Hrabina przypomniala sobie, jak bardzo lubila to zwierze. Jako dziecko mogla galopowac na nim cale popolu- dnie, odkrywajac nowe ziemie. Zabawka byla w niezlym stanie, a czerwone lejce i siodlo wygladaly jak nowe.
– Moge sie na nim przejechac? – poprosila Sarah. Kiedