wiadro. Uderzyl mnie brak jakichkolwiek urzadzen wskazujacych na to, ze mieszkancy zyja juz w dwudziestym wieku. Zapewne wiek ten jeszcze tu nie dotarl. Poczulem sie prawie oszukany, gdy pod sciana jednego z kamiennych domkow ujrzalem biale, plastikowe wiadro. Bielone chaty zdawaly sie wyrastac z szarych, kamiennych fundamentow, dachy pokrywaly plaskie, siwe dachowki. Fronty niektorych domow zdobily przepiekne ornamenty rzezbione w starym drewnie, przywodzace na mysl wiejskie budynki z czasow Tudorow.

Kiedy ruszylismy przez Dimowo, z domow i stodol zaczeli wychodzic ludzie, by nas pozdrowic – glownie starsze osoby, zniszczone ponad wszelkie wyobrazenie wieloletnia, ciezka praca. Kobiety o groteskowo palakowatych nogach, pochyleni mezczyzni, jakby wciaz garbili sie pod ciezarem jakichs niewidzialnych workow. Mieli spalone sloncem twarze i ogorzale policzki. Wykrzykiwali slowa powitania i usmiechali sie, szczerzac bezzebne dziasla. Tu i owdzie blysnela metalowa koronka. Przyszlo mi do glowy, ze jednak w wiosce urzeduje jakis dentysta, ale nie umialem zlokalizowac przychodni. Niektorzy mieszkancy wioski klekali przed bratem Iwanem, a on ich blogoslawil i zadawal jakies pytania. Do domu baba Janki towarzyszyl nam niewielki tlumek ludzi, z ktorych najmlodszy liczyl sobie co najmniej siedemdziesiat lat. Pozniej Helen wyjasnila mi, ze tak naprawde byli mlodsi o dobrych dwadziescia lat w stosunku do swego wygladu.

Baba Janka mieszkala w malenkiej chalupinie, prawie szopie, chylacej sie ze starosci. Wyszla na prog domu zobaczyc, co sie dzieje. W pierwszej chwili dostrzeglem tylko jej glowe, spowita w barwna, wyszywana w kwiaty chustke, pasiasty gorset i fartuch, ktorym byla owinieta. Ktorys z widzow wykrzyknal glosno jej imie i kobieta pokiwala szybko glowa. Twarz miala barwy mahoniu, nos i podbrodek ostre, jej oczy – kiedy sie do niej zblizylismy – otaczaly glebokie zmarszczki.

Ranow cos do niej zawolal – mialem nadzieje, ze nie byl to zaden rozkaz lub cos niegrzecznego. Stara kobieta spogladala na nas dluzsza chwile, po czym zatrzasnela drzwi. Czekalismy w milczeniu. Kiedy drzwi ponownie sie otworzyly, zauwazylem, ze nie byla wcale tak wiotka, jak mi sie w pierwszej chwili wydawalo. Wzrostem dorownywala Helen, a oczy miala wesole i pelne ciekawosci. Pocalowala w reke brata Iwana i uscisnela nasze dlonie, co wyraznie ja skonfundowalo, po czym energicznie zapedzila nas do domu, jakbysmy byli stadkiem sploszonych krolikow.

Mieszkanko bylo ubogie, ale czyste i schludne. Ze wzruszeniem ujrzalem wazon swiezych, polnych kwiatow, stojacy na porysowanym, ale wymytym stole. Dom matki Helen byl palacem w porownaniu z tym ubogim pokojem w walacym sie domku, z drabina prowadzaca na wyzsze pietro, przybita gwozdziami do sciany. Zastanawialem sie, jak gospodyni radzi sobie z wdrapywaniem sie po drabinie, lecz baba Janka tak zwawo uwijala sie po izbie, ze w koncu zaswitalo mi w glowie, iz jest o wiele mlodsza, niz na to wyglada. Podzielilem sie szeptem ta refleksja z Helen, a ta skinela potakujaco glowa.

«Dobija zapewne piecdziesiatki» – odszepnela.

Slyszac te slowa, doznalem wstrzasu. Moja matka, w Bostonie, liczaca przeciez piecdziesiat dwa lata, wygladala przy niej jak jej wnuczka. Mimo rozpierajacej ja energii rece baba Janki byly sekate i popekane. Patrzac, jak rozstawia na stole przykryte sciereczkami talerze i szklanki, zastanawialem sie, co przez cale zycie robila tymi dlonmi: scinala drzewa, rabala drewno na opal, pracowala w polu na zimnie i w upale? Kilkakrotnie zerknela w nasza strone z usmiechem, po czym napelnila szklanki jakims napojem – bialym i zawiesistym – ktory Ranow wypil jednym haustem, skinal gospodyni glowa i wytarl usta chustka do nosa. Poszedlem za jego przykladem, ale o malo mnie to nie zabilo. Plyn byl letni i smakowal gnojem. Zrobilem wszystko, by nie czknac pod bacznym spojrzeniem, jakim obrzucila mnie baba Janka. Helen wypila swoja szklanke bez zmruzenia oka i stara kobieta poklepala ja po ramieniu.

