dotkniety jego zachowaniem. Jesli przez te ostatnie miesiace Jamie czegos mnie nauczyla, to tego, ze nie powinnismy sadzic innych po ich myslach i intencjach, lecz po ich uczynkach, a wiedzialem, ze nazajutrz Hegbert i tak mnie wpusci do domu. Myslalem o tym wszystkim, siedzac z mama na sofie.
– Sadzisz, ze mamy jakis cel w zyciu? – zapytalem.
Po raz pierwszy zadalem jej takie pytanie, ale usprawiedliwialy mnie niezwykle okolicznosci.
– Nie jestem pewna, czy rozumiem, co masz na mysli – odparla marszczac czolo.
– Mam na mysli, skad wiemy, co mamy robic?
– Chodzi ci o to, w jaki sposob spedzasz czas razem z Jamie?
Skinalem glowa, chociaz sam dobrze nie wiedzialem, o co mi chodzi.
– Tak jakby. Wiem, ze postepuje slusznie, a jednak… a jednak czegos mi brakuje. Rozmawiamy i czytamy Biblie, ale…
Przerwalem i mama dokonczyla za mnie mysl:
– Uwazasz, ze powinienes zrobic cos wiecej?
Pokiwalem glowa.
– Nie wydaje mi sie, zebys mogl zrobic cos wiecej, kochanie – powiedziala lagodnie.
– Dlaczego w takim razie tak sie czuje?
Mama przysunela sie do mnie troche blizej i przez chwile razem wpatrywalismy sie w plomienie.
– Moim zdaniem dlatego, ze jestes przestraszony i bezradny i mimo ze sie starasz, cala ta sytuacja staje sie coraz trudniejsza. Dla was obojga. Im bardziej sie starasz, tym bardziej sytuacja wydaje sie beznadziejna.
– Czy mozna cos zrobic, zebym tak sie nie czul?
Mama objela mnie ramieniem i przytulila do siebie.
– Nie – odparla cicho. – Nie mozna.
Nazajutrz Jamie nie mogla wstac z lozka. Byla teraz zbyt slaba, zeby chodzic nawet z czyjas pomoca, i czytalismy Biblie w jej pokoju.
Zasnela po kilku minutach.
Minal kolejny tydzien. Stan Jamie ustawicznie sie pogarszal, jej cialo slablo. Przykuta do lozka, wydawala sie mniejsza, prawie jakby ponownie stala sie mala dziewczynka.
– Co moge dla ciebie zrobic, Jamie? – pytalem blagalnie.
Jamie, moja slodka Jamie, spala teraz calymi godzinami, nawet kiedy do niej mowilem. Nie reagowala na dzwiek mojego glosu; jej oddech byl urwany i slaby.
Siedzialem bardzo dlugo przy lozku, przygladajac sie jej i myslac o tym, jak bardzo ja kocham. Wreszcie przycisnalem jej reke do serca i poczulem kostki jej palcow. Chcialo mi sie plakac, opanowalem sie jednak, odlozylem jej dlon i wyjrzalem przy okno.
Dlaczego, zastanawialem sie, caly moj swiat tak nagle sie rozsypal? Dlaczego to wszystko przytrafilo sie komus takiemu jak ona? Czy z tego, co sie stalo, mozna bylo wysunac jakas nauke? Czy, jak powiedzialaby Jamie, stanowilo to czesc Bozych zamyslow? Czy Bog chcial, zebym sie w niej zakochal? Czy tez stalo sie to z mojej wlasnej woli? Im dluzej Jamie spala, tym mocniej czulem kolo siebie jej obecnosc, lecz odpowiedzi na moje pytania wydawaly sie tak samo odlegle jak przedtem.
Na dworze ustal wlasnie ostatni z porannych szkwalow. Dzien byl szary, ale teraz promyki popoludniowego slonca przedzieraly sie przez chmury. Widzialem pierwsze oznaki budzacej sie wiosny. Na drzewach pojawily sie paczki: liscie czekaly tylko na odpowiedni moment, zeby sie rozwinac i otworzyc na kolejne lato.
Na stoliku przy lozku zobaczylem kolekcje przedmiotow, ktore byly bliskie sercu Jamie. Staly tam fotografie jej ojca, trzymajacego ja malutka na rekach i stojacego przed przedszkolem; byly rowniez listy i kartki, ktore przysylaly jej dzieci z sierocinca. Wzdychajac, wzialem do reki caly stos i otworzylem koperte, ktora lezala na samej gorze.
„Prosze, wyzdrowiej szybko. Tesknie za toba” – glosil wykonany kredka napis.
List podpisany byl przez Lydie, dziewczynke, ktora usnela na kolanach Jamie w Wigilie. Nastepna kartka wyrazala podobne uczucia, lecz tym, co naprawde przyciagnelo moja uwage, byl rysunek narysowany przez chlopca, ktory ja wyslal, Rogera. Przedstawial ptaka unoszacego sie nad tecza.
Czujac, ze dlawi mnie w gardle, zlozylem kartke. Nie bylem w stanie ogladac tego dluzej i odlozylem stos z powrotem na stolik. Przy szklance z woda zauwazylem wycinek z gazety. Artykul dotyczyl sztuki i opublikowany zostal w niedzielnej gazecie dzien po drugim przedstawieniu. Nad tekstem zobaczylem jedyna fotografie, jaka kiedykolwiek zrobiono nam razem.
Mialem wrazenie, ze to bylo tak dawno temu. Podnioslem wycinek do oczu. Wpatrujac sie w zdjecie, przypomnialem sobie, co czulem, kiedy zobaczylem ja tamtego wieczoru. Przygladajac sie Jamie na fotografii, szukalem jakiejkolwiek oznaki, ze zdawala sobie sprawe, co ja czaka. Wiedzialem, ze zdawal sobie z tego sprawe, lecz jej twarz w ogole tego nie zdradzala. Widzialem na niej tylko promienna radosc. W koncu westchnalem i odlozylem wycinek na miejsce.
Biblia nadal lezala otwarta tam, gdzie skonczylem czytac, i chociaz Jamie spala, poczulem potrzebe dalszej lektury. Po chwili moj wzrok padl na kolejny ustep. Oto jego tresc:
Te slowa sprawily, ze znowu zaczelo mnie dlawic w gardle, i juz mialem sie rozplakac, gdy nagle jasne stalo sie dla mnie ich znaczenie.
Bog wreszcie dal mi odpowiedz i wiedzialem teraz, co musze zrobic.
Nie dotarlbym do kosciola szybciej, nawet gdybym jechal samochodem. Skorzystalem ze wszystkich mozliwych skrotow, przebiegajac przez cudze podworka, a w jednym przypadku nawet przez czyjs garaz i tylne drzwi. Przydala mi sie doskonala znajomosc miasteczka i chociaz nie bylem najlepszym biegaczem, nic nie moglo mnie zatrzymac: to, co musialem zrobic, dodawalo mi skrzydel.
Nie dbalem, jak bede wygladac, gdy sie tam zjawie, nie sadzilem bowiem, by Hegbert przywiazywal do tego jakiekolwiek znaczenie. Po wejsciu do kosciola zwolnilem i kierujac sie w strona zakrystii, staralem sie zlapac oddech.
Hegbert podniosl wzrok, kiedy mnie zobaczyl, i domyslilem sie, dlaczego tu siedzial. Nie zaprosiwszy mnie do srodka, odwrocil po prostu wzrok z powrotem do okna. W domu staral sie stawiac czolo chorobie corki, obsesyjnie sprzatajac wszystkie pomieszczenia. Tutaj jednak papiery porozrzucane byly po calym biurku i wszedzie walaly sie ksiazki, jakby od tygodni nikt nie robil porzadkow. Wiedzialem, ze w tym miejscu rozmyslal o Jamie; w to miejsce przychodzil, zeby plakac.
– Wielebny…? – odezwalem sie cicho.
Nie odpowiedzial, lecz i tak wszedlem do srodka.
– Chce byc sam – wychrypial.
Sprawial wrazenie starego i pokonanego, tak znuzonego, jak znuzeni byli Izraelici opisani w Psalmach Dawida. Policzki mu sie zapadly, a wlosy znacznie przerzedzily od grudnia. Byc moze udawanie pogody ducha przy Jamie zmeczylo go nawet bardziej niz mnie i naprawde gonil resztkami sil.
Podszedlem do jego biurka, a on zerknal na mnie i z powrotem odwrocil sie do okna.
– Prosze – powiedzial blagalnym tonem, jakby brakowalo mu energii, by mi sie przeciwstawic.
– Chcialbym z panem porozmawiac – oznajmilem stanowczo. – Nie zwracalbym sie do pana, gdyby to nie bylo wazne.
Hegbert westchnal, a ja usiadlem na tym samym krzesle, na ktorym siedzialem, gdy prosilem go, zeby