Odwrocila sie do niego. Spostrzegla, ze wiatr zwial mu wlosy do tylu. Kurtka, ktora mial na sobie, zaslaniala mu nogi do pol uda. Byla zniszczona. Wygladala tak, jakby uzywal jej od lat. W rozpietej kurtce sprawial wrazenie, ze jest wyzszy i tezszy niz w rzeczywistosci. Wyobrazila sobie, ze wlasnie taki jego widok zapamieta na zawsze. A takze jego twarz, gdy zobaczyla go po raz pierwszy.

Gdy znalezli sie blisko nabrzeza, Teresa nagle zwatpila, czy jeszcze sie spotkaja. Za kilka minut doplyna do portu i powiedza sobie do widzenia. Nie sadzila, ze poprosi ja o spotkanie, a sama tez nie miala zamiaru mu proponowac. Z jakiegos powodu uznala, ze nie wypada jej tego robic.

Przeplyneli przez przesmyk i skierowali sie do nabrzeza. Trzymal lodz na srodku drogi wodnej. Kilkanascie trojkatnych znakow wyznaczalo kanal. W pewnym momencie zwinal zagle rownie szybko i sprawnie, jak kierowal lodzia. Uruchomil silnik. Mineli przycumowane u pomostu lodzie. Garrett wyskoczyl i rzucil cumy „Happenstance”.

Teresa podeszla do steru, zeby zabrac koszyk i kurtke, ale zatrzymala sie nagle. Pomyslala przez chwile, wziela koszyk, natomiast kurtke upchnela wolna reka pod siedzenie. Kiedy Garrett zapytal, czy wszystko w porzadku, chrzaknela i odparla, ze zbiera swoje rzeczy. Podeszla do burty. Wyciagnal do niej reke. Dotknawszy jego palcow poczula ich sile. Wyskoczyla z pokladu „Happenstance” na brzeg.

Przez krotka chwile patrzyli na siebie, jakby zastanawiali sie, co teraz bedzie, az Garrett wskazal lodz.

– Musze ja zamknac na noc, a to troche potrwa.

Skinela glowa.

– Tak mi sie zdawalo.

– Moge cie najpierw odprowadzic do samochodu?

– Oczywiscie – zgodzila sie. Ruszyl nabrzezem, a Teresa szla obok. Wkrotce znalezli sie przy samochodzie. Garrett przygladal sie, jak Teresa szuka kluczykow w koszyku. Znalazla je i otworzyla drzwi.

– Jak juz mowilam, to byl dla mnie wspanialy wieczor – powiedziala.

– Dla mnie tez.

– Powinienes czesciej zabierac ludzi na poklad. Jestem pewna, ze by im sie to podobalo.

– Pomysle o tym – odparl z szerokim usmiechem Garrett.

Na chwile spotkaly sie ich oczy, a on przez ulamek sekundy widzial Catherine. Poczul sie nieswojo.

– Powinienem wracac – powiedzial szybko. – Musze jutro wczesnie wstac. – Pokiwala glowa, a Garrett nie wiedzac, co ma zrobic, wyciagnal do niej reke. – Bylo mi bardzo milo cie poznac, Tereso. Mam nadzieje, ze spedzisz tutaj przyjemne wakacje.

Uscisk reki wydawal sie jej troche nie na miejscu po wieczorze, jaki razem spedzili, ale bylaby zdziwiona, gdyby zachowal sie inaczej.

– Dziekuje za wszystko, Garrett. Mnie tez bylo milo ciebie poznac.

Usiadla za kierownica i przekrecila kluczyk w stacyjce. Garrett zatrzasnal drzwi i patrzyl, jak wrzuca bieg. Usmiechnela sie do niego po raz ostatni, zerknela we wsteczne lusterko i powoli wycofala samochod. Garrett pomachal jej, gdy ruszyla do przodu. Gdy wyjechala bezpiecznie na droge, odwrocil sie i poszedl w glab portu, zastanawiajac sie, dlaczego jest taki niespokojny.

Dwadziescia minut pozniej, kiedy Garrett konczyl sprzatanie na „Happenstance”, Teresa otworzyla drzwi do hotelowego pokoju i weszla do srodka. Rzucila swoje rzeczy na lozko i ruszyla do lazienki. Oplukala twarz zimna woda i zanim sie rozebrala, umyla zeby. Potem lezac w lozku przy swietle malej lampki stojacej na nocnym stoliku, przymknela oczy i zaczela rozmyslac o Garretcie.

Gdyby to David zabral ja na lodz, postapilby zupelnie inaczej. Przykroilby caly wieczor na miare czarujacego wizerunku, jaki mialby zamiar stworzyc. „Przez przypadek mam butelke wina, moze chcialabys wypic kieliszek?” Na pewno mowilby wiecej o sobie. Robilby to bardzo umiejetnie. David doskonale orientowal sie, kiedy pewnosc siebie zamieniala sie w arogancje, i umial sie powstrzymac przed przekroczeniem tej granicy. Dopoki nie poznalo sie go lepiej, trudno bylo sie zorientowac, ze stosuje rozne sztuczki, aby wywrzec jak najlepsze wrazenie. Od samego poczatku wiedziala, ze Garrett nie udaje. Byl naturalny i szczery. Uznala, ze intryguje ja jego zachowanie. Czy postapila wlasciwie? Nie byla tego pewna. Jej dzialania zbyt przypominaly manipulacje. Nie chciala tak o sobie myslec.

Juz sie stalo. Podjela decyzje i nie mogla jej zmienic. Zgasila lampe. Gdy wzrok przyzwyczail sie do ciemnosci, popatrzyla w kierunku rozsunietych zaslon. Rogal ksiezyca juz byl na niebie, blade swiatlo padalo na poduszke. Patrzyla na ksiezyc, nie mogac odwrocic spojrzenia, az odprezyla sie i zamknela oczy.

Rozdzial siodmy

– Co sie wtedy stalo?

Jeb Blake pochylil sie nad filizanka kawy. Zblizal sie do siedemdziesiatki, a nadal byl szczuply i wysoki, moze troche za chudy. Mial mocno pobruzdzona twarz. Przerzedzone wlosy byly niemal biale, a jablko Adama wystawalo z szyi niczym mala sliwka. Ramiona pokrywaly tatuaze, blizny i brazowe plamy. Kostki u rak byly jak zwykle opuchniete – pozostalosc lat spedzonych na kutrze. Gdyby nie spojrzenie, mozna by sadzic, ze to slaby, ciezko chory czlowiek. W rzeczywistosci bylo zupelnie inaczej. Prawie codziennie wychodzil do pracy, chociaz teraz wyruszal o swicie i wracal przed poludniem.

– Nic sie nie stalo. Wsiadla do samochodu i odjechala.

Zwijajac pierwszego z dwunastu papierosow, ktore mial zamiar wypalic tego dnia, Jeb popatrzyl na syna. Przed wielu laty pewien lekarz powiedzial mu, ze zabija sie, palac papierosy, ale poniewaz sam umarl na atak serca przed szescdziesiatka, Jeb przestal wierzyc lekarzom. Garrett uwazal, ze ojciec go przezyje.

– To chyba byla strata czasu, co?

Garretta zaskoczyla bezposredniosc ojca.

– Nie, tato. Spedzilem bardzo mily wieczor. Latwo sie z nia rozmawialo, bylo mi dobrze w jej towarzystwie.

– Ale nie masz zamiaru znowu sie z nia zobaczyc.

Garrett upil lyk kawy i pokrecil przeczaco glowa.

– Watpie. Jak juz ci wspominalem, przyjechala tu na wakacje.

– Na jak dlugo?

– Nie wiem. Nie spytalem.

– Dlaczego nie?

Garrett siegnal po pojemniczek ze smietanka i wlal jego zawartosc do kawy.

– Dlaczego tak cie to interesuje? Poplywalem wczoraj z kims i spedzilem mily wieczor. Nic wiecej nie mam ci do powiedzenia.

– Na pewno cos jeszcze moglbys mi powiedziec.

– Na przyklad?

– Czy ta randka sprawila ci dosc przyjemnosci, zebys znowu zaczal spotykac sie z ludzmi.

Garrett zamyslony mieszal kawe. O to wiec chodzilo. Przez lata przyzwyczail sie do tego, ze ojciec go wypytuje, ale tego ranka nie byl w nastroju, zeby wracac do starych spraw.

– Tato, juz to przerabialismy.

– Wiem, ale martwie sie o ciebie. Za duzo czasu spedzasz sam.

– Nie, nie spedzam.

– Alez tak – zaprzeczyl ojciec z zadziwiajaca lagodnoscia. – Jestes sam.

– Nie chce sie z toba sprzeczac, tato.

– Ja tez nie. Juz probowalem i nie dziala. – Jeb usmiechnal sie lekko. Po chwili sprobowal z innej beczki. – Jaka ona jest?

Garrett zastanowil sie chwile. Wbrew sobie wczoraj dlugo o niej myslal.

– Teresa? Atrakcyjna i inteligentna. Czarujaca na swoj sposob.

– Samotna?

– Tak mi sie zdaje. Rozwiodla sie i nie sadze, zeby sie ze mna umowila, gdyby przyjechala tu z kims.

Starszy pan uwaznie przygladal sie twarzy syna. Gdy Garrett umilkl, Jeb pochylil sie nad kawa.

– Spodobala ci sie, prawda?

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату