— To sformulowanie jest nie do przyjecia i moge to udowodnic. — Jason wskazal ksiazki stojace w bibliotece. — Moge to udowodnic uzywajac panskich wlasnych ksiazek, jednego z tych czytadelek na tej polce. Nie, nie Tomasz z Akwinu — zbyt gruby. O, ten tomik ze slowem “Luli” na grzbiecie. Czy to “Ksiega Zakonu Rycerskiego” Ramona Lulla?
Mikah wytrzeszczyl oczy. — Znasz te ksiazke? Znane ci sa prace Lulla?
— Oczywiscie — oznajmil Jason z bezceremonialna pewnoscia siebie, ktorej zreszta wcale nie czul. Byla to jedyna ksiazka w tym zbiorze, ktora kiedys czytal. Zapamietal ja tylko dzieki temu dziwacznemu tytulowi. — Prosze mi ja dac, a wtedy pokaze, o co mi chodzi.
— Widzac jego niezmiennie naturalny sposob bycia, trudno bylo przypuszczac, ze jest to wlasnie chwila, do ktorej przez caly czas ostroznie dazyl. Wypil lyk herbaty w najmniejszym stopniu nie zdradzajac swojego napiecia.
Mikah Samon zdjal ksiazke i podal mu ja.
Jason przerzucal kartki, mowiac bez przerwy.
— Tak…, tak… to doskonale pasuje. Niemal idealny przyklad panskiego sposobu myslenia. Czy lubi pan czytac Lulla?
— Niezwykle inspirujacy! — odparl Mikah z blyszczacymi oczyma. — W kazdej linijce jest zawarte Piekno i Prawdy, o ktorych zapomnielismy w gonitwie wspolczesnego zycia. Jest to dowod istnienia wzajemnych zwiazkow pomiedzy Mistycznym a Konkretnym i pojednanie tych pojec. Dzieki swej absolutnej logice, manewrujac symbolami wyjasnia wszystko.
— Nie udowadnia niczego — oznajmil Jason z naciskiem. — Bawi sie tylko slowami. Bierze jakies slowo, nadaje mu abstrakcyjna i nieprawdziwa wartosc, a potem udowadnia te wartosc odnoszac ja do innych slow o rownie mglawicowych antecedencjach. Jego fakty wcale nie sa faktami, lecz jedynie dzwiekami bez znaczenia. To wlasnie jest ow kluczowy punkt, w ktorym roznia sie nasze wszechswiaty — panski i moj. Zyje pan w tym swiecie nic nie znaczacych i nie istniejacych faktow. Moj swiat zawiera fakty, ktore mozna zwazyc, wyprobowac, udowodnic, odniesc w logiczny sposob do innych faktow. Moje fakty sa nie do podwazenia i bezdyskusyjne. One istnieja.
— Pokaz mi jeden z tych twoich niepodwazalnych faktow — stwierdzil Mikah glosem, ktory byl o wiele spokojniejszy od glosu Jasona.
— O, tam — odparl Jason. — Duza, zielona ksiazka nad konsola komputera. Zawiera fakty, ktore nawet pan uzna za prawdziwe… Zjem kazda karte, jezeli bedzie inaczej. Prosze mi ja podac. — Mowil rozgniewanym tonem, rzucajac zbyt zuchwale stwierdzenia i Mikah wpadl w zastawiona pulapke. Podal Jasonowi ksiazke, trzymajac ja oburacz. Byla bardzo gruba, oprawna w metal i ciezka.
— Teraz prosze posluchac uwaznie i sprobowac to zrozumiec, nawet jezeli bedzie to trudne — powiedzial Jason otwierajac ksiege. Mikah usmiechnal sie kwasno, slyszac jak zarzuca, mu ignorancje. — To tabele efemeryd gwiezdnych, wypelnione faktami jak jajko bialkiem i zoltkiem. Na swoj sposob jest to historia ludzkosci. Prosze teraz spojrzec na ekran kontroli lotu w podprzestrzeni, a zobaczy pan, o co mi chodzi. Widzi pan pozioma zielona linie? To nasz kurs.
— Skoro jest to moj statek i ja go pilotuje, to jestem swiadom tego faktu — odparl Mikah. — Slucham twoich dowodow.
— Prosze dobrze uwazac — ciagnal Jason. — Probuje to przedstawic w prostej formie. Z kolei czerwona kropka na zielonej linii oznacza pozycje naszego statku. Cyfra powyzej oznacza nasz nastepny punkt nawigacyjny, miejsce, w ktorym pole grawitacyjne gwiazdy jest wystarczajaco silne, by wykryc je z podprzestrzeni. Jest to oznaczenie kodowe gwiazdy — BD89-046-229. Zagladam do ksiazki — szybko przerzucil kartki — i odnajduje jej opis. Nie nazwe. Po prostu szereg zakodowanych symboli, ktore jednak wiele moga nam powiedziec. Ten maly znaczek informuje, ze jest tam planeta lub planety, a na nich sa warunki, w ktorych zyc moze czlowiek. Nie informuje jednak, czy zyja tam ludzi.
— Do czego zmierzasz? — zapytal Mikah.
— Cierpliwosci, zaraz pan zobaczy. Spojrzmy teraz na ekran. Zielona kropka, ktora zbliza sie po linii kursowej to PNZ — Punkt Najwiekszego Zblizenia. Kiedy czerwona i zielona kropka naloza sie na siebie…
— Oddaj mi ksiazke — rozkazal Mikah robiac krok do przodu. Nagle zorientowal sie, ze cos jest nie tak. Spoznil sie jednak o wlos.
— Oto twoj dowod — zawolal Jason i cisnal ciezka ksiege w delikatne obwody, ukryte za ekranem podprzestrzeni. Zanim doleciala do celu, cisnal nastepna. Rozlegl sie brzeczacy huk, blysnely plomienie i zatrzeszczaly zwarcia w obwodach.
Poklad pochylil sie gwaltownie, gdy zlacza rozwarly sie, przerzucajac statek do przestrzeni liniowej.
Mikah mruknal z bolu, wtloczony w podloge gwaltownoscia tego przejscia. Uwieziony w swym fotelu Jason staral sie opanowac wyprawiajacy dzikie harce zoladek i ciemnosc przed oczyma. Gdy Mikah powoli dzwigal sie z podlogi, Jason wycelowal starannie i cisnal tace wraz z talerzami w dymiace zwloki komputera nawigacji w podprzestrzeni.
— Oto panski fakt — oznajmil z radosnym triumfem w glosie. — Ten niepodwazalny, zlocony i platynowy fakt! Juz nie lecimy na Cassylie!
Rozdzial 3
— Zabiles nas obu — rzekl Mikah. Jego twarz byla sciagnieta i blada, ale mowil calkowicie opanowanym glosem.
— Niezupelnie — odparl radosnie Jason. — Ale zalatwilem sterowanie podprzestrzenne i w zwiazku z tym nie mozemy leciec do innej gwiazdy. Poniewaz jednak nic zlego sie nie stalo zwyklemu napedowi miedzyplanetarnemu, mozemy wyladowac na jednej z tych planet — sam pan widzial, ze przynajmniej jedna z nich nadaje sie do zamieszkania.
— A tam naprawie naped podprzestrzenny i ruszymy w dalsza droge na Cassylie. Nic na tym nie zyskales.
— Byc moze — rzekl Jason najbardziej wymijajacym tonem, na jaki mogl sie zdobyc, nie mial bowiem najmniejszego zamiaru kontynuowac tej podrozy bez wzgledu na to, co na ten temat myslal Mikah Samon.
Jego straznik doszedl do tego samego wniosku.
— Poloz reke na oparciu — rozkazal i ponownie zatrzasnal uchwyt. Zachwial sie na nogach w chwili, gdy silniki sie wlaczyly i statek zmienil kierunek lotu.
— Co sie dzieje? — zapytal.
— Sterowanie awaryjne. Komputer pokladowy wie, ze stalo sie cos powaznego i zaczal dzialac. Moglby pan przejsc na reczne sterowanie, ale na razie nie zawracalbym sobie tym glowy. Statek wykorzystujac swoje czujniki i zgromadzona informacje da sobie z tym rade lepiej niz ktorykolwiek z nas. Odnajdzie planete, ktorej szukamy, wyznaczy kurs i dostarczy nas tam, tracac jak najmniej paliwa i czasu. Kiedy wejdziemy w atmosfere, bedzie pan mogl przejac stery i wyszukac miejsce do ladowania.
— Nie wierze w ani jedno twoje slowo — odparl Mikah ponuro. — Przejme stery i wysle sygnal na czestotliwosci alarmowej. Na pewno ktos mnie uslyszy.
Gdy tylko zrobil krok do przodu, statek zadygotal i wszystkie swiatla zgasly. W zapadlych ciemnosciach widac bylo plomienie migoczace za tablica przyrzadowa. Rozlegl sie syk gasnicy pianowej i ogien zniknal. Zapalily sie mdle swiatla awaryjne.
— Nie powinienem byl wrzucac tej ksiazki Ramona Lulla — stwierdzil Jason. — Byla ona rownie niestrawna dla statku jak i dla mnie.
— Jestes pozbawionym szacunku bluznierca — wycedzil Mikah przez zacisniete zeby, siadajac za sterami. — Chciales zabic nas obu. Nie szanujesz ani swego, ani mojego zycia. Jestes czlowiekiem zaslugujacym na najsurowsza kare przewidziana przez prawo.
— Jestem graczem — rozesmial sie Jason — i to nie takim zlym, jak pan twierdzi. Ryzykuje, ale tylko wtedy, gdy mam realne szanse. Wiozl mnie pan na pewna smierc. Najgorsze, co moze mnie spotkac, po tym jak zniszczylem sterowanie podprzestrzenne, to taki sam los. A wiec podjalem ryzyko. Oczywiscie, pan ponosi wieksze ryzyko, ale obawiam sie, ze nie wzialem tego pod uwage. W koncu, cala ta afera jest panskim pomyslem. Bedzie