ze soba w ojczystym jezyku – z ich konwersacji wychwycilem tylko nazwe mojego macierzystego uniwersytetu, ktora wymienil Turgut – po czym bibliotekarz, klaniajac sie nisko, z usmiechem powiedzial do nas cos po turecku.

«To jest pan Erozan – przedstawil go Turgut z wyraznym zadowoleniem. – Wita panstwa w bibliotece. Twierdzi, ze dalby sie dla was zabic. – Odruchowo cofnalem sie, a na twarzy Helen pojawil sie wymuszony usmiech. – Teraz uda sie po dokumenty sultana Mehmeda dotyczace Zakonu Smoka. Usiadzmy zatem i spokojnie czekajmy na jego powrot».

Zajelismy miejsca przy jednym ze stolikow, w stosownej odleglosci od pozostalych czytelnikow. Popatrzyli przelotnie w nasza strone, po czym znow zaglebili sie w pracy. Po dluzszej chwili pojawil sie pan Erozan, dzwigajac wielkie drewniane pudlo zamkniete na klodke i opatrzone arabskim napisem wyrzezbionym na wieku.

«Co tu jest napisane?» – zapytalem profesora.

«Hm. – Dotknal palcami pokrywy. -Napis glosi: Tu jest zlo… hmm… Tu zlo znalazlo przytulek. Zamkniete kluczami swietego Koranu».

Serce zabilo mi mocno. Zdania uderzajaco przypominaly slowa, jakie Rossi odkryl na marginesach tajemniczej mapy i wymowil na glos w starej siedzibie archiwum. W listach nic nie wspominal o drewnianej skrzyni, ale zapewne nawet jej nie widzial, skoro bibliotekarz dostarczyl mu same dokumenty. Albo moze zostaly wlozone do skrzyni pozniej, juz po wyjezdzie Rossiego.

«A jak stare jest samo pudlo?» – zapytalem Turguta.

«Tego nie wiem ani ja, ani ten oto moj przyjaciel. Poniewaz wykonane jest z drewna, nie sadze, by pochodzilo z czasow Mehmeda. Moj przyjaciel powiedzial mi kiedys… – przeslal Erozanowi promienny usmiech, na ktory bibliotekarz tez odpowiedzial tak samo, choc nie rozumial, o czym rozmawiamy -…ze dokumenty w skrzyni umieszczono w roku tysiac dziewiecset trzydziestym celem ich zabezpieczenia. Dowiedzial sie o tym od poprzedniego bibliotekarza. Jest czlowiekiem niebywale skrupulatnymi

Tysiac dziewiecset trzydziesty! Wymienilem z Helen znaczace spojrzenie. Zapewne w czasie, kiedy Rossi pisal listy do przyszlego adresata – w grudniu tamtego roku – dokumenty, ktore badal, spoczywaly juz ze wzgledow bezpieczenstwa w masywnej, drewnianej skrzyni. Pudlo z cala pewnoscia stanowilo doskonale zabezpieczenie przed myszami i wilgocia, ale co sklonilo bibliotekarza z tamtych czasow do zamkniecia dokumentow dotyczacych Zakonu Smoka w skrzyni z wyrytym na niej swietym znakiem ostrzegawczym?

Znajomy Turguta wyjal metalowe kolko z kluczami i wsunal jeden z nich w klodke. Prawie wybuchnalem smiechem, przypominajac sobie nasze nowoczesne katalogi kartkowe i prosty dostep do rzadkich ksiazek w zbiorach uniwersyteckich bibliotek. Nigdy nawet nie przyszloby mi do glowy, ze bede prowadzic badania, do ktorych rozpoczecia potrzebny okaze sie archaiczny klucz. Szczeknal mechanizm klodki.

«Prosze» – mruknal Turgut i bibliotekarz cofnal sie o kilka krokow. Turgut usmiechnal sie do nas raczej zalosnie i uniosl wieko skrzyni'.

W pociagu Barley skonczyl czytac dwa pierwsze listy mego ojca. Poczulam przelotny bol, widzac je rozlozone w jego rekach, ale zdawalam sobie sprawe z tego, ze bardziej uwierzy autorytatywnemu tonowi glosu ojca niz moim niepewnym zapewnieniom.

– Czy byles kiedykolwiek w Paryzu? – zapytalam, by ukryc swe emocje.

– Pewnie – odparl z oburzeniem. – Zanim rozpoczalem studia, chodzilem tam przez rok do szkoly. Moja matka zyczyla sobie, bym lepiej poznal jezyk francuski. – Chcialam podpytac go troche o matke, dlaczego tak dbala o wyksztalcenie syna, zapytac, jak to w ogole jest miec matke, ale on juz ponownie zaglebil sie w lekturze listu. – Twoj ojciec musi byc wysmienitym wykladowca – mruknal z zaduma, nie przerywajac czytania.

Jego slowa otworzyly przede mna calkiem nowe dziedziny. Czy wyklady na Oksfordzie mogly byc nudne? Jak to mozliwe? Barley wiedzial o tylu rzeczach, ktore chcialabym poznac, byl poslancem z innego swiata, tak wielkiego, ze nie umialam go sobie nawet wyobrazic. Moje rozmyslania przerwal konduktor przechodzacy korytarzem wagonu obok drzwi naszego przedzialu.

– Bruksela! – zawolal.

Pociag zwalnial i w kilka minut pozniej za oknem ujrzalam brukselski dworzec. Do wagonu wsiedli celnicy. Na peronie pojawili sie pasazerowie spieszacy do swoich pociagow. Miedzy ich nogami uwijaly sie pracowicie golebie w poszukiwaniu co smakowitszych kaskow.

Chociaz zawsze darzylam te ptaki wielka sympatia, to jednak teraz bacznie rozgladalam sie po tlumie klebiacym sie za oknem. Nieoczekiwanie dostrzeglam stojaca nieruchomo na peronie postac. Byla to wysoka kobieta, ubrana w czarny plaszcz. Jej wlosy skrywala czarna chustka, obramowujac twarz o niezwykle bladej cerze. Znajdowala sie za daleko, bym mogla rozpoznac jej rysy, ale dostrzeglam blysk smoliscie czarnych oczu i nienaturalnie czerwone usta. Zapewne szminka. W jej ubiorze bylo cos cudacznego. Wyroznial sie posrod minispodniczek i szkaradnych butow na koturnach. Na nogach miala waskie, ciemne pantofelki.

Ale najbardziej zwrocila moja uwage jej osobliwa czujnosc. Kiedy nasz pociag powoli ruszal z peronu, obrzucala wagony bacznym spojrzeniem. Instynktownie cofnelam sie od okna i Barley spojrzal na mnie pytajaco. Choc obca kobieta z cala pewnoscia nas nie widziala, dala w naszym kierunku niepewny krok. Po chwili jednak najwyrazniej zmienila zamiary i skierowala uwage na inny pociag, wjezdzajacy wlasnie po drugiej stronie peronu. Widok jej sztywno wyprostowanych plecow kazal mi sledzic ja wzrokiem. Kiedy juz opuszczalismy stacje, zniknela nagle w tlumie, jakby nigdy nie istniala.

28

W przeciwienstwie do Barleya zapadlam w sen. Kiedy sie obudzilam, odkrylam, ze moja glowa spoczywa na jego ramieniu okrytym granatowym swetrem. Wygladal przez okno, a listy mego ojca, starannie zlozone, spoczywaly w kopertach na jego kolanach. Nogi mial skrzyzowane, a twarz, tuz obok mojej, skierowana w strone okna, za ktorym przesuwaly sie mijane krajobrazy. Zrozumialam, ze jestesmy juz we Francji. Przed nosem mialam jego wydatna brode. Gdy popatrzylam w dol, ujrzalam dlonie Barleya splecione luzno na listach mego ojca. Po raz pierwszy zauwazylam, ze podobnie jak ja ma zwyczaj obgryzania paznokci. Znow zamknelam oczy, udajac sen, i rozkoszujac sie cieplem bijacym od jego ramienia. Przestraszylam sie jednak, iz moze mu sie nie spodobac takie przytulanie lub, co gorsza, moglabym przez sen zaslinic mu ubranie. Wyprostowalam sie zatem gwaltownie, udajac, ze cos przerwalo mi sen. Barley odwrocil glowe i popatrzyl na mnie odleglym, zamyslonym wzrokiem, a moze w jego twarzy odbijala sie tylko zaduma nad migajacymi za oknem pociagu widokami. To juz nie byly ciagnace sie po horyzont rowniny, lecz pofaldowane, rolnicze prowincje Francji. Po chwili przeslal mi niesmialy usmiech.

«Kiedy Turgut otworzyl skrzynie sekretow, w nozdrza uderzyl mnie znajomy zapach: won starodawnych dokumentow, pergaminu lub welinu, kurzu i stuleci, podczas ktorych wiele kart zostalo zniszczonych przez czas. No i wyczulem w tym wszystkim rowniez zapach niewielkiej ksiazki o niezapisanych kartkach i z wizerunkiem smoka – mojej ksiazki. Nigdy nie odwazylbym sie wsunac nosa miedzy jej kartki – jak czesto robilem, majac do czynienia z innymi, starymi woluminami – w obawie przed odrazajacym zapachem lub, co wazniejsze, jakas moca tkwiaca w tym odorze. Owego zlowieszczego narkotyku nie mialem najmniejszego zamiaru wdychac.

Turgut zaczal ostroznie wyciagac na swiatlo dzienne dokumenty spoczywajace od lat w skrzyni. Dokumenty roznily sie od siebie ksztaltem i rozmiarem, a kazdy zawiniety byl w pozolkla bibulke. Rozkladal je starannie na stole.

«Osobiscie pokaze wam te papiery i opowiem wszystko, co o nich wiem – oswiadczyl. – Pozniej zapewne zechcecie posiedziec tu i wszystko na spokojnie przemyslec».

«Tak, to dobry pomysl» – przyznalem.

Profesor wyjal z bibulki zwoj i na naszych oczach delikatnie go rozwinal. Byl to pergamin nawiniety na dwa drewniane, misternej roboty drazki, bardzo rozny od wielkich ksiag i rejestrow, z jakimi mialem do czynienia podczas swych studiow nad swiatem Rembrandta. Gorna i dolna krawedz pergaminu pokrywaly barwne bordiury o geometrycznych wzorach – zlote, granatowe i karmazynowe. Ku memu rozczarowaniu tekst napisany zostal recznie po arabsku. Sam dobrze nie wiem, czego sie spodziewalem. Ostatecznie dokument pochodzil z samego serca imperium, gdzie mowiono po turecku i uzywano arabskiego alfabetu, przechodzac na grecki jedynie po to, by grozic Bizantyjczykom, oraz na lacine, by ruszyc na Wieden.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату