oczywiste, ze moglas sie o tym dowiedziec tylko ode mnie. Spieprzylabys mi kariere, jesli wolno mi uzyc tak dobitnego sformulowania.
– Nie badz melodramatyczny. Nie napisze ani linijki, przysiegam.
– Dochowasz tajemnicy?
– Mozesz spac spokojnie, przeciez jestem twoja siostra. Poza tym, ja szanuje tajemnice, takie sa reguly mojego zawodu.
– Ze tez przyszlo ci do glowy, zeby isc na dziennikarstwo!
– A co, wolalbys, zebym pracowala w policji?
– Dobrze juz, lepiej chodzmy na drinka. Znam jedno fajne miejsce, na pewno ci sie spodoba. To bardzo modny lokal, po powrocie do Barcelony bedziesz sie miala czym pochwalic.
– Cudownie, ale tak czy siak, moglbys bardziej mi ufac. Przydam wam sie! Obiecuje, ze nic nikomu nie powiem i nie napisze ani slowa. Uwielbiam takie historie!
– Ano, nie moge pozwolic, zebys wplatala mnie w sledztwo, z ktorym nie mam nic wspolnego. Zajmuja sie tym kompetentni ludzie z odpowiedniego wydzialu. Sciagnelabys mi na glowe klopoty, juz ci mowilem.
– Ale nikt sie nie dowie. Przysiegam! Prosze, zaufaj mi. Mam juz dosc pisania o polityce i tropienia skandali wsrod poslow. Wprawdzie nie narzekam, w pracy od poczatku idzie mi jak z platka, ale dotychczas nie natrafilam na zadna naprawde interesujaca historie, a to moze byc strzal w dziesiatke.
– Zapomnialas juz, ze przed chwila deklarowalas, ze mozna miec do ciebie zaufanie, a przede wszystkim, ze o tym nie napiszesz?
– I nie napisze!
– Wiec co miala znaczyc ta ostatnia kwestia?
– Proponuje uklad. Pozwolisz mi badac te sprawe na wlasna reke, nikomu o tym nie wspominajac. Powiem ci, co udalo mi sie ustalic, o ile cokolwiek znajde. Jesli jednak natrafie na jakis slad, ktory pomoze wam rozwiklac tajemnice wypadkow w kosciele, a sledztwo zakonczy sie sukcesem, poprosze, byscie pozwolili mi opisac wszystko, a przynajmniej czesc tej sprawy. Ale do konca sledztwa nie puszcze pary z ust.
– To niemozliwe.
– Dlaczego?
– Bo to nie moja sprawa. Nie moge i nie powinienem isc na zadne uklady ani z toba, ani z nikim innym. Co mi przyszlo do glowy, zeby zabrac cie na te kolacje do Valoniego!
– Nie zlosc sie, Santiago. Przeciez dobrze ci zycze i za nic w swiecie nie chcialabym ci zaszkodzic. Owszem, jestem dziennikarka, uwielbiam te prace, ale przede wszystkim liczysz sie ty, a ja nigdy nie przedkladam sukcesow zawodowych nad zaufanie ludzi, nigdy. A zwlaszcza zaufanie wlasnego brata.
– Chcialbym moc ci zaufac, Ano. Chce ci ufac. Nie mam innego wyjscia. Ale jutro wracasz do Hiszpanii. Nie powinnas sie tu krecic.
Niemy mezczyzna wpatrywal sie obojetnie w droge, po ktorej sunal sznur samochodow. Kierowca ciezarowki podwozacy go do Urfy wydawal sie niemy jak on. Odkad wyruszyli ze Stambulu, milczal jak zaklety. Odezwal sie tylko raz, kiedy przyszedl do domu, w ktorym niemowa na niego czekal.
– Jestem z Urfy, przyjechalem po Zafarina.
Jego opiekun wiedzial, o co chodzi, pokiwal glowa i wywolal Zafarina z pokoju. Zafarin rozpoznal czlowieka majacego eskortowac go do domu. Pochodzil z jego miasta, jeszcze jeden zaufany sluga Addaia.
Gospodarz wreczyl mu na droge torbe daktyli, pomarancze i dwie butelki wody i odprowadzil do zaparkowanego samochodu.
– Zafarinie – odezwal sie – ten czlowiek dowiezie cie do samego Addaia, mozna mu ufac. Jakie instrukcje dostales? – zwrocil sie do kierowcy.
– Ma jak najszybciej znalezc sie w miescie. Jego powrot nie moze zwrocic niczyjej uwagi.
– Musi tam dotrzec caly i zdrowy.
– Dojedzie bezpiecznie, zapewniam cie.
Zafarin rozsiadl sie wygodnie obok kierowcy. Mial nadzieje, ze ten przywiozl mu wiesci od Addaia, od rodziny, jakies plotki z miasta, on jednak skupil sie wylacznie na drodze, prowadzac w zupelnej ciszy. Od czasu do czasu pytal, czy pasazer nie jest glodny albo czy nie chce isc do toalety, i to wszystko.
Na twarzy kierowcy widac bylo zmeczenie wieloma godzinami jazdy. Zafarin zaproponowal mu na migi, ze zmieni go za kierownica, lecz ten odmowil.
– Juz niedaleko, a ja wole uniknac problemow. Addai nie wybaczylby mi, gdybym zrobil jakies glupstwo, a ty, jak slyszalem, ostatnio sie nie popisales.
Zafarin zacisnal zeby. Ryzykowal zycie, a ten gbur wyrzuca mu, ze sie nie popisal! Co on moze wiedziec o niebezpieczenstwie, na jakie narazal sie on i jego towarzysze?
Ruch na drodze wzmagal sie z godziny na godzine. E-24 to jedna z najbardziej uczeszczanych tras w Turcji, prowadzi do Iraku, na pola naftowe. Roi sie tu od samochodow cywilnych i pojazdow wojskowych, ktore patroluja granice turecko-syryjska. Szukajacych kurdyjskich partyzantow dzialajacych w tym regionie.
Juz za godzine bedzie w domu. W tej chwili tylko to sie liczy.
– Zafarin, Zafarin!
Lamiacy sie ze wzruszenia glos matki brzmial w jego uszach jak niebianska muzyka. Stala przed nim, drobna i wysuszona, w chuscie na glowie. To ona rzadzila w domu. Nikt nie odwazyl sie jej sprzeciwic.
Jego zona, Ajat, miala lzy w oczach. Blagala go, by nie jechal, by nie podejmowal sie tego zadania. Jak jednak sprzeciwic sie rozkazom Addaia? Ojciec i matka wstydziliby sie przed cala wspolnota.
Wysiadl z ciezarowki i w jednej chwili Ajat zarzucila mu ramiona na szyje, podczas gdy matka obejmowala go z drugiej strony, zazdrosna o usciski synowej. Objeli sie cala trojka, a kiedy Zafarin poczul jeszcze sile chlopskich rak swojego ojca, dal sie poniesc wzruszeniu i zaplakal. Przypomnialy mu sie dawne lata, gdy byl malym chlopcem i wracal do domu z podrapana twarza i sincami po bojce na ulicy lub w szkole.
Ojciec go wtedy pocieszal. Zawsze dawal mu poczucie bezpieczenstwa, pewnosc, ze Zafarin moze na niego liczyc; niech sie dzieje co chce, ojciec jest po to, by go bronic. Teraz zas Zafarin zdal sobie sprawe, ze bedzie potrzebowal jego wsparcia, kiedy nadejdzie chwila, by stanac przed Addaiem. Tak, Addai wzbudzal w nim strach.
Ogrod otaczajacy neoklasycystyczny dom oswietlony byl jasniej niz zwykle. Policjanci z calego okregu i agenci tajnych sluzb rywalizowali w trosce o bezpieczenstwo gosci przybylych na to ekskluzywne przyjecie. Na liscie osob, do ktorych trafily zaproszenia, figurowal prezydent Stanow Zjednoczonych z malzonka, podobnie zreszta jak minister skarbu, minister obrony narodowej, wielu senatorow i wplywowych kongresmanow, republikanow i demokratow, nie liczac prezesow wiodacych korporacji i koncernow amerykanskich i europejskich, oraz tuzina bankierow, grupy prawnikow z najwazniejszych kancelarii, lekarzy i licznych osobistosci swiata nauki.
Mary Stuart obchodzila piecdziesiate urodziny, a jej maz, James, chcial ja uhonorowac przyjeciem, ktore zgromadzi wszystkich przyjaciol.
W gruncie rzeczy, myslala Mary, ci wszyscy goscie to raczej dobrzy znajomi, a nie przyjaciele. Oczywiscie nie podzielila sie tym spostrzezeniem z Jamesem, bo nie chciala robic mu przykrosci, ona jednak wolalaby inna niespodzianke, na przyklad podroz do Wloch, bez pospiechu i towarzyskich zobowiazan. Ach, gdyby tak mogli zgubic sie w Toskanii, gdzie trzydziesci lat temu spedzili miesiac miodowy. Taki pomysl jednak nigdy nie przyszedlby Jamesowi do glowy.
– Umberto!
– Mary, moja droga, wszystkiego najlepszego!
– Nie wyobrazasz sobie, jaka to dla nas radosc, znow cie widziec!
– Najwieksza radosc sprawil mi James, wyrozniajac mnie zaproszeniem na to przyjecie. Prosze, mam nadzieje, ze ci sie spodoba.
Mezczyzna wreczyl jej pudeleczko owiniete w bialy blyszczacy papier.
– Niepotrzebnie zawracales sobie glowe…