«Pan go znal?» – zapytalem.
«Nie, nigdy sie z nim osobiscie nie spotkalem – wyjasnil Turgut. O jego istnieniu dowiedzialem sie w niesamowitych wrecz okolicznosciach. Sadze, ze koniecznie musicie poznac te historie. Usiadzcie, moi drodzy. – Wykonal reka goscinny, zapraszajacy gest i zajelismy miejsca obok niego. – Jest to cos naprawde zdumiewajacego… – Urwal i po chwili, wyraznie do tego sie zmuszajac, rozpoczal opowiesc. – Przed wielu laty, kiedy zakochalem sie w tym archiwum, poprosilem bibliotekarza o wszystkie, najdrobniejsze nawet informacje dotyczace tego miejsca. Oswiadczyl mi, ze za jego pamieci nikt inny tych materialow nie studiowal, ale jego poprzednik – to znaczy bibliotekarz, ktory byl tu przed nim – cos na ten temat wie. Udalem sie zatem do starego pracownika archiwum^
«Czy on jeszcze zyje?» – zapytalem schrypnietym glosem.
«Przykro mi, przyjacielu. Juz kiedy go odwiedzilem, byl niewiarygodnie stary i umarl w rok po naszej rozmowie. Ale pamiec mial wyborna i oswiadczyl mi, ze cala te kolekcje zamknal na klodke, poniewaz zywil wobec niej bardzo zle przeczucia. Opowiedzial mi o pewnym zagranicznym profesorze, ktory przejrzawszy te dokumenty, stal sie bardzo… jak to powiedziec?… bardzo nerwowy, prawie oszalal ze strachu i ogarniety nagla panika wybiegl z biblioteki. Stary bibliotekarz powiedzial tez, ze w kilka dni po tym zdarzeniu siedzial samotnie w bibliotece zajety jakas praca. Kiedy w pewnej chwili uniosl wzrok,, ujrzal wielkiego mezczyzne studiujacego te same dokumenty. A przeciez do biblioteki nikt nie wchodzil, drzwi od ulicy byly zamkniete na glucho, gdyz wieczorem archiwum bylo juz dla czytelnikow nieczynne. Nie rozumial, w jaki sposob tamten czlowiek dostal sie do srodka. W pierwszej chwili pomyslal, ze zapomnial zaryglowac drzwi, a pochloniety praca nie uslyszal na schodach krokow spoznionego czytelnika. Ale bylo to raczej malo prawdopodobne. Bibliotekarz powiedzial tez mi… – Turgut pochylil sie w nasza strone i jeszcze bardziej znizyl glos… – powiedzial mi, ze kiedy zblizyl sie do nieoczekiwanego goscia, ten uniosl glowe, a z kacika jego ust splywala cieniutka struzka krwi».
Ogarnely mnie mdlosci, a Helen zaslonila ramieniem twarz, jakby chciala chronic sie przed niewidzialnym ciosem.
«Bibliotekarz staruszek poczatkowo nie chcial o tym mowic. Podejrzewam, ze z obawy, iz wezme go za wariata. Powiedzial tylko, ze na ten widok jakby na chwile stracil przytomnosc, a kiedy ponownie spojrzal w strone nieznajomego, tego juz nie bylo. Ale na stole poniewieraly sie rozrzucone dokumenty. Nastepnego dnia na rynku ze starociami kupil poswiecona skrzynke i zamknal w niej na klodke papiery. Oswiadczyl, iz pozniej, choc w dalszym ciagu pelnil funkcje bibliotekarza w archiwum, nic mu nie zaklocilo spokoju. Nigdy tez wiecej nie spotkal dziwnego mezczyzny».
«Ale co z Rossim?» – spytalem niecierpliwie.
«Postanowilem sprawdzic kazdy najdrobniejszy nawet trop wiodacy do jadra sprawy. Spytalem starca o nazwisko zagranicznego naukowca. Nie pamietal go, oswiadczyl tylko, ze przypominal Wlocha. Poradzil mi, bym zajrzal do rejestru czytelnikow z roku tysiac dziewiecset trzydziestego. Po dluzszych poszukiwaniach znalazlem nazwisko profesora Rossiego, ktory pochodzil z Anglii, z Oksfordu. Napisalem zatem do niego list».
«Czy odpisal?» – spytala Helen, spogladajac nan blyszczacymi z emocji oczyma.
«Naturalnie, ale nie przebywal juz na Oksfordzie. Przeniosl sie na uniwersytet amerykanski – na wasz, choc podczas naszej pierwszej rozmowy nie skojarzylem tego faktu – wiec list bardzo dlugo do niego wedrowal, ale kiedy go tylko otrzymal, natychmiast odpisal. W liscie oswiadczyl mi, ze bardzo mu przykro, ale nic nie wie o archiwum, o ktorym wzmiankowalem, wiec nie moze mi w niczym pomoc. Gdy pojawicie sie u mnie w domu na kolacji, pokaze wam ten list. Dotarl do mnie tuz przed wybuchem wojny».
«Tak, sprawa zaiste jest bardzo dziwna – mruknalem. – Wprost nie potrafie tego zrozumiec».
«Wcale nie to jest w niej najdziwniejsze» – odparl szybko Turgut.
Obrocil w swoja strone spisana na pergaminie bibliografie i przeciagnal palcem po nazwisku Rossiego widniejacym na samym dole dokumentu. I znow zwrocilem uwage na slowa nastepujace po jego nazwisku. Napisane byly po lacinie, co do tego nie mialem najmniejszych watpliwosci. Laciny uczylem sie tylko na dwoch pierwszych latach studiow i nigdy nie stanowila mego ulubionego przedmiotu, a z uplywem czasu stala sie jeszcze bardziej niezdarna.
«Co tu jest napisane? Czy zna pan lacine?»
Ku mej niezmiernej uldze Turgut skinal potakujaco glowa.
«Napis glosi: Bartolomeo Rossi:
Mysli zawirowaly mi w glowie.
«Alez ja to zdanie znam. Tak w kazdym razie mysle… Jestem pewien, ze taki wlasnie tytul nosil jego artykul, nad ktorym pracowal tej wiosny. Pracowal. Pokazal mi go jakis miesiac temu. Dotyczyl greckiej tragedii oraz przedmiotow uzywanych w greckich teatrach jako rekwizyty sceniczne. – Helen wpatrywala sie we mnie w napieciu. – Tak… jestem pewien, ze nad tym wlasnie obecnie pracuje».
«Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to – powiedzial Turgut, a ja wyczulem w jego glosie nieskrywany lek – ze choc tyle razy przegladalem te bibliografie, nigdy nie zauwazylem tego napisu. Ktos ostatnio musial dopisac nazwisko Rossiego».
«Nalezy odkryc, kto to zrobil – sapnalem, patrzac ze zdumieniem na Turguta. – Musimy odkryc, kto jeszcze szperal w tych dokumentach. Kiedy pan byl tu po raz ostatni?»
«Jakies trzy tygodnie temu – odparl posepnym tonem Turek. – Ale poczekajcie chwile, najpierw wypytam pana Erozana».
Gdy tylko wstal od stolika, czujny bibliotekarz natychmiast ruszyl mu na spotkanie. Wymienili ze soba kilka krotkich slow.
«I co powiedzial?» – zapytalem.
«Dlaczego mnie o tym nie poinformowal wczesniej? – jeknal zrozpaczony Turgut. – Wczoraj jakis czytelnik dokladnie przestudiowal zawartosc tej skrzynki. – Dluzsza chwile jeszcze konferowal ze znajomym bibliotekarzem. Pan Erozan wskazal palcem drzwi. – To byl tamten mezczyzna. – Turgut rowniez wskazal drzwi. – Ten, ktory pojawil sie tu jakis czas temu i z ktorym Erozan wdal sie w pogawedke».
Gwaltownie odwrocilismy sie w strone wyjscia. Ale drobnego czlowieczka z siwa broda i w bialej mycce dawno juz nie bylo'.
Barley myszkowal w swoim portfelu.
– No dobrze, wymienimy wszystkie pieniadze, jakie mam – oswiadczyl w koncu ponuro. – To pieniadze, ktore dal mi zwierzchnik James oraz kilkanascie funtow z mego kieszonkowego.
– Ja tez zabralam z Amsterdamu troche gotowki. Zaplace za bilety kolejowe i chyba bede w stanie pokryc koszty jedzenia i zakwaterowania, przynajmniej przez kilka najblizszych dni.
Prywatnie jednak zastanawialam sie, czy przy wilczym apetycie Barleya rzeczywiscie starczy mi tych pieniedzy. To dziwne, ze ktos tak chudy jak on mogl pochlaniac takie ilosci jedzenia. Tez bylam szczupla, lecz nie wyobrazalam sobie, bym zdolala zjesc dwie kanapki w takim tempie, w jakim spalaszowal je Barley. Mysl o pieniadzach trapila mnie do chwili, kiedy podeszlismy do kantoru, gdzie mloda niewiasta w granatowej kurtce obrzucila nas bacznym spojrzeniem. Barley spytal ja o kursy walut. Kobieta siegnela po sluchawke telefonu i zaczela z kims rozmawiac.
– Co ona robi? – zapytalam z niepokojem Barleya. Popatrzyl na mnie ze zdziwieniem.
– Sprawdza kursy – odparl. – O co ci chodzi?
Nie umialam wytlumaczyc mu swych obaw. Byc moze bylo to tylko przewrazliwienie spowodowane lektura listow mego ojca, ale wszystko wydawalo mi sie podejrzane. Zupelnie jakby patrzyly na nas jakies niewidzialne oczy.
«Turgut wykazal sie znacznie wieksza przytomnoscia umyslu niz ja. Spiesznie ruszyl do drzwi wyjsciowych i zniknal w niewielkim foyer. Po kilku chwilach wrocil, potrzasajac bezradnie glowa.
«Zniknal – oswiadczyl zgnebionym glosem. – Na ulicy tez nie bylo po nim sladu. Wmieszal sie w tlum przechodniow».
Pan Erozan, rozmawiajac krotka chwile z Turgutem, sprawial wrazenie bardzo skruszonego. Profesor ponownie odwrocil sie w nasza strone.
«Czy macie panstwo jakiekolwiek podejrzenia, ze podczas waszych poszukiwan i studiow ktos was tropil?»
«Tropil?»
Mialem wszelkie powody, by tak sadzic, ale nie mialem tez zielonego pojecia, kto mogl nastepowac nam na