piety.

Turgut popatrzyl na mnie przenikliwym wzrokiem, a ja przypomnialem sobie Cyganke, ktora zaklocila nam spokoj poprzedniego wieczoru.

«Moj przyjaciel, bibliotekarz, twierdzi, ze ten mezczyzna chcial jeszcze raz przejrzec dokumenty, ktorymi akurat my sie zajmowalismy. Byl bardzo zly z tego powodu. Pan Erozan utrzymuje, ze czlowiek ten biegle mowi po turecku, ale z obcym akcentem. Sadzi wiec, ze jest on obcokrajowcem. Stad bierze sie moje pytanie, czy ktos sledzil was podczas podrozy do Stambulu. Przyjaciele, wynosmy sie stad, ale bacznie sie wokol rozgladajcie. Polecilem memu przyjacielowi strzec tych dokumentow i miec oko na kazdego, kto wykaze nimi zainteresowanie. Postara sie wydobyc z niego, kim naprawde jest. Poza tym, im wczesniej stad wyjdziemy, tym wczesniej on wroci».

«Ale mapy!»

Balem sie zostawiac te bezcenne dokumenty w skrzyni. Przeciez niczego nowego sie o nich nie dowiedzielismy. Nawet nie zaczelismy rozwiazywac zagadki tych szkicow, choc w cudowny sposob lezaly rozlozone przed nami na bibliotecznym stole.

Turgut odwrocil sie do Erozana i przeslal mu serdeczny usmiech swiadczacy o wielkiej zazylosci, jaka ich laczyla.

«Nie martw sie, profesorze – zwrocil sie do mnie Turgut. – Osobiscie zrobilem kopie wszystkich tych dokumentow. Spoczywaja one bezpiecznie w moim domu. Poza tym moj przyjaciel nie pozwoli, by oryginaly doznaly jakiegokolwiek uszczerbku. Naprawde mozecie mi ufac».

Chcialbym – pomyslalem smetnie. Helen spogladala uwaznie na dwoch naszych nowych znajomych, a ja zastanawialem sie przez chwile, co o tym wszystkim tak naprawde sadzi.

«W porzadku» – powiedzialem krotko.

«Zatem zbierajmy sie. – Turgut zaczal zbierac dokumenty z pietyzmem, na jaki mnie nie byloby stac. – Czeka nas jeszcze dluga rozmowa. Pojedziemy teraz do mnie i tam spokojnie porozmawiamy. Pokaze wam tez inne materialy dotyczace interesujacego nas tematu. Na ulicy nie rozmawiajcie o naszych sprawach. Z biblioteki wyjdziemy oficjalnie, a naszego generala… – wskazal na bibliotekarza – zostawimy na pierwszej linii ognia».

Pan Erozan potrzasnal naszymi dlonmi, dokladnie zamknal pudlo i zniknal z nim miedzy rzedami regalow. Odruchowo glosno westchnalem. Nie moglem pozbyc sie wrazenia, ze los Rossiego wciaz zalezy od tej skrzyni… ze profesor – Boze, wybacz – zostal w niej pogrzebany, a my nie bylismy w stanie wydobyc go z tego grobowca.

Opuscilismy biblioteke i przez dluzsza chwile stalismy na frontowych schodach, udajac, ze o czyms dyskutujemy. Bylem rozdygotany, Helen nienaturalnie blada i tylko Turgut zachowywal kamienny spokoj.

«Jesli ta gadzina czai sie gdzies w poblizu, zobaczy, ze opuscilismy archiwum» – powiedzial cicho.

Podal ramie Helen, ktora chetniej, niz przypuszczalem, przyjela jego galanterie i wlaczylismy sie w tlum przechodniow. Byla wlasnie pora lunchu i won pieczonego miesa oraz swiezego chleba mieszala sie z zawiesistym zapachem dymu z wegla drzewnego i samochodowej benzyny – aromatem, ktory zawsze kojarzyl mi sie z granica dzielaca wschodni i zachodni swiat. Cokolwiek sie zdarzy pozniej, rowniez bedzie zagadka, podobnie jak zagadka jest samo to miejsce – pomyslalem, rozgladajac sie po otaczajacym nas tlumie Turkow i spogladajac na strzeliste iglice minaretow klujace niebo na kazdej z ulic, na starozytne kopuly wsrod figowcow i sklepy pelne tajemniczych przedmiotow. Ale na mysl o dreczacej mnie zagadce krwawilo mi serce-. Gdzie jest Rossi? Czy przebywa w tym miescie, czy w jakichs odleglych stronach? Zywy czy martwy, a moze gdzies posrodku?'

30

O szesnastej zero dwa wsiedlismy do ekspresu zmierzajacego na poludnie, do Perpignan. Barley wspial sie po stromych stopniach do wagonu, rzucil na podloge nasze bagaze i wyciagnal do mnie reke. W pociagu bylo niewielu pasazerow i bez trudu znalezlismy wolny przedzial. Czulam sie bardzo zmeczona. Gdybym o tej porze byla w domu, pani Clay posadzilaby mnie przy kuchennym stole i zaserwowala szklanke mleka i kawalek przepysznej zoltej babki. Przez chwile wrecz tesknilam za jej denerwujaca nadopiekunczoscia. Barley zajal miejsce obok mnie, choc mial cztery inne do wyboru, a ja natychmiast wsunelam mu reke pod ramie.

– Powinienem sie troche pouczyc – mruknal, ale nie otworzyl ksiazki od razu.

Zbyt fascynowal go widok za oknem, gdy pociag, nabierajac predkosci, przejezdzal przez miasto. Pomyslalam o chwilach, ktore spedzilam w Paryzu z ojcem – o naszej wspinaczce na Montmartre i o apatycznym wielbladzie w Jardin des Plantes. Ale teraz odnosilam wrazenie, ze widze to miasto po raz pierwszy w zyciu.

Widok poruszajacych sie warg Barleya studiujacego Miltona sprawil, ze ogarnela mnie sennosc. Kiedy wiec oswiadczyl, iz zamierza przejsc do wagonu restauracyjnego, by napic sie herbaty, odmownie potrzasnelam glowa.

– Jestes zmordowana – stwierdzil z usmiechem. – Pospij sobie, a ja zabiora ze soba ksiazke. Jak sie wyspisz i zglodniejesz, udamy sie na kolacje.

Nie zdazyl nawet opuscic przedzialu, a juz opadly mi powieki. Gdy sie obudzilam, lezalam skulona w klebek jak dziecko, a moja dluga, jedwabna spodniczka spowijala mi kolana. Naprzeciwko mnie ktos siedzial i czytal gazete. Ale nie byl to Barley. Jak razona pradem usiadlam prosto. Mezczyzna czytal «Le Monde' tak, ze gazeta calkowicie zaslaniala gorne partie jego postaci wraz z twarza. Obok niego spoczywala czarna, skorzana teczka.

Przez ulotna chwile myslalam, ze jest to moj ojciec, i ogarnela mnie wielka ulga. Ale wtedy tez zobaczylam jego lsniace, czarne, skorzane buty, ze sznurowadlami zakonczonymi wytwornymi chwoscikami. Nogi w eleganckich spodniach od garnituru i wytwornych, czarnych, jedwabnych skarpetkach mial skrzyzowane. Ale nie byly to buty mego ojca. Tak naprawde w tych butach, albo w samych stopach, bylo cos nie w porzadku. Sama nie wiedzialam, dlaczego tak mysle. Poza tym nieznajomy mezczyzna nie powinien byl wchodzic do przedzialu, kiedy spalam… mysl o tym, ze patrzyl na mnie, gdy pograzona bylam we snie, przejmowala mnie dreszczem. Zaslony w oknie drzwi zostaly zaciagniete i nikt przechodzacy korytarzem nie mogl zajrzec do przedzialu. A moze to Barley, wychodzac do wagonu restauracyjnego, zasunal firanki?

Zerknelam na zegarek. Byla juz prawie siedemnasta. Za oknem przesuwaly sie w oszalalym tempie krajobrazy poludniowej Francji. Skryty za gazeta mezczyzna tkwil w takim bezruchu, ze ogarnal mnie strach. Obudzilam sie dobrych kilkanascie minut wczesniej, a on nie wykonal najmniejszego ruchu, nie odwrocil nawet strony czytanej gazety.

«Turgut mieszkal w innej czesci Stambulu, tuz nad brzegiem morza Marmara. Tak zatem poplynelismy tam promem z ruchliwego portu o nazwie Eminonii. Helen stala przy relingu i obserwowala krazace wokol statku mewy. Od czasu do czasu odwracala glowe w strone majaczacego na tle nieba starego miasta. Stanalem obok niej. Przylaczyl sie do nas Turgut i zaczal wskazywac nam poszczegolne minarety i kopuly swiatyn, donosnym glosem przekrzykiwal huk silnikow promu. Dzielnica, w ktorej mieszkal, byla stosunkowo mloda, pochodzila z dziewietnastego wieku. Oddalajac sie od przystani promowej, idac cichymi uliczkami, odkrywalem nowe oblicze miasta: okazale rozlozyste drzewa, finezyjne, stare kamienne i drewniane domy, apartamentowce zywcem przeniesione z Paryza, czyste chodniki, gazony z kwiatami, ozdobne karnesy. Tu i owdzie pojawial sie duch Imperium Osmanskiego w postaci stojacego w ruinie portyku dawnego meczetu lub pietrowego tureckiego domu z wykuszami. Ulica, przy ktorej mieszkal Turgut, byla wytworna i elegancka. Pozniej takie ulice widywalem w Pradze, Sofii, Budapeszcie, Moskwie, Belgradzie i w Bejrucie. Podobna elegancje zapozyczyl sobie od Zachodu caly Wschod.

«Prosze za mna – powiedzial Turgut, wysuwajac sie przed nas i wprowadzajac nas na podwojne, frontowe schody, gdzie sprawdzil skrzynke na listy z napisem: Profesor Bora. Otworzyl drzwi i wprowadzil nas do srodka. – Witajcie w moim domu. Wszystko w nim nalezy do was. Przepraszam za nieobecnosc mojej zony. Ale jest w pracy w przedszkolu».

Weszlismy do glownego holu o podlodze i scianach wykonanych z polerowanego drewna, gdzie wzorem gospodarza zdjelismy buty i nalozylismy haftowane pantofle, ktore wreczyl nam Turgut. Kiedy wprowadzil nas do salonu, oboje z Helen wydalismy cichy okrzyk podziwu. Pokoj wypelnialo rozkoszne, zielonkawe swiatlo z lekkimi odcieniami delikatnego rozu i zolci. Po chwili dopiero zorientowalem sie, ze koloryt ten powodowalo sloneczne swiatlo, saczace sie poprzez galezie rosnacych za dwoma oknami drzew oraz przez cieniutkie biale zaslony utkane

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату