James Stuart podszedl do D’Alaquy, by przedstawic go innym gosciom. Lisa byla niepocieszona, z przyjemnoscia porozmawialaby dluzej z mezczyzna odnotowanym w aktach Valoniego. Kiedy opowie Johnowi o tym spotkaniu, na pewno jej nie uwierzy. A Marco? Alez bedzie zaskoczony! Rozesmiala sie w duchu, gratulujac sobie intuicji, kiedy przyjmowala zaproszenie Jamesa na niespodzianke urodzinowa dla zony.
Zaswital jej pewien pomysl. Kiedy Mary przyjedzie do Rzymu, wydadza kolacje, na ktora zaprosza rowniez D’Alaque i Valoniego. Oczywiscie moze sie zdarzyc, ze D’Alaqua poczuje sie niezrecznie, a Mary sie na nia pogniewa. Musi o tym jeszcze porozmawiac z siostrzenica. Razem uloza liste gosci.
Mlody sluzacy plakal ze strachu. Twarz Marcjusza zalana byla krwia. Drugi sluga puscil sie biegiem na poszukiwanie Josara, by powiadomic go o tym, co uczynil architekt.
Josar i Tadeusz nie byli zaskoczeni straszna nowina.
– …wtedy rozlegl sie przerazliwy krzyk – opowiadal sluzacy, drzac. – A kiedy wbieglismy do izby Marcjusza, ten lezal w kaluzy krwi, a obok niego odciety jezyk. Wciaz trzymal w reku ostry sztylet, ktorym go sobie obcial. Stracil przytomnosc, nie wiemy co robic. Ostrzegal nas, ze tej nocy cos sie wydarzy i uspokajal, bysmy sie nie lekali, cokolwiek ujrzymy. Ale, na Boga, zeby tak sie okaleczac! Dlaczego? Po co?!
Josar i Tadeusz starali sie uspokoic chlopaka, odchodzacego ze strachu od zmyslow. Natychmiast ruszyli do domu Marcjusza. Znalezli przyjaciela nieprzytomnego, lezacego na lozku w zakrwawionej poscieli. Obok siedzial inny sluzacy, zawodzac i rozdzierajac szaty.
– Uspokojcie sie! – rozkazal Josar. – Wkrotce przybedzie medyk i opatrzy Marcjusza. Musicie byc silni. Nie moze was pokonac strach ani zal, w przeciwnym razie zycie waszego pana zawisnie na wlosku.
Kiedy nadszedl medyk, kazal wszystkim wyjsc z izby i zostal sam z pomocnikiem.
– Juz po wszystkim – oznajmil, kiedy wreszcie wyszedl. – Marcjusz odpoczywa. Chcialbym, by przez kilka dni pozostal w polsnie, trzeba mu podawac te krople rozpuszczone w wodzie. Usmierza bol i bedzie spal spokojnie, dopoki rana sie nie zablizni.
– Musimy poprosic cie o przysluge – odezwal sie Tadeusz. – My rowniez chcemy pozbyc sie jezykow.
Medyk, ktory podobnie jak oni byl chrzescijaninem, popatrzyl na nich zdumiony.
– Nasz Pan, Jezus Chrystus, nie godzilby sie na to… zaczal.
– Musimy poswiecic jezyki, bo to jedyny sposob, by Maanu nie zmusil nas do mowienia – wyjasnil Josar. – Bedzie nas torturowal, by dowiedziec sie, gdzie ukryty jest calun Jezusa. My tego nie wiemy, ale moglibysmy zdradzic cos, co narazi na niebezpieczenstwo czlowieka, ktory wie wszystko. Nie chcemy uciekac, pragniemy zostac z naszymi bracmi, bo musisz wiedziec, ze ofiara gniewu Maanu padna wszyscy chrzescijanie.
– Pomoz nam, prosze – nalegal Tadeusz. – Nie mamy tyle odwagi, co Marcjusz…
– Wasze prosby sprzeciwiaja sie prawom boskim. Moim obowiazkiem jest przywracanie zdrowia chorym, nie wolno mi okaleczyc zadnej ludzkiej istoty.
– Wiec zrobimy to sami – oswiadczyl Josar.
Jego zdecydowanie przekonalo medyka.
Najpierw udali sie do domu Tadeusza, gdzie lekarz zmieszal z woda zawartosc malej buteleczki. Kiedy Tadeusz zasnal, lekarz poprosil Josara, by wyszedl z komnaty i udal sie do swego domu. On wkrotce do niego przyjdzie.
Josar niecierpliwie oczekiwal na przybycie medyka. Ten wszedl do domu przygarbiony i smutny.
– Poloz sie na lozku i wypij to – polecil Josarowi. – Zaraz zasniesz. Kiedy sie obudzisz, nie bedziesz mogl mowic.
Niech Bog mi wybaczy.
– Juz ci wybaczyl – szepnal Josar.
Wiadomosc o smierci Abgara dotarla juz do kazdego zakatka palacu. Krolowa spodziewala sie, ze wkrotce w drzwiach krolewskiej komnaty stanie jej syn.
Sluzacy wraz z medykami przygotowali cialo Abgara do wystawienia na widok publiczny. Krol poprosil ich, by zmowili modlitwe za jego dusze, zanim pochowaja jego szczatki w krolewskim grobowcu.
Nie wiedziala, czy Maanu pozwoli na chrzescijanski pochowek, lecz byla gotowa o to walczyc.
Przez wszystkie godziny, ktore spedzila w samotnosci, czuwajac przy ciele meza, zastanawiala sie, czym sobie zasluzyla na nienawisc syna. Znalazla odpowiedz. Tak naprawde znala ja od dawna, chociaz nigdy, az do dzisiejszej nocy, nie miala odwagi przyznac tego sama przed soba.
Nie byla dobra matka. Nie, nie byla nia. To Abgar dostal cala jej milosc, nie pozwolila, by ktos czy cos, nawet jej dzieci, odsunal ja chocby na chwile od krolewskiego boku.
Oprocz Maanu wydala na swiat jeszcze czterech synow i trzy corki. Jeden z chlopcow zmarl wkrotce po urodzeniu.
O corki nie musiala sie martwic. Byly spokojne, grzeczne, szybko wydali je za maz, by wzmocnic sojusze z innymi krolestwami. Nie tesknila za nimi, najwazniejsza byla jej milosc do meza.
Dlatego cierpiala w milczeniu, choc rozdzieral ja bol, gdy krol zakochal sie w Ani, tancerce, ktora zarazila go smiertelna choroba. Nie pozwolila, by z jej ust wyrwalo sie choc slowo wyrzutu, by cokolwiek zepsulo jej zwiazek z krolem.
Nie miala czasu dla Maanu, tak pochlanialo ja uczucie do meza.
Teraz czekala ja smierc, byla pewna, ze Maanu nie daruje jej zycia. Byla taka samolubna! Czy Bog jej wybaczy?
Na korytarzu rozlegly sie energiczne kroki i gniewny glos Maanu:
– Chce zobaczyc mojego ojca!
– Krol umarl – odpowiedzial straznik.
– Wiec zostalem wladca Edessy – stwierdzil zimno. – Marwuz! Wyprowadz krolowa.
– Nie synu, jeszcze nie. Moje zycie jest w twoich rekach, najpierw jednak pogrzebiemy Abgara jak krola. Pozwol mi wypelnic jego ostatnia wole.
Do nastepcy tronu na uginajacych sie nogach podszedl Tycjusz, wyciagajac w jego strone zwoj pergaminu.
– Moj krol, Abgar, podyktowal mi swe ostatnie zyczenia – powiedzial cicho skryba.
Marwuz szepnal cos do ucha Maanu, ten omiotl wzrokiem komnate i zobaczyl, ze sluzacy, skrybowie, medyk, straze i dworzanie przygladaja sie tej scenie w pelnym napiecia oczekiwaniu. Nie moze pozwolic, by poniosla go nienawisc, nie moze zrazic do siebie przyszlych poddanych, bo zaczna szemrac i knuc przeciwko niemu. W tej chwili dotarlo do niego, ze matka znow nad nim goruje. Zapragnal ja zabic, tu, na miejscu, wlasnymi rekami, musial jednak zaczekac i pochowac swojego ojca, jak przystalo na krola.
– Czytaj wiec, Tycjuszu – rozkazal.
Skryba drzacym z przejecia glosem powoli odczytal ostatnia wole Abgara. Maanu przelykal sline, czerwony z gniewu i bezsilnosci.
Abgar rozkazal, by urzadzono mu chrzescijanski pochowek i by caly dwor modlil sie za jego dusze. Na nabozenstwo powinien stawic sie Maanu, towarzyszac matce.
Przez trzy dni i trzy noce jego cialo ma spoczywac w pierwszej swiatyni. Nastepnie orszak, prowadzony przez Maanu i krolowa, uda sie do krolewskiego grobowca.
Tycjusz czul, ze glos wieznie mu w gardle. Popatrzyl na krolowa, potem na Maanu. Z fald szaty wyjal kolejny pergamin.
– Jesli pozwolisz, panie, przeczytam rowniez, jakie dyspozycje zostawil Abgar swemu nastepcy.
Przez pelna ludzi komnate przebiegl szmer zaskoczenia.
Maanu zazgrzytal zebami, myslac, ze ojciec nawet po smierci nie daje mu spokoju.
Ja, Abgar, krol Edessy, rozkazuje memu synowi, Maanu, nastepcy tronu, by szanowal chrzescijan, zezwalajac im na trwanie przy ich praktykach religijnych. Czynie go rowniez odpowiedzialnym za bezpieczenstwo jego matki, krolowej, ktorej zycie jest mi tak drogie. Krolowa moze wybrac miejsce, w ktorym zechce zamieszkac, bedzie traktowana z szacunkiem, niczego jej nie zabraknie.