«To swieze owcze mleko rozcienczone troche woda – wyjasnila mi Helen. – Traktuj to jak koktajl mleczny».

«Teraz zapytam ja, czy nam zaspiewa – odezwal sie Ranow. – W koncu o to wam chodzi, prawda?»

Przez chwile konferowal o czyms z bratem Iwanem, ktory z kolei odwrocil sie do baba Janki. Niewiasta gwaltownie sie cofnela i zaczela desperacko kiwac glowa. Nie, nie bedzie spiewac. Najwyrazniej nie zamierzala nam prezentowac swych piesni. Wskazala na nas i zlozyla dlonie na fartuchu. Ale zakonnik byl uparty.

«Prosimy ja, by zaspiewala nam cokolwiek – wyjasnil Ranow. – Pozniej zapytacie ja o piesn, ktora was interesuje».

Baba Janka wyraznie dala za wygrana, ale ja zastanawialem sie, czy jej poczatkowe protesty nie stanowily jedynie zwyklego krygowania sie, gdyz teraz na jej twarzy malowal sie szeroki usmiech. Westchnela, po czym wzniosla ramiona nad glowe. Popatrzyla na nas prostolinijnie i otworzyla usta. Glos miala zadziwiajacy. Najpierw byl zdumiewajaco glosny, az zadrzaly szklanki na stole, a zgromadzeni za otwartymi drzwiami ludzie – zebralo sie chyba pol wioski – zadarli glowy. Dzwiek wibrowal w powietrzu, prawie czulismy go pod stopami, zawieszone nad piecem peta cebuli i papryki zaczely sie kolysac. Potajemnie ujalem dlon Helen. Pierwsze nuty wstrzasnely nami do glebi, pozniej poplynal spiew, przeciagly i powolny, niosl wiesc o beznadziei i utracie. Przypomnialem sobie panne, ktora wolala rzucic sie ze skaly, niz isc do haremu paszy, i przez chwile sie zastanawialem, czy tekst tej piesni podobny byl do tamtej. Dziwna rzecz, ale baba Janka, spiewajac, caly czas sie do nas usmiechala. Sluchalismy w zachwyceniu. W koncu piesn ucichla, choc wydawalo sie, ze jej ostatnie tony wciaz jeszcze drza w malutkim mieszkanku.

«Czy moglaby wyrecytowac nam slowa?» – zapytala Ranowa Helen.

Po krotkich oporach – podczas ktorych z jej twarzy nie schodzil usmiech – baba Janka zaczela deklamowac, a Ranow tlumaczyl.

Bohater umiera na szczycie zielonego wzgorza. Bohater umiera, majac dziewiec ran w boku. Sokole, lec do niego z wiescia, ze jego ludzie zyja, Ze zyja w gorach i sa tam bezpieczni. Bohater dostal dziewiec ciosow mieczem, Lecz umarl dopiero po dziesiatej klindze.

Kiedy skonczyla, zaczela mowic cos do Ranowa i grozic mu palcem. Wygladalo to tak, jakby dawala mu reprymende, grozac, ze jesli bedzie sie zle zachowywac w jej domu, to dostanie klapsa i pojdzie spac bez kolacji.

«Prosze ja zapytac, jak stara jest ta piesn i kto ja jej nauczyk – odezwala sie Helen.

Baba Janka wybuchnela gromkim smiechem, wyraznie rozbawiona wymachiwala rekami. Ranow tez skrzywil twarz w usmiechu.

«Mowi, ze piesn ta dorownuje wiekiem okolicznym gorom i nawet jej prababka nie wiedziala, jak jest stara. Nauczyla sie jej wlasnie od niej. Prababka dozyla dziewiecdziesieciu trzech lat».

Teraz z kolei baba Janka zaczela wypytywac o rozne rzeczy. Kiedy utkwila w nas wzrok, spostrzeglem, ze ma piekne oczy, zlocistobrazowe, prawie miodowej barwy, a czerwona chusta na jej glowie czynila je jeszcze jasniejszymi. Z niedowierzaniem skinela glowa, kiedy wyjasnilismy, iz pochodzimy z Ameryki.

«Amerika? - Przez chwile przetrawiala cos w myslach. – To musi byc gdzies za gorami».

«Rozmawiacie ze stara, ciemna kobieta – zauwazyl Ranow. – Rzad robi wszystko, by podniesc poziom wyksztalcenia tych ludzi. Jest to sprawa priorytetowa».

Helen wyjela kartke papieru i wreczajac ja Ranowowi, ujela stara kobiete za dlon.

«Prosze ja zapytac, czy zna taka piesn. Musi pan ja jej przetlumaczyc. Smok pojawil sie w naszej dolinie. Spalil zasiew i porwal dziewczeta^.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату