«Naturalnie. Mamy ze soba angielskie tlumaczenie, jak tez kopie oryginalu napisanego w jezyku staroslowianskim. Sporzadzil ja dla nas w Stambule pewien mnich. Oryginal znajduje sie w panstwowym archiwum Mehmeda II. Moze chce pan go osobiscie przestudiowac?»
Wyjalem z teczki kopie, majac nadzieje, ze Ranow rowniez nie postanowi jej studiowac.
Stoiczewowi rozblysly oczy na widok tekstu.
«Ciekawy – powiedzial, odkladajac go ku memu rozczarowaniu obojetnie na stol. Pomyslalem, ze w niczym nie jest nam w stanie pomoc, a nawet zwatpilem, czy go dokladnie do konca przeczytal. – Moja droga – zwrocil sie do siostrzenicy. – Czeka nas dluzsze grzebanie w papierach. Musisz naszym gosciom zaoferowac cos do jedzenia i do picia. Czy mozecie przyniesc karafke z rakija i cos do przekaszenia?»
Popatrzyl uprzejmie na Ranowa.
Irina z radosnym usmiechem zerwala sie z miejsca.
«Oczywiscie, wuju – powiedziala przepiekna angielszczyzna, a ja pomyslalem, ze w tym domu nic juz mnie nie zaskoczy. – Ale ktos musi mi pomoc wniesc to wszystko po schodach».
Ranow natychmiast zerwal sie z miejsca, poprawiajac czupryne.
«Z najwieksza ochota pomoge ci, mloda damo» – oznajmil i ruszyli na dol. Jego kroki dudnily na drewnianych stopniach, a Irina szczebiotala cos po bulgarsku.
Gdy tylko zamknely sie za nimi drzwi, Stoiczew pochylil sie i zaczal z wielka uwaga studiowac list. Kiedy skonczyl, wyprostowal sie na krzesle i uniosl wzrok. Jego twarz wydawala sie o dziesiec lat mlodsza.
«To niebywale – odezwal sie cicho. My rowniez wyprostowalismy sie na krzeslach. – Zdumial mnie ten list».
«Tak… dlaczego? – zapytalem zniecierpliwiony. – Czy rozumie pan cos z tego?»
«Troche. – Popatrzyl na mnie szeroko rozwartymi oczyma. – Widzi pan, ja tez posiadam jeden z listow brata Kiryla».
56
Az za dobrze pamietalam dworzec autobusowy w Perpignan, na ktorym stalam rok wczesniej z ojcem, oczekujac na zakurzony autobus. Pojawil sie pojazd, do ktorego wsiedlismy z Barleyem. Na pamiec znalam droge do Les Bains prowadzaca przez szerokie, wiejskie trakty i miasteczka z placykami okolonymi drzewami. Te same domy, pola, stare samochody,
Hotel w Les Bains rowniez nic sie nie zmienil – trzypietrowy, bielony wapnem, o zakratowanych oknach i ze skrzynkami, w ktorych rosly rozowe kwiaty. Tesknilam za ojcem. Mysl, ze byc moze niebawem go zobacze, zapierala mi dech w piersiach. W koncu popchnelam energicznie Barleya, przekroczylismy ciezkie drzwi hotelu i rzucilismy nasza torbe na ziemie przed pokryta marmurowym blatem lade recepcji. Wydala mi sie ona deprymujaco wysoka i musialam zebrac w sobie cala odwage, by wyjasnic urzedujacemu za nia wysokiemu, chudemu mezczyznie, iz najprawdopodobniej w hotelu tym zatrzymal sie rowniez moj ojciec. Nie pamietalam tego czlowieka z czasow ostatniego pobytu, ale wykazal duza cierpliwosc i w koncu oswiadczyl, ze rzeczywiscie zagraniczny monsieur o takim nazwisku mieszka w ich hotelu, ale
–
– Ale monsieur nie wspominal mi, ze pojawi sie tu jego corka i kuzyn. To mila niespodzianka. Musimy dzis razem zjesc kolacje.
Zapytalam, dokad udal sie moj ojciec, ale tego nikt nie wiedzial. Starszy mezczyzna zza lady oswiadczyl, ze udal sie na poranna przechadzke, ale dotad nie wrocil.
Z wdziecznoscia przyjelismy jego propozycje. Skrzypiaca winda wiozla nas tak powoli, ze zastanawialam sie przez chwile, czy
Pokoj ojca byl przestronny i przytulny i bylabym zachwycona jego widokiem, gdyby nie swiadomosc, ze po raz trzeci w tym tygodniu nawiedzam czyjes sanktuarium bez zgody wlasciciela. A najgorszy z tego wszystkiego byl widok jego walizki, porozrzucanych ubran, niewymytych przyborow do golenia i pary eleganckiego obuwia. Dokladnie tych samych, ktore widzialam przed kilkunastoma dniami w jego pokoju u zwierzchnika Jamesa w Oksfordzie.
Doznalam szoku. Moj ojciec byl bardzo zorganizowanym i dbajacym o porzadek czlowiekiem. Pokoje, ktore zajmowal, chocby na krotko, stanowily zawsze wzor schludnosci i ladu. W przeciwienstwie do innych kawalerow, wdowcow czy
57
«Kiedy Stoiczew oswiadczyl, ze posiada jeden z listow brata Kiryla, wymienilem z Helen pelne zdumienia spojrzenie.
«Co konkretnie ma pan na mysli?» – spytala Helen.
Podekscytowany Stoiczew postukal palcem w kopie, ktora dal nam Turgut.
«Mam rekopis, ktory dostalem w tysiac dziewiecset dwudziestym czwartym roku od swego przyjaciela, Atanasa Angelowa. Jestem przekonany, ze zawiera opis innego epizodu tej samej podrozy. Nie wiedzialem, ze istnieja inne dokumenty dotyczace tej wedrowki mnichow. Tak na marginesie, moj przyjaciel zmarl zaraz po przekazaniu mi tego listu… Nieszczesnik. Ale, ale…»
Podniosl sie z miejsca. Tak bardzo sie spieszyl, ze zachwial sie na nogach i oboje z Helen zerwalismy sie z krzesel, aby go podtrzymac. Odzyskal jednak rownowage bez naszej pomocy i dajac nam znak, bysmy za nim poszli, zniknal w jednym z mniejszych pomieszczen przyleglych do salonu. Ruszylismy za nim, ostroznie wymijajac stosy pietrzacych sie na podlodze ksiazek. Bacznie zlustrowal wzrokiem polki, po czym siegnal na jedna po pudlo, ktore pomoglem mu zdjac. Wyjal z niego kartonowa teczke zwiazana postrzepiona wstazka i wrocilismy z nia do stolu w salonie. Ponaglany naszym rozpalonym ciekawoscia wzrokiem, wyciagnal na swiatlo dziennie dokument tak delikatny i kruchy, ze ze zgroza patrzylem, jak obraca go w dloniach. Przez dobra minute stal jak sparalizowany i spogladal z zaduma na papier, po czym ciezko westchnal.
«Tu macie oryginal. Podpis…»
Pochylilismy sie nisko nad stolem. Na ramiona z emocji wystapila mi gesia skorka, kiedy spogladalem na wypisane kunsztownie cyrylica imie, ktore nawet i ja moglem odczytac – Kiryl – oraz rok: 6985. Popatrzylem na Helen. Spogladala na list i zagryzala usta. Piszacy przed wiekami ten list mnich stal sie nagle dla nas kims niebywale realnym i bliskim. Zyl tak, jak my zylismy teraz, i pelna wigoru, ciepla reka pisal gesim piorem na pergaminie, ktory mielismy przed oczyma.