Goscie swietnie sie bawili. Ich twarze lsnily radoscia i beztroska. Wszyscy spogladali na profesora z niebywalym oddaniem i czuloscia, wznosili pelne szklanki, w wielu oczach blyszczaly lzy. Przypomnialem sobie Rossiego, ktory rowniez skromnie sluchal owacji i przemow podczas uroczystosci z okazji dwudziestolecia jego pracy na uniwersytecie. Poczulem dlawienie w krtani. Ranow, z pelna szklanka w dloni, czujnie przechadzal sie pod obrosnieta rozami i winorosla drewniana kratownica.
Kiedy towarzystwo wrocilo znow do rozmow i jedzenia, Irina posadzila nas na honorowym miejscu obok Stoiczewa. Pokiwal do nas glowa i szeroko sie usmiechnal.
«Nawet nie wiecie, jak sie ciesze na wasz widok. Tp moje ukochane swieto. W koscielnym kalendarzu mamy wprawdzie wielu swietych, ale tych dwoch ukochalem najbardziej. Sa oni patronami wszystkich naukowcow i studentow. Dzis wlasnie oddajemy im czesc za dziedzictwo, jakie pozostawili nam w postaci staroslowianskiego alfabetu i literatury. To wielkiemu wynalazkowi Kiryla i Metodego zawdzieczamy nasza narodowa kulture. Poza tym w dniu ich swieta nawiedzaja mnie moi ukochani studenci i wspolpracownicy, przeszkadzajac wiekowemu profesorowi w pracy. Ale jestem im wdzieczny za te niedogodnosc».
Obrzucil wszystkich serdecznym, pelnym czulosci spojrzeniem i poklepal po plecach siedzacego najblizej kolege. Z bolem serca pomyslalem, jak wiotka i watla jest jego reka, chuda, prawie przezroczysta.
Niebawem goscie zaczeli rozchodzic sie po sadzie dwojkami lub trojkami albo gromadzili sie przy stole, na ktorym wciaz jeszcze krolowaly resztki pieczonego barana.
Kiedy zostalismy sami, Stoiczew natychmiast odwrocil sie w nasza strone i skinal na nas reka.
«Przyblizcie sie, musimy porozmawiac, skoro mamy ku temu okazje. Moja siostrzenica znajdzie zatrudnienie dla Ranowa. Mam wam kilka rzeczy do powiedzenia, a i wy pewnie chcecie mi wiele wyjasnic».
«Na to tylko czekamy» – odparlem, przysuwajac sie z krzeslem do profesora. Helen uczynila to samo.
«A wiec na poczatek, przyjaciele – powiedzial. – Wielokrotnie przestudiowalem list, ktory mi wczoraj zostawiliscie. Oddaje go wam. – Wyciagnal z wewnetrznej kieszeni marynarki papier. – Strzezcie go jak zrenicy oka. Jestem calkowicie przekonany, ze wyszedl spod tej samej reki, ktora napisala ten znajdujacy sie u mnie. Autorem jest bez watpienia brat Kiryl, kimkolwiek byl. Nie macie oczywiscie oryginalu, zebym mogl na niego zerknac, ale styl jest dokladnie taki sam, a imiona nadawcy i odbiorcy, jak tez daty, zgadzaja sie co do joty. Nie ma watpliwosci, ze oba listy naleza do tej samej korespondencji i albo zostaly wyslane oddzielnie lub tez rozdzielono je ze wzgledu na jakies okolicznosci, a tych nie znamy. Tak, przychodzi mi kilka mysli do glowy, ale najpierw wy musicie powiedziec mi cos blizszego o swoich poszukiwaniach. Odnosze wrazenie, ze przybyliscie do Bulgarii nie tylko w celu poznania naszych monasterow. Skad macie ten list?»
Odparlem, iz rozpoczelismy nasze badania z powodow, ktore trudno mi wyjasnic, gdyz moga sie wydac calkowicie nieracjonalne.
«Powiedzial pan, ze czytal prace profesora Bartholomew Rossiego, ojca Helen. Ostatnio zaginal w bardzo dziwnych okolicznosciach».
Najkrocej i najjasniej, jak umialem, ponformowalem Stoiczewa o odkryciu ksiazki ze smokiem, o zniknieciu Rossiego, o zawartosci jego listow i kopiach dziwnych map, ktore mamy ze soba, o naszych poszukiwaniach w Stambule i Budapeszcie. Powiedzialem o ludowej piesni i drzeworycie ze slowem
«Swoja mam tutaj» – oznajmilem, dotykajac spoczywajacej na mych kolanach teczki.
«Chcialbym ja w sprzyjajacej chwili zobaczyc» – powiedzial, nie spuszczajac ze mnie przenikliwego wzroku.
Ale najbardziej w odkryciu Turguta i Selima poruszylo go to, ze brat Kiryl kierowal swe listy do opata klasztoru w Snagov na Woloszczyznie.
«Do Snagov!» – szepnal. Twarz mu tak poczerwieniala, ze przez chwile myslalem, ze zemdleje. – Powinienem sie byl tego domyslic. A mam ten list w swej bibliotece od trzydziestu lat!»
Bylem ciekaw, w jaki sposob jego przyjaciel wszedl w posiadanie tego listu.
«Widzi pan, nasz dokument stanowi niezbity dowod na to, ze brat Kiryl i towarzyszacy mu mnisi, przed pojawieniem sie w Bulgarii po opuszczeniu Woloszczyzny, najpierw pojawili sie w Stambule».
Stoiczew potrzasnal z niedowierzaniem glowa.
«Wiem. Zawsze uwazalem, ze list dotyczy mnichow udajacych sie z Konstantynopola z pielgrzymka do Bulgarii. Ale nigdy nie przyszlo mi do glowy… Maksym Eupraksius… opat monasteru w Snagov… – Najwyrazniej przetrawial cos w myslach, co widac bylo na jego twarzy. – I to slowo
«Czy wie pan, co ono znaczy?»
«Oczywiscie, oczywiscie, synu. – Stoiczew zdawal sie przeszywac mnie wzrokiem, choc wcale na mnie nie patrzyl. – Chodzi o Antima Ivireanu, naukowca i drukarza, zyjacego w Snagov pod koniec siedemnastego stulecia – dlugo po Vladzie Tepesie. Duzo czytalem o pracach Ivireanu. Byl jednym z najwybitniejszych uczonych swego czasu i przyciagal do Snagov wiele wybitnych osobistosci. Spod jego prasy wyszlo kilka Ewangelii po rumunsku i po arabsku. Wydawalo sie, ze zalozyl pierwsza drukarnie w Rumunii. Ale, na Boga, byc moze nie, jesli ksiazki ze smokami okaza sie znacznie starsze. Mam wam do pokazania wiele rzeczy! Chodzmy do domu, szybko».
Helen i ja bacznie rozejrzelismy sie wokol siebie.
«Ranowowi tylko Irina w glowie» – powiedzialem cicho.
«To racja – przyznal Stoiczew, wstajac z fotela. – Wejdziemy tylnymi drzwiami. Pospieszcie sie».
Nie potrzebowalismy zadnej zachety. Sam wyraz jego twarzy sprawil, ze ruszylem za nim bez namyslu. Powoli pokonal schody, a my weszlismy za nim na pietro. W salonie usiadl na chwile, by odsapnac. Zauwazylem duzo rozlozonych na wielkim stole ksiazek i manuskryptow, ktorych nie bylo tam poprzedniego dnia'.
«Nic nie wiedzialem o waszym liscie ani o innych» – oswiadczyl Stoiczew, kiedy juz odzyskal dech.
«0 innych?» – zapytala ze zdziwieniem Helen, zajmujac miejsce obok niego.
«Tak. Istnieja jeszcze dwa listy brata Kiryla – z moim i waszym, stambulskim, to razem cztery. Niezwlocznie musimy udac sie do Monasteru Rilskiego [15] i obejrzec pozostale listy. To niebywale odkrycie, musimy je wszystkie porownac. Ale nie o to mi chodzilo. Musze wam pokazac cos innego. Nigdy tego nie laczylem ze soba…» – Wciaz sprawial wrazenie kompletnie oszolomionego odkryciem.
Zniknal w jednym z sasiednich pokoi i po chwili pojawil sie z ksiazka oprawiona w papierowa okladke, co swiadczylo o tym, ze jest to jakies stare, naukowe czasopismo wydrukowane w Niemczech.
«Mialem przyjaciela… Zeby mogl tylko dozyc tego dnia! Wspominalem wam o nim – nazywal sie Atanas Angelow. Tak, byl wybitnym, bulgarskim historykiem i moim nauczycielem. W roku tysiac dziewiecset dwudziestym trzecim studiowal pewne dokumenty w monasterze w Rile, gdzie zgromadzone sa nasze najwieksze, narodowe, sredniowieczne skarby. Natknal sie na pietaastowieczny rekopis ukryty w drewnianym futerale dziewietnastowiecznego folio. Postanowil opublikowac ow manuskrypt. Byla to kronika podrozy z Woloszczyzny do Bulgarii. Umarl podczas redakcji dokumentu i ja zakonczylem prace za niego. Rekopis chyba wciaz znajduje sie w zbiorach Monasteru Rilskiego. – Przeciagnal smuklymi palcami po wlosach. – Tu… szybko. Napisane jest to wprawdzie po bulgarsku, ale przeczytam wam najwazniejsze fragmenty».
Otworzyl drzaca dlonia wyplowiale czasopismo i rownie drzacymi palcami wskazal nazwisko Angelowa. Artykul spisany zostal na podstawie notatek Angelowa, a sam dokument, kiedy opublikowano go po angielsku, opatrzono niezliczonymi przypisami. Ale nawet teraz, kiedy spogladam na pelen tekst, ciagle mam przed oczyma podstarzala twarz Stoiczewa o rzadkich, rozwichrzonych wlosach i polprzezroczystych koniuszkach uszu, jego wielkie, czarne oczy, glowe pochylona nad stronicami, a przede wszystkim slysze jego glos tlumaczacy niepewnie tekst'.
59