Ranow zaczal mowic, a baba Janka z uwaga go sluchala. Nieoczekiwanie jej twarz wykrzywil grymas strachu i wielkiego niezadowolenia. Wyrwala reke z dloni Helen i poderwala sie z krzesla. Odwrocila sie do nas plecami.

«Ne! – krzyknela gwaltownie. – Ne, ne!».

Ranow wzruszyl ramionami.

«Sami widzicie. Nie zna takiej piesni».

«Zna, zna – odparlem spokojnie. – Niech pan zapyta, dlaczego boi sie o niej mowic».

Twarz baba Janki przybrala srogi wyraz.

«Nie bedzie o tym rozmawiac» – wyjasnil prosto Ranow.

«Wiec prosze powiedziec, ze mamy dla niej prezent».

Zdziwiony Ranow uniosl brwi, ale poslusznie zlozyl starej kobiecie nasza oferte.

«Mowi, ze musimy zatrzasnac na glucho drzwi. – Wstal z miejsca i zamknal drzwi oraz okiennice. – Teraz zaspiewa».

Wykonanie tej piesni roznilo sie diametralnie od poprzedniego. Baba Janka jakby zapadla sie w siebie, siedziala skulona na krzesle, z twarzy zniknal jej usmiech, nie odrywala swoich miodowych oczu od podlogi. Melodia byla przeciagla, melancholijna, choc odnioslem wrazenie, ze w nucie ostatniego wersu wyczulem arogancki, wyzywajacy ton. Ranow tlumaczyl. Zastanawialem sie, dlaczego nagle stal sie tak usluzny i chetny do wspolpracy?

Smok pojawil sie w naszej dolinie. Spalil zasiew i porwal dziewczeta. Porazil niewiernych Turkow i chronil nasze wioski. Oddechem suszyl rzeki, przez ktore chodzimy. Teraz musimy sie bronic. Smok dlugo nas chronil, Lecz teraz musimy juz przed nim sie bronic.

«Czy to wlasnie chcieliscie uslyszec?» – zapytal Ranow.

«Tak».

Helen poklepala baba Janke po ramieniu, ale stara kobieta zaczela wykrzykiwac cos gniewnym glosem.

«Prosze ja spytac, skad pochodzi ta piesn i dlaczego budzi w niej az taki lek» – polecila Helen.

Ranow dluzsza chwile spieral sie o cos z baba Janka, ktora czynila mu jakies wyrzuty.

«Piesn te w najglebszym sekrecie przekazala jej prababka, ostrzegajac jednoczesnie, by nigdy nie spiewala jej po zmroku. To feralna piesn, bardzo feralna. Spiewaja ja tylko raz w roku, w dniu swietego Jerzego. Tylko tego dnia mozna ja spiewac, nie przywolujac licha i nie sprowadzajac na swoja glowe nieszczescia. Ma tylko nadzieje, ze wasza dzisiejsza wizyta nie sprawi, iz zdechnie jej krowa albo spotkaja cos jeszcze gorszego».

«Niech pan jej powie, ze mam dla niej nagrode, ktora odpedzi zly los, a na ten dom sprowadzi tylko blogoslawienstwo – odezwala sie z usmiechem Helen. Wsunela w zniszczona ciezka praca dlon baba Janki srebrny medalik. – Nalezy do bardzo poboznego i madrego czlowieka, ktory przesyla ci go, aby cie chronil. Przedstawia Sveti han Rilski, wielkiego bulgarskiego swietego».

Zrozumialem, ze ten medalik wsunal w reke Helen Stoiczew. Baba Janka przez chwile z uwaga go ogladala, obracajac w spekanej dloni, a nastepnie ucalowala i schowala do kieszeni fartucha.

«Blagodaria» – powiedziala.

Pocalowala z kolei dlon Helen i zaczela piescic jej reke, jakby dziewczyna Isyla dawno zaginiona corka, ktora odzyskala po latach. Helen ponownie zwrocila sie do Ranowa.

«Prosze zapytac, czy wie, co dokladnie oznacza ta piesn i skad pochodzi. I dlaczego spiewana jest tylko w dzien swietego Jerzego?»

Baba Janka wzruszyla ramionami.

«Nic nie oznacza. To po prostu piesn przynoszaca nieszczescie. Moja prababka twierdzila, ze pochodzi z monasteru. Ale to raczej nieprawda. Mnisi nie spiewaja takich piesni. Oni w swoich wyslawiaja Boga. Spiewamy ja w tym dniu, blagajac, zeby Sveti Georgi zabil smoka i uwolnil nasz lud od udreki».

«Jaki monaster?! – wykrzyknalem. – Niech pan zapyta, czy slyszala o monasterze Sveti Georgi, ktory zostal dawno temu zniszczony».

Baba Janka tylko skinela glowa- nie – i glosno strzelila jezykiem.

«Nie znam zadnego monasteru. Monaster jest w Baczkowie. A tutaj mamy kosciol, w ktorym wieczorem zaspiewam wraz z siostra».

Jeknalem w duchu, ale ponowilem pytanie. Tym razem Ranow strzelil jezykiem.

«Mowi, ze nie wie o zadnym monasterze. Tutaj nigdy nie bylo monasteru».

«Kiedy przypada dzien swietego Jerzego?» – zapytalem.

«Szostego maja [21] – wyjasnil uprzejmie Ranow. – Spozniliscie sie o kilka tygodni».

Zamilklem, ale baba Janka znow zaczela sie do nas usmiechac. Potrzasnela naszymi rekami, ucalowala Helen i zapewnila, ze bedzie wieczorem spiewac.

«Z moja siostra wychodzi to lepiej – powiedziala. – Ona spiewa drugim glosem».

Zapewnilismy ja, ze na pewno pojawimy sie na uroczystosci. Uparla sie, ze musimy zostac u niej na obiedzie, ktory wlasnie przygotowywala. Skladal sie z kartofli, jakiejs papki i owczego mleka. Pomyslalem sobie, ze po kilku miesiacach pobytu w tym kraju przywyklbym w koncu do tego napoju. Jedlismy uprzejmie, chwalac potrawy. W koncu Ranow oswiadczyl, ze jesli chcemy zdazyc na poczatek nabozenstwa, powinnismy juz wracac do kosciola. Baba Janka rozstawala sie z nami bardzo niechetnie. Sciskala nam dlonie i poklepywala Helen po policzkach.

Wielkie ognisko przy kosciele powoli sie dopalalo. Plomienie lizaly jeszcze kilka najwiekszych klod. Zar pokrywal siwy w blasku zachodzacego slonca popiol. Wokol kosciola gromadzili sie z wolna mieszkancy wioski. Zaczely bic dzwony zawieszone na niewielkiej, kamiennej wiezy. W progu swiatyni pojawil sie mlody kaplan. Mial na sobie czerwono-zloty ornat z zarzucona na plecy dluga, przepysznie wyszywana peleryna i czarna chuste spowijajaca klobuk. W rekach trzymal zawieszony na zlotym lancuchu trybularz, ktorym, stojac w drzwiach kosciola, okadzil trzy strony swiata.

Zgromadzeni – niewiasty przybrane jak baba Janka w pasiaste suknie i kwieciste chusty lub spowite od stop do glow w czern, mezczyzni w grubych, brazowych, welnianych kamizelach i bialych koszulach zapinanych na guziki lub sciaganych pod szyja trokami – cofneli sie, kiedy wyszedl do nich kaplan. Szedl posrod swej trzodki i blogoslawil ja znakiem krzyza. Ludzie nisko pochylali glowy lub klekali. Za nim posuwal sie stary mnich w prostym, czarnym, klasztornym habicie, jego pomocnik. Niosl ikone udrapowana purpurowym jedwabiem. Przedstawiala sztywna, blada, ciemnooka twarz. To zapewne sveti Petko - pomyslalem. Wiesniacy, mijajac rog swiatyni, postepowali w milczeniu za ikona. Wielu podpieralo sie kijami, innych, bardziej wiekowych, podtrzymywali mlodsi mieszkancy wsi. Podeszla do nas baba Janka i z duma ujela mnie za ramie. Zupelnie jakby chciala pochwalic sie przed sasiadami swoimi znajomosciami. Wszyscy sie na nas gapili. Odnosilem wrazenie, iz wzbudzamy takie samo zainteresowanie jak ikona.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату