Zwlaszcza w porownaniu z innymi stojacymi przede mna opcjami, dodalem w duchu. Jamie usmiechnela sie.
– Musze oczywiscie porozmawiac wczesniej z ojcem, ale jesli nie bedzie mial nic przeciwko temu, chyba moglabym sie wybrac.
Na drzewie nad weranda zaczal awanturowac sie jakis ptak, zupelnie jakby wiedzial, ze nie powinienem w ogole przebywac w tym miejscu. Skupilem sie na jego cwierkaniu, probujac uspokoic nerwy. Jeszcze przed dwoma dniami w ogole nie wyobrazalem sobie, ze do czegos takiego dojdzie, teraz jednak uslyszalem wypowiedziane przez siebie samego slowa:
– Chcialabys wybrac sie na ten bal ze mna?
Widzialem, ze jest zaskoczona. Sadzila chyba, iz caly ten wstep ma zwiazek z jakas inna osoba. Czasem chlopcy, ktorzy nie chca sie narazic na ewentualna odmowe, wysylaja swoich przyjaciol, zeby „wysondowali grunt”. Mimo ze Jamie roznila sie od innych nastolatkow, jestem pewien, ze zetknela sie przynajmniej w teorii z tym procederem.
Zamiast od razu odpowiedziec odwrocila sie i przez dluzszy czas spogladala w bok. Zoladek podchodzil mi do gardla, bo obawialem sie, ze odmowi. Przez glowe przelatywaly mi obrazy mojej matki, wymiotow oraz Careya Dannisona i zaczalem nagle zalowac, ze tak niedobrze traktowalem Jamie przez te wszystkie lata. Przypomnialem sobie te wszystkie chwile, kiedy jej dokuczalem, kiedy nazywalem jej ojca cudzoloznikiem albo po prostu kpilem z niej za plecami. Czulem sie z tego powodu paskudnie i zaczalem sie juz zastanawiac, jak uda mi sie przez piec godzin unikac Careya, gdy Jamie odwrocila sie z powrotem i spojrzala mi prosto w oczy. Na jej twarzy igral lekki usmiech.
– Chetnie z toba pojde – oswiadczyla – ale pod jednym warunkiem…
Zacisnalem zeby, majac nadzieje, ze to nie bedzie cos zbyt strasznego.
– Tak?
– Musisz obiecac, ze sie we mnie nie zakochasz.
Zrozumialem, ze zartuje, bo sie rozesmiala, nie moglem jednak powstrzymac westchnienia ulgi. Czasami Jamie miala zaskakujace poczucie humoru.
Usmiechnalem sie i dalem jej slowo.
Rozdzial 3
Chociaz Jamie nie byla ani razu na balu na rozpoczecie roku, chodzila przedtem na koscielne potancowki. Tanczyla calkiem niezle – ja tez bylem na kilku takich imprezach i widzialem ja – ale szczerze mowiac, trudno bylo przewidziec, jak poradzi sobie z kims takim jak ja. Na koscielnych potancowkach zawsze tanczyla ze starszymi osobami, bo nie zapraszal jej zaden z rowiesnikow, i tak naprawde byla dobra tylko w tancach, ktore cieszyly sie popularnoscia przed trzydziestu laty. W gruncie rzeczy nie wiedzialem, czego sie po niej spodziewac.
Przyznaje, ze mialem rowniez pewne obawy co do tego, jak sie ubierze, ale nic jej o tym nie mowilem. Na koscielnych potancowkach ubrana byla na ogol w stary sweter i jedna z tych plisowanych spodniczek, ktore widzielismy codziennie w szkole, lecz bal na rozpoczecie roku to nie bylo byle co. Wiekszosc dziewczat kupowala sobie nowe sukienki, chlopcy zakladali garnitury, a w tym roku sprowadzilismy fotografa, ktory mial zrobic zdjecia. Wiedzialem, ze Jamie nie kupi sobie nowej sukienki, nie byl bowiem zbyt zamozna. W zawodzie pastora nie zarabia sie duzo pieniedzy, ale oczywiscie nie zostaje sie nim dla korzysci materialnych, pastorowi przyswiecaja bardziej dalekosiezne cele, jesli rozumiecie, co mam na mysli. Tak czy inaczej, nie chcialem, zeby Jamie przyszla na bal w te same ciuchy, ktore nosila codziennie w szkole. Nie ze wzgledu na mnie – nie jestem az taki podly – lecz na to, co mogli powiedziec inni. Nie chcialem, zeby ludzie stroili sobie z niej zarty.
Po stronie pozytywow, jesli w ogole jakies byly, mozna zapisac to, ze Eric nie dogryzal mi zbytnio z powodu calej tej historii z Jamie, poniewaz glowe zaprzatala mu jego wlasna dziewczyna. Wybieral sie na bal z Margaret Hays, ktora prowadzila druzyne klakierek w naszej szkole. Margaret nie miala moze zbyt duzo oleju w glowie, lecz na swoj sposob byla calkiem mila. Mowiac „mila”, mam oczywiscie na mysli jej nogi. Eric zaproponowal, ze w trakcie balu wymienimy sie partnerkami, ale odmowilem. Nie chcialem ryzykowac, ze zacznie dokuczac Jamie albo cos w tym rodzaju. Byl z niego poczciwy facet, ale czasem potrafil byc bezwzgledny, zwlaszcza po kilku szklankach bourbona.
W dniu balu bylem bardzo zajety. Przez prawie cale popoludnie pomagalem dekorowac sale gimnastyczna i musialem podjechac po Jamie pol godziny wczesniej, poniewaz jej ojciec chcial koniecznie ze mna porozmawiac, choc nie mialem pojecia o czym. Jamie zakomunikowala mi to dzien wczesniej i nie moge powiedziec, zebym byl tym specjalnie zachwycony. Spodziewalem sie, ze bedzie mowil o pokusach i szatanskich sciezkach, ktore do nich prowadza. Wiedzialem, ze jesli zacznie nawijac o cudzolostwie, skonam na miejscu. Przez caly dlugi dzien modlilem sie, w nadziei, ze uda mi sie wymigac od tej rozmowy, watpilem jednak, czy Bog potraktuje moje modlitwy z nalezyta uwaga, poniewaz tak paskudnie zachowywalem sie w przeszlosci. Bylem z tego powodu bardzo zdenerwowany.
Po wzieciu prysznicu zalozylem swoj najlepszy garnitur, odebralem z kwiaciarni bukiecik dla Jamie i pojechalem do niej. Mama pozyczyla mi swoj samochod i zaparkowalem go na ulicy, dokladnie przed domem Jamie. Nie przestawilismy jeszcze zegarow na czas zimowy i bylo calkiem jasno, gdy ruszylem popekana asfaltowa alejka do drzwi jej domu. Zapukalem, odczekalem chwile i ponownie zapukalem.
– Juz ide – uslyszalem zza drzwi glos Hegberta, ale prawde mowiac, specjalnie sie nie spieszyl.
Stalem tam chyba dwie minuty albo dluzej, gapiac sie na drzwi, gzymsy oraz male pekniecia na okiennym parapecie. Z boku staly krzesla, na ktorych siedzielismy z Jamie przed kilku dni. Moje wciaz bylo obrocone w druga strone. Widocznie od tamtej pory ani razy nie siedzieli na werandzie.
W koncu drzwi otworzyly sie ze skrzypieniem. Swiatlo palacej sie w srodku lampy ocienialo twarz Hegberta i przenikalo przez jego wlosy. Jak juz mowilem byl stary; wedlug moich obliczen mial siedemdziesiat dwa lata. Po raz pierwszy mialem okazje przyjrzec mu sie z bliska i widzialem wszystkie zmarszczki na jego twarzy. Jego skora byla naprawde przezroczysta, nawet bardziej, niz to sobie wyobrazalem.
– Dzien dobry, wielebny – powiedzialem, przelykajac nerwowo sline. – Przyszedlem zabrac Jamie na bal na rozpoczecie roku.
– Oczywiscie – odparl. – Najpierw jednak chcialem z toba porozmawiac.
– Tak, prosze pana, wlasnie dlatego wczesniej przyszedlem.
– Wejdz.
W kosciele Hegbert prezentowal sie dosc elegancko, lecz w tym momencie, w ogrodniczkach i podkoszulku, wygladal jak zwykly farmer. Dal mi znak, zebym usiadl na drewnianym krzesle, ktore przyniosl z kuchni.
– Przepraszam, ze tak dlugo nie otwieralem drzwi – powiedzial. – Pracowalem nad jutrzejszym kazaniem.
– Nic sie nie stalo, prosze pana – odparlem, siadajac.
Nie wie dlaczego, ale nie sposob bylo zwracac sie do niego inaczej. Wymuszal po prostu respekt.
– Dobrze, w takim razie odpowiedz mi cos o sobie.
Bylo to dosc smieszne zadanie zwazywszy, ze tak dlugo znal moja rodzine i w ogole. Przeciez to wlasnie on mnie ochrzcil i od dziecka ogladal w kazda niedziele w kosciele.
– Coz, prosze pana – zaczalem, nie majac pojecia co powiedziec. – Jestem przewodniczacym rady uczniowskiej. Nie wiem, czy Jamie panu o tym wspominala.
– Owszem – odparl, kiwajac glowa. – Mow dalej.
– No i… mam nadzieje, ze jesienia przyszlego roku zaczne studia w Chapel Hill. Dostalem juz o nich papiery.
Hegbert kiwnal powoli glowa.
– Cos jeszcze?
Musialem przyznac, ze na tym wyczerpalo sie to, co mailem do powiedzenia na swoj temat. Mialem ochote zlapac lezacy na stoliku olowek i balansowac nim na palcu przez trzydziesci sekund, Hegbert nie wygladal jednak na faceta, ktory mogl to docenic.
– Chyba nic, prosze pana – odparlem.