Znalazla portfel, wyjela fotografie i podala Garrettowi. Wpatrywal sie w nie bez slowa, a potem zerknal na nia.

– Jest podobny do ciebie – powiedzial, oddajac jej zdjecie. – Bardzo przystojny chlopak.

– Dziekuje. – Schowala zdjecie i spytala: – A co z toba? Masz dzieci?

– Nie. – Pokrecil glowa. – Przynajmniej nic o nich nie wiem.

Zachichotala, slyszac jego slowa.

– Jak ma twoj syn na imie?

– Kevin.

– Przyjechal z toba?

– Nie, jest ze swoim ojcem w Kalifornii. Rozwiedlismy sie kilka lat temu.

Garrett pokiwal glowa bez slowa, a potem spojrzal przez ramie na lodz, ktora przeplywala niedaleko. Teresa rowniez przygladala sie jej przez chwile i wsluchujac sie w cisze, zauwazyla, jak spokojny jest otwarty ocean. Jedyne dzwieki, jakie do niej docieraly, to postekiwania wypelnionych wiatrem zagli i szum wody, gdy „Happenstance” przedzierala sie przez fale. Wydawalo sie Teresie, ze te glosy brzmia tu inaczej niz w porcie. Tutaj wydawaly sie wolne, jakby mogly zniknac w rozleglej przestrzeni.

– Chcialabys obejrzec reszte lodzi? – spytal Garrett.

Skinela glowa.

– Z przyjemnoscia.

Garrett wstal i raz jeszcze sprawdzil zagle. Ruszyl pierwszy, Teresa podazala tuz za nim. Kiedy otworzyl drzwi, nagle zatrzymal sie, przytloczony dawno pogrzebanym w morzu niepamieci wspomnieniem, ktore nieoczekiwanie wyplynelo na powierzchnie, byc moze z powodu obecnosci tej kobiety.

Catherine siedziala przy malym stoliku, na ktorym stala otwarta butelka wina. W wazonie, z jednym kwiatem, odbijalo sie swiatlo samotnej swiecy. Plomien pochylal sie pod wplywem kolysania lodzi, rzucajac dlugi cien na wnetrze kabiny. W mroku dostrzegal blask jej usmiechu.

– Pomyslalam, ze bylaby to mila niespodzianka – powiedziala. – Juz dawno nie jedlismy przy swiecach.

Garrett spojrzal na kuchenke. Obok staly dwa talerze owiniete folia.

– Kiedy sciagnelas to wszystko na lodz?

– Gdy byles w pracy.

Teresa zachowywala milczenie, zostawiajac go wlasnym myslom. Jesli zauwazala jego wahanie, nie wspominala o tym, za co Garrett byl jej wdzieczny.

Z lewej strony wzdluz burty bieglo siedzenie, szerokie i dostatecznie dlugie, by ktos mogl przespac sie wygodnie. Po drugiej stronie stal maly stolik i bylo dosc miejsca dla dwoch osob. Obok drzwi umieszczono zlew i kuchenke, a pod spodem mala lodowke. Na wprost znajdowalo sie wejscie do sypialni.

Przystanal z boku i polozyl rece na biodrach. Tymczasem Teresa ogladala wnetrze. Nie trzymal sie blisko, jak zrobiliby to inni, ale dal jej wolna reke. Czula utkwione w sobie jego spojrzenie, mimo iz nie robil tego ostentacyjnie.

– Z zewnatrz trudno sie zorientowac, ze tu jest tyle miejsca – odezwala sie po chwili.

– Wiem. – Garrett odchrzaknal niepewnie. – Zadziwiajace, prawda?

– Rzeczywiscie. Wyglada na to, ze masz tu wszystko, czego ci potrzeba.

– Bo mam. Gdybym zechcial, moglbym na niej poplynac do Europy, chociaz tego nie polecam. Jest wspaniala.

Wyminal ja i podszedl do lodowki. Pochylil sie i wyciagnal puszke coli.

– Napijesz sie czegos?

– Chetnie – odparla. Przesunela palcami po scianie, czujac opuszkami gladkosc drewna.

– Co bys chciala? Mam sevenup i cole.

– Prosze sevenup.

Wyprostowal sie i podal jej puszke. Ich palce sie dotknely.

– Nie mam lodu, ale jest dosc zimne.

– Wytrzymam – rzekla, a on sie usmiechnal.

Otworzyla puszke, upila maly lyk i postawila ja na stole.

Zastanowil sie nad tym, co powiedziala wczesniej. Miala dwunastoletniego syna… Pracowala jako dziennikarka, wiec pewnie ukonczyla studia. Jesli poczekala do magisterium z wyjsciem za maz i urodzeniem dziecka… to byla cztery, piec lat od niego starsza. Wygladala mlodo, tyle zauwazyl, ale nie zachowywala sie jak dwudziestolatka. W jej ruchach byla widoczna dojrzalosc, cos, co charakteryzowalo tylko tych, ktorzy wiele doswiadczyli w zyciu.

Nie mialo to i tak zadnego znaczenia.

Zwrocila uwage na oprawiona fotografie, zawieszona na scianie. Widnial na niej Garrett Blake. Stal na nabrzezu z marlinem. Wygladal o wiele mlodziej niz teraz. Na fotografii usmiechal sie szeroko, a jego rozradowana mina przypomniala jej Kevina w chwili, gdy strzelil gola.

– Widze, ze lubisz wedkowac – odezwala sie, przerywajac cisze. Wskazala reka fotografie. Postapil krok w jej kierunku, a gdy sie zblizyl, poczula cieplo bijace od jego ciala. Pachnial wiatrem i sola.

– Rzeczywiscie – przyznal cicho. – Moj ojciec lowil krewetki. Wlasciwie wychowalem sie na wodzie.

– Kiedy je zrobiono?

– Mniej wiecej dziesiec lat temu, tuz przed moim powrotem do college'u na drugi rok. Odbywaly sie zawody wedkarskie. Postanowilismy z tata, ze spedzimy dwie noce w Golfsztromie. Zlapalismy tego mariina okolo szescdziesieciu mil od brzegu. Ciagnelismy go przez siedem godzin, poniewaz moj ojciec chcial mnie nauczyc, jak sie to kiedys robilo.

– Co to znaczy?

Rozesmial sie cicho.

– Zanim skonczylem, mialem dlonie pociete do zywego, a nazajutrz ledwie ruszalem rekami. Linka, do ktorej przywiazalismy przynete, nie byla dosc mocna do lapania ryby tej wielkosci, dlatego musielismy pozwolic jej uciekac, az sie zmeczy, a potem powoli zwijalismy linke i znowu pozwalalismy jej uciekac. W koncu ryba tak opadla z sil, ze sie poddala.

– Czy bylo tak jak w opowiadaniu Hemingwaya „Stary czlowiek i morze”!

– Cos w tym rodzaju. Z jednym wyjatkiem – stary poczulem sie dopiero nastepnego dnia. Za to moj ojciec moglby zagrac te role w filmie.

Ponownie spojrzala na zdjecie.

– Czy to twoj ojciec stoi obok?

– Tak, to on.

– Jestescie bardzo do siebie podobni.

Garrett usmiechnal sie lekko, zastanawiajac sie, czy byl to komplement. Wskazal jej miejsce przy stole i Teresa usiadla.

– Mowiles, ze pojechales na studia – zagadnela, gdy juz siedziala wygodnie.

Spojrzal jej w oczy.

– Studiowalem na Unc i skonczylem biologie morska. Nic innego mnie nie interesowalo, a poniewaz ojciec zapowiedzial mi, ze nie mam po co wracac do domu bez magisterium, wiec pomyslalem, ze powinienem nauczyc sie czegos, co pozniej mi sie przyda.

– Wtedy kupiles sklep…

Pokrecil glowa.

– Nie, nie od razu. Po skonczeniu studiow pracowalem dla Instytutu Morskiego Duke'a, ale nie bylo to poplatne. Dlatego zdobylem uprawnienia instruktorskie i zaczalem zabierac na weekendy amatorow nurkowania. Sklep pojawil sie kilka lat pozniej. – Uniosl brwi pytajaco. – A jak bylo z toba?

Teresa upila nastepny lyk sevenup.

– Moje zycie nie bylo tak eskcytujace jak twoje. Wychowalam sie w Omaha, w Nebrasce, i studiowalam w Brown. Po dyplomie kilka razy zmienialam prace i probowalam roznych rzeczy, az przeprowadzilam sie do Bostonu. Pracuje dla „Times” juz od dziewieciu lat, ale dopiero od niedawna mam swoja rubryke. Przedtem bylam reporterka.

– Podoba ci sie to?

Zamyslila sie przez chwile, jakby zastanawiala sie nad tym po raz pierwszy.

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату