istotna zmiana. Mam zamiar zburzyc to wszystko. Dostarczam naszemu Hertugowi informacji, ktore do tej pory posiadaly poszczegolne plemiona, jak tez kupe najrozmaitszych dzyngsow, o jakich nie mieli zielonego pojecia. Zniszczy to dotychczasowa rownowage, ktora sprawiala, ze te wojujace bandy dysponowaly mniej wiecej identyczna sila, a jezeli Hertug poprowadzi wojne we wlasciwy, to znaczy moj sposob, zalatwi je po kolei, jednego po drugim…
— Wojne? — zapytal Mikah. Jego nozdrza rozdely sie, w oczach znow zaplonal dawny plomien. — Powiedziales wojne?
— Otoz to — wojne — odparl Jason pociagajac ze szklanki. Upojony wlasnymi wizjami i niezle podciety gorzala domowej produkcji nie zauwazyl tych ostrzegawczych sygnalow. — Jak juz ktos powiedzial, nie sposob zrobic omletu nie rozbijajac jajek. Jezeli ten swiat zostanie pozostawiony na pastwe losu, bedzie krazyl sobie po orbicie, a dziewiecdziesiat dziewiec procent jego mieszkancow bedzie skazane na choroby, nedze, brud, nieszczescia, niewolnictwo i tak dalej. Mam zamiar rozpoczac wojne — sympatyczna, czysciutka i naukowa wojne, ktora zlikwiduje cala konkurencje. Kiedy sie skonczy, dla wszystkich bedzie to o wiele lepsze miejsce do zycia. Hertug zalatwi wszystkie pozostale bandy i zostanie dyktatorem. Praca, ktora wykonuje, przerasta mozliwosci dawnych sciuloj i dlatego angazuje do niej niewolnikow i szkole mlodszych technikow z kregow rodziny. Kiedy to zakoncze, nastapi skrzyzowanie roznych galezi wiedzy i rewolucja techniczna rozkreci sie na dobre. Droga odwrotu zostanie zamknieta, poniewaz stare obyczaje sie juz przezyly. Maszyny, kapital, przedsiebiorcy, wypoczynek, sztuka…
— Jestes potworem! — wykrztusil Mikah przez zacisniete zeby. — By zaspokoic swoja proznosc, jestes nawet gotow rozpoczac wojne i skazac tysiace niewinnych istot na smierc. Powstrzymam cie, chocby za cene mego zycia!
— Co mowisz? — wybelkotal Jason unoszac glowe. Zdrzemnal sie, pokonany przez zmeczenie i ukolysany teczowymi wizjami.
Ale Mikah nie odpowiedzial. Odwrocil sie i schylil nad aparatem destylacyjnym. Twarz mial zaczerwieniona, przygryzal dolna warge tak silnie, ze waski strumyczek krwi splywal mu po podbrodku. W koncu nauczyl sie, ze w pewnych sytuacjach warto jest zachowac milczenie, chocby zwiazany z tym wysilek nieomal go zabijal.
W podworcu twierdzy Perssonoj znajdowal sie wielki, kamienny zbiornik wypelniony woda przepompowywana z barek. Tu spotykali sie niewolnicy przychodzac po wode i tu wlasnie znajdowalo sie centrum plotek i intryg. Mikah czekal W kolejce, by napelnic wiadro woda plynaca z kranu, a jednoczesnie uwaznie wpatrywal sie w twarze innych niewolnikow poszukujac tego, ktory zaczepil go kilka tygodni wczesniej i ktorego wowczas zignorowal. Wreszcie zobaczyl go, jak niesie kawalek drewna i podszedl do niego.
— Pomoge — szepnal Mikah mijajac go. Niewolnik usmiechnal sie krzywo.
— Wreszcie zmadrzales. Wszystko zostanie przygotowane.
Nadeszla pelnia lata. Dni byly gorace, wilgotne i dopiero po zmierzchu powietrze stawalo sie nieco chlodniejsze. Prace Jasona nad katapulta parowa osiagnely juz stadium prob. W ostatniej chwili postanowil, ze przeprowadzi testy dopiero wieczorem, gdyz zar buchajacy od kotla byl za dnia nie do zniesienia.
Mikah poszedl po wode, by napelnic nia zbiornik w kuchni — zapomnial zrobic to wczesniej — i Jason nie dostrzegl go, gdy schodzil po obiedzie do swej pracowni. Asystenci utrzymali ogien pod kotlem i wlasciwe cisnienie pary — proby sie rozpoczely. Syk uciekajacej pary, halasujaca maszyneria sprawily, ze pierwszym znakiem, iz cos jest nie tak, byl widok zolnierza w skrwawionej kurtce, ze strzala sterczaca w ramieniu, ktory krzyczac wpadl do warsztatu.
— Trozelligoj, atakuja!
Jason zaczal wykrzykiwac polecenia, ale zostal zupelnie zignorowany. Wszyscy rzucili sie do drzwi. Klnac dziko zatrzymal sie wystarczajaco dlugo w warsztacie, by wygasic ogien i spuscic pare z kotla. Potem podazyl w slad za innymi. Po drodze minal polke z okazowym egzemplarzem doswiadczalnej broni i nie zatrzymujac sie, schwycil niedawno skonstruowany morgensztern — gruba rekojesc, do ktorej na lancuchu przymocowana byla kula z brazu nabijana stalowymi kolcami.
Ciemnymi korytarzami pobiegl w strone odleglych nawolywan, ktore zdawaly sie dobiegac z podworca. Gdy mijal schody prowadzace na gorne pietra, odniosl niejasne wrazenie, ze z wyzszych kondygnacji dobiega go jakis halas i stlumiony okrzyk. Kiedy dotarl do szerokiego glownego wejscia prowadzacego na podworzec, dostrzegl, ze walka dobiega konca i zostanie wygrana bez jego pomocy.
Lampy hakowe zalewaly podworzec ostrym swiatlem. Morska brama prowadzaca do basenu byla czesciowo rozwalona przez barke o ostro zakonczonym dziobie, wciaz jeszcze tkwiacym w zdruzgotanych wrotach. Trozelligoj, nie mogac przedostac sie na podworzec, zaatakowali wzdluz murow i zlikwidowali wiekszosc broniacych sie tam straznikow. Zanim jednak osiagneli podworzec i zdolali sprowadzic posilki zza muru, kontratak przebudzonych obroncow powstrzymal ich. Osiagniecie sukcesu stalo sie juz niemozliwe i Trozelligoj wycofywali sie wolno, prowadzac walki oslonowe. Ludzie wciaz jeszcze gineli, ale bitwa byla juz zakonczona. W wodzie unosily sie ciala, przewaznie naszpikowane beltami z kusz, wynoszono rannych. Dla Jasona nie bylo juz nic do roboty i mimowolnie zaczal zastanawiac sie, co za sens mial ten atak o polnocy.
W tej samej chwili ogarnelo go przeczucie dalszych klopotow. Atak zostal odparty, ale mimo wszystko czul, ze cos, cos waznego, jest nie tak. Wtedy wlasnie przypomnial sobie odglosy dobiegajace z klatki schodowej — ciezkie kroki i brzek broni. I okrzyk — urwany nagle. Kiedy slyszal te dzwieki, nie przydal im zadnego znaczenia. Nawet gdyby sie nad nimi wowczas zastanawial, uznalby, ze to dalsi zolnierze spiesza do walki.
— Ale przeciez wyszedlem ostatni! Nikt po mnie nie schodzil po schodach! — Mowiac to, podbiegl do schodow i popedzil do gory, przeskakujac po trzy stopnie.
Gdzies z gory dobiegl loskot i dzwiek metalu uderzajacego o kamien. Jason wpadl do holu, potknal sie o lezace cialo i uzmyslowil sobie, ze odglosy walki dobiegaja z jego pokojow.
Wewnatrz byl dom wariatow i rzeznia zarazem. Ocalala tylko jedna lampa i w jej migocacym swietle zolnierze potykali sie o szczatki mebli, walczyli i gineli.
Wypelnione walczacymi ludzmi pomieszczenia jakby zmalaly i Jason przeskoczyl przez splatane w smiertelnym uscisku zwloki, by wesprzec rzednace szeregi Perssonoj.
— Ijale! Gdzie jestes? — zawolal i wyrznal morgensz-ternem w helm szarzujacego zolnierza. Napastnik upadl, przewracajac sasiada i Jason wdarl sie w powstala luke.
— To on! — krzyknal czyjs glos z tylnych szeregow Trozelligoj i niemal wszyscy atakujacy rzucili sie na niego. Bylo ich tak wielu, ze przeszkadzali sobie nawzajem. Nacierali z szalencza furia. Starali sie go obezwladnic, podciac mu nogi lub przestrzelic ramie. Uderzenie mieczem, ktorego nie zdolal sparowac, rozcielo mu udo, ramie bolalo go od wysilku, z jakim wymachiwal morgenszternem, tworzac przed soba smiercionosna zaslone. Widzial przed soba jedynie atakujacych go, zdesperowanych ludzi i nie zdawal sobie sprawy, ze wiesc o napadzie juz sie rozniosla. Obroncom przybyly posilki i zolnierze przed nim zostali zmieceni przez fale Perssonoj.
Jason otarl rekawem pot z czola i na drzacych nogach ruszyl za nimi. Zaplonely nowe pochodnie i w ich swietle dostrzegl, ze nieliczni napastnicy bronia sie ramie przy ramieniu oslaniajac pozostalych, przeciskajacych sie przez okna wychodzace na kanal. Jego pieczolowicie zalozone szyby zamienily sie w potluczone odlamki, we framugi i sciany wbite byly haki z umocowanymi do nich grubymi linami.
Wbiegl oddzial kusznikow i wystrzelal ostatnich zolnierzy z ariergardy. Jason podbiegl do okna. Ciemne ksztalty znikaly, goraczkowo spelzajac po sznurowych drabinkach. Wrzeszczacy zwyciezcy zaczeli przecinac liny, ale Jason odtracil ich wolajac: — Nie, za nimi! — Przelozyl noge przez framuge okna. Schodzil po kolyszacej sie drabince, zaciskajac w zebach rekojesc morgenszterna i klnac pod nosem umykajace szczeble.
Gdy dotarl na dol, zobaczyl zanurzone w wodzie konce drabin i uslyszal niknacy w ciemnosciach odglos pospiesznego wioslowania. I nagle do jego swiadomosci dotarl bol w zranionej nodze i uczucie calkowitego wyczerpania. Nie mial zamiaru probowac wspinac sie z powrotem na gore.
— Niech przysla tu lodz! — powiedzial zolnierzowi, ktory podazal za nim po drabince. Wisial, trzymajac sie ramieniem szczebelka az do chwili, kiedy pojawila sie lodz. Na jej dziobie, z obnazonym mieczem w dloni, stal Hertug we wlasnej osobie.
— Co to byl za atak? O co tu chodzilo? — zapytal. Jason z trudem przedostal sie do lodki i ciezko opadl na lawke.
— Teraz jest to oczywiste. Caly ten atak zostal zorganizowany po to, zeby mnie porwac.
— Co? To niemozliwe…
— Mozliwe, mozliwe, jezeli zastanowisz sie przez chwile. Atak na morska brame wcale nie mial sie udac. Powinien byl tylko odwrocic uwage, a w tym samym czasie druga grupa miala mnie porwac. Cale szczescie, ze