Chwilowo uchylilam sie od odpowiedzi na ostatnie pytanie.
– Nie chcialam cie martwic, Barley. Myslalam, ze odplyniesz promem i nasze drogi sie rozejda.
– Naturalnie. Mialem jak najszybciej wrocic do zwierzchnika Jamesa, powiedziec mu, ze jestes juz bezpieczna w Amsterdamie, by nastepnie dowiedziec sie, iz zniknelas bez sladu. Z cala pewnoscia zasluzylbym na jego dozgonna wdziecznosc.
Ciezko usiadl obok mnie, zalozyl ramiona na piersi i skrzyzowal dlugie nogi. Mial ze soba niewielka walizke, a wlosy, slomkowej barwy, nastroszone.
– Co w ciebie wstapilo? – zapytal.
– Dlaczego mnie szpiegowales? – odparlam zadziornie pytaniem.
– Z powodu nieoczekiwanej awarii prom mocno sie opoznil. – Po jego twarzy przemknal mimowolny usmiech. – Bylem glodny jak wilk, wiec cofnalem sie kilka przecznic, by zjesc kanapke i napic sie herbaty. W pewnej chwili wydalo mi sie, ze w perspektywie ulicy dostrzegam twoja postac. Potraktowalem to jak wytwor wyobrazni, wiec spokojnie zasiadlem do sniadania. I wtedy cos mnie tknelo. Pomyslalem sobie, ze jesli to naprawde bylas ty, to ja znalazlem sie w niezlych opalach. Ruszylem za toba i dotarlem na dworzec kolejowy. Gdy zobaczylem, ze wsiadasz do pociagu, o malo nie dostalem zawalu. – Popatrzyl na mnie plonacym wzrokiem. – Tego ranka dalas mi zdrowo do wiwatu. Musialem pobiec do kas kupic bilet… z trudem starczylo mi guldenow… a pozniej, szukajac ciebie, myszkowac po calym dlugim pociagu. – Popatrzyl jasnymi oczyma za okno, a nastepnie na stosik kopert, ktore trzymalam na kolanach. – Czy bedziesz laskawa wyjasnic mi, dlaczego jestes w pociagu zmierzajacym do Paryza, a nie w szkole? Co mialam robic?
– Przepraszam, Barley – odparlam pokornie. – Wcale nie zamierzalam cie w to wciagac. Naprawde sadzilam, ze jestes juz dawno na promie i z czystym sumieniem wracasz do zwierzchnika Jamesa. Nie chcialam sciagac na twoja glowe najmniejszych klopotow.
– Tak? – Najwyrazniej czekal na blizsze wyjasnienia. – Po prostu wolalas odetchnac powietrzem Paryza, niz meczyc sie na lekcji historii?
– Coz… – mruknelam, probujac zyskac na czasie. – Dostalam telegram od ojca, w ktorym donosil, ze z nim wszystko w porzadku, a ja powinnam dolaczyc do niego najszybciej jak to mozliwe.
Barley milczal dluzsza chwile.
– Wybacz, ale to niczego nie wyjasnia. Jesli dostalas telegram, to musialby on dotrzec w nocy, a w takim razie ja bym o nim wiedzial. I czy istnieje jakis powod, aby z twoim ojcem bylo cos nie w porzadku? Sadzilem, ze po prostu wyjechal w interesach. Co to za lektura, ktora trzymasz na kolanach?
– To dluga historia – odparlam po chwili. – A poniewaz i tak juz uwazasz mnie za dziwna…
– Nie jestes dziwna, jestes bardzo dziwna – podkreslil. – Ale lepiej powiedz mi, w co sie wplatalas. Masz czas do chwili, kiedy zatrzymamy sie w Brukseli. Tam przesiadziemy sie do pociagu zmierzajacego z powrotem do Amsterdamu.
– Nie!!! -wrzasnelam, choc wcale nie zamierzalam krzyczec. Starsza kobieta poruszyla sie przez sen, wiec znizylam glos. – Musze dotrzec do Paryza. Ze mna wszystko w porzadku. Mozesz tam wysiasc i nocnym pociagiem wrocic do Londynu.
– Mam wysiasc w Paryzu? Chcesz przez to powiedziec, ze ty tam nie wysiadasz? Dokad w ogole jedzie ten pociag?
– Nie wysiadam, ale w Paryzu sie zatrzymuje…
Znow zalozyl ramiona na piersi i czekal. Byl gorszy od mego ojca. Gorszy chyba nawet od profesora Rossiego. Przed oczyma stanela mi wizja Barleya stojacego przy nauczycielskim biurku z zalozonymi rekami, spogladajacego na nieszczesnych uczniow surowym wzrokiem i mowiacego ostrym glosem: «I co ostatecznie prowadzi Miltona do jego straszliwej konkluzji o upadku szatana? Czy ktos w ogole to czytal?' Glosno przelknelam.
– To dluga historia – powtorzylam tym razem lagodniej.
– Mamy duzo czasu – mruknal Barley.
«Helen, Turgut i ja spogladalismy na siebie dlugo w milczeniu nad restauracyjnym stolikiem. Nieoczekiwanie odnioslem wrazenie, ze laczy nas jakies pokrewienstwo. Helen, grajac zapewne na zwloke, ujela w palce owalny, niebieski kamien, ktory Turgut polozyl przy jej talerzu.
«To starozytny symbol – stwierdzila. – To talizman chroniacy przed zlym okiem».
Wzialem w palce kamien, czujac jego ciezar, gladkosc i cieplo dloni Helen, po czym ostroznie odlozylem.
Turgut nie byl nic a nic zmieszany.
«Jest pani Rumunka, prawda? – Helen milczala. – Jesli tak jest, musi pani bardzo uwazac. – Znizyl lekko glos. – Moglaby sie pania zainteresowac policja. Nasz kraj nie jest w przyjaznych stosunkach z Rumunia».
«Wiem» – odparla chlodno.
«Ale skad wiedziala o tym ta Cyganka? – Turgut zmarszczyl brwi. Przeciez nie odezwala sie pani do niej ani slowem».
«Nie wiem». – Helen bezradnie wzruszyla ramionami.
Turek potrzasnal glowa.
«Mowia, ze Cyganki maja szczegolny zmysl. Nigdy w to nie wierzylem… – Urwal i znow wytarl wasy serwetka. – Dziwne, ze wspomniala o wampirach».
«Naprawde? – odparla gwaltownie Helen. – To rzeczywiscie musiala byc wariatka. Wszystkie Cyganki sa szalone».
«Byc moze, byc moze. – Turgut zamyslil sie gleboko. – A jednak wydalo mi sie to dziwne, gdyz to, co mowila, lezy gleboko w sferze moich zainteresowan».
«Interesuje sie pan Cyganami?» – zapytalem ze zdziwieniem.
«Nie, drogi panie… wampirami. – Unikajac swego wzroku, popatrzylismy z Helen na Turka. – Szekspir to milosc mego zycia, ale legendy o wampirach to moje hobby. A mamy tu bogate, starozytne tradycje na ten temat».
«Czy to turecka… tradycja?» – zapytalem zdumiony.
«0, legendy siegaja jeszcze czasow egipskich, drodzy przyjaciele. Ale tutaj, w Stambule, zaczynajac od tego miasta, istnieja podania, ze najokrutniej si cesarze bizantyjscy byli wampirami, a niektorzy z nich traktowali przyjecie wiary chrzescijanskiej jako przyzwolenie do picia krwi smiertelnikow. Ale ja w to nie wierze. Moim zdaniem pojawilo sie to o wiele pozniej».
«Ba… – Nie chcialem okazywac zainteresowania tym tematem, bardziej ze strachu przed kolejnym, bolesnym kopnieciem pod stolem, niz z przekonania, ze Turgut zwiazany jest z silami ciemnosci. Ale i Helen wpatrywala sie w niego szeroko otwartymi oczyma. – A legenda o Draculi? Slyszal pan o niej?»
«Czy slyszalem? – parsknal Turgut. Jego czarne oczy rozblysly, zgniotl w dloni serwetke. – Czy wie pan, ze Dracula to postac historyczna? Pani rodak… – Sklonil przed Helen lekko glowe. – W pietnastym wieku byl wojewoda, wladca w Karpatach Wschodnich. Niezbyt budujaca postac, jak sami panstwo wiecie».
Odruchowo skinelismy z Helen glowami. Bylismy zbyt przejeci i zaintrygowani slowami Turguta, by ukrywac nasze zainteresowanie tematem. Helen pochylila sie lekko w strone mezczyzny i z uwaga sluchala. Jej lsniace oczy byly tak samo czarne jak jego. Na blade zwykle policzki wystapily rumience. Po raz kolejny spostrzeglem, ze w chwilach, kiedy ponosily ja emocje, surowa zazwyczaj, o opryskliwym wyrazie twarz stawala sie prawie piekna uroda plynaca gdzies z jej wnetrza.
«Coz. – Temat najwyrazniej fascynowal Turguta. – Nie chcialbym was nudzic, ale stworzylem wlasna teorie, w mysl ktorej Dracula jest bardzo wazna postacia w historii Stambulu. Powszechnie wiadomo, ze jako chlopiec trzymany byl przez sultana Mehmeda II w niewoli w Gallipoli, a nastepnie we wschodniej Anatolii. W latach tysiac czterysta czterdziesci dwa-tysiac czterysta czterdziesci osiem na dlugich szesc lat jego wlasny ojciec oddal go ojcu Mehmeda, sultanowi Muradowi II, jako rekojmie zawartego traktatu. Jak panstwo sami widzicie, ojciec Draculi nie byl dzentelmenem. – Turgut zachichotal. – Pilnujacy mlodziutkiego Dracule zolnierze byli mistrzami w sztuce zadawania tortur i chlopiec napatrzyl sie i nauczyl stanowczo zbyt wiele. Ale moi drodzy panowie… najwyrazniej w krasomowczym zapale zapomnial o plci Helen – mam wlasna teorie, w mysl ktorej on rowniez zostawil na nich swoje pietno».
«0 czym, do licha, pan mowi?» – zapytalem rozgoraczkowany.
«Od tamtego mniej wiecej czasu w Stambule zaczelo wystepowac zjawisko wampiryzmu. W moim mniemaniu – zadne dokumenty nie zostaly, niestety, opublikowane, wiec nie mam na to dowodow – pierwszymi jego ofiarami byli Turcy, moze nawet sami straznicy Draculi, ktorzy stali sie jego przyjaciolmi. Pozostawil w naszym imperium owa zaraze. Przeniosla sie ona z kolei do Konstantynopola, gdzie zawlekli ja zdobywcy miasta».