zlozonym z najwiekszych zabijakow, jakim w tym kraju kiedykolwiek pozwolono jezdzic ciezarowkami… z wyjatkiem jednego, ktory pomogl mi uciec. – Panov umilkl i siegnal do kieszeni. – Prosze bardzo – powiedzial, wreczajac Conklinowi piec praw jazdy i szesc tysiecy dolarow.
– Co to takiego? – zapytal ze zdumieniem Aleks.
– Obrabowalem bank, a potem sam postanowilem zostac zawodowym kierowca… A jak ci sie wydaje, co to jest? Zabralem to czlowiekowi, ktory mnie pilnowal. Opisalem tym z helikoptera, gdzie moga go znalezc. Na pewno im sie uda, bo nie sadze, zeby daleko odszedl.
Peter Holland podniosl sluchawke zainstalowanego w limuzynie telefonu i nacisnal trzy guziki.
– Przekazcie wiadomosc zalodze helikoptera – powiedzial. – Czlowiek, ktorego zabiora z miejsca wypadku, ma zostac natychmiast przewieziony do Langley. Informujcie mnie o wszystkim… Przepraszam, doktorze. Prosze kontynuowac.
– Kontynuowac? A co tu kontynuowac? Zostalem porwany, trzymano mnie na jakiejs farmie i naszprycowano taka iloscia roznych swinstw, ze… ze o malo nie polecialem na szczyt wysokiej choinki, o co zreszta oskarzyla mnie moja madame Scylla i Charybda.
– O czym pan mowi, do licha? – zapytal cicho Holland.
– O niczym, admirale, panie dyrektorze czy…
– Wystarczy Peter, Mo – przerwal mu Holland. – Po prostu nie zrozumialem, i tyle.
– Nie ma tu nic do rozumienia, tylko same fakty. Moje aluzje wynikaja z potrzeby popisania sie pozorna erudycja. Boje sie, i tyle.
– Tutaj nic ci nie grozi.
Panov usmiechnal sie nerwowo do dyrektora CIA.
– Wybacz mi, Peter. Wciaz jestem troche oszolomiony. Ostatni dzien odbiegal wyraznie od mojego dotychczasowego stylu zycia.
– Podejrzewam, ze nie tylko od twojego – odparl Holland. – Widzialem juz sporo paskudnych rzeczy, ale nigdy nie mialem do czynienia z czyms, co w ten sposob dziala na psychike.
– Nie ma pospiechu, Mo – dodal Conklin. – Nie wysilaj sie, i tak juz wystarczajaco duzo przeszedles. Jesli chcesz, mozemy zaczekac kilka godzin, zebys troche odpoczal.
– Nie badz idiota, Aleks! – zaprotestowal ostro psychiatra. – Po raz drugi narazilem Davida na powazne niebezpieczenstwo! To mnie najbardziej dreczy… Nie ma ani chwili do stracenia. Daruj sobie Langley, Peter. Zawiez mnie do jednej z waszych klinik. Powiem lekarzom, co maja zrobic, zeby wyciagnac ze mnie wszystko, co pamietam.
– Chyba zartujesz! – wybuchnal Holland.
– Ani mi sie sni. Obaj musicie wiedziec to, co ja, nawet jesli wiem cos, nie zdajac sobie z tego sprawy. Naprawde nie mozecie tego zrozumiec?
Dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej ponownie siegnal po telefon, ale tym razem nacisnal tylko jeden guzik. Oddzielony od nich dzwiekoszczelna szyba kierowca podniosl ukryta miedzy siedzeniami sluchawke.
– Nastapila zmiana planu – powiedzial Holland. – Jedz do punktu numer piec.
Samochod zwolnil, by na najblizszym skrzyzowaniu skrecic w prawo, w kierunku zielonych pol i wzgorz, stanowiacych najlepsze tereny lowieckie Wirginii. Morris Panov przymknal oczy jak czlowiek znajdujacy sie w transie lub oczekujacy na jakies nadzwyczaj wazne wydarzenie – na przyklad na swoja egzekucje. Aleks spojrzal na Petera Hollanda; obaj zerkneli na Mo, a potem znowu na siebie. Cokolwiek Panov zamierzal, mialo to gleboki sens. W ciagu pol godziny, ktorej potrzebowali na dotarcie do bramy posiadlosci okreslanej jako punkt numer piec, zaden z mezczyzn nie odezwal sie ani slowem.
– Dyrektor z przyjaciolmi – poinformowal kierowca straznika ubranego w mundur jednej z prywatnych firm wynajmujacych ludzi do ochrony, w rzeczywistosci bedacej agenda CIA. Za ogrodzeniem zaczynala sie dosc dluga, wysadzana drzewami droga.
– Dziekuje – odezwal sie Mo, otwierajac oczy i mrugajac powiekami. – Jak sie zapewne domyslacie, usiluje odzyskac jasnosc myslenia i obnizyc sobie cisnienie.
– Nie musisz tego robic – powiedzial z naciskiem Holland.
– Owszem, musze – odparl Panov. – Moze kiedys uda mi sie wszystko samemu poskladac do kupy, ale teraz nie mamy na to czasu. – Spojrzal na Conklina. – Jak duzo mozesz mi powiedziec?
– Peter wie o wszystkim. Ze wzgledu na twoje cisnienie daruje ci szczegoly. Najwazniejsze, ze Davidowi nic nie jest. W kazdym razie nic nam nie wiadomo, zeby bylo inaczej.
– A Marie i dzieci?
– Sa na wyspie – odparl Aleks, unikajac spojrzenia Hollanda.
– Co to za punkt numer piec? – Panov skierowal wzrok na dyrektora CIA. – Mam nadzieje, ze znajdzie sie tu jakis odpowiedni specjalista?
– Maja dyzury przez cala dobe. Przypuszczam, ze znasz kilku z nich.
– Wolalbym nie.
Dluga czarna limuzyna zakrecila na owalnym podjezdzie i zatrzymala sie przed kamiennymi schodami budynku utrzymanego w stylu poludniowych dziewietnastowiecznych rezydencji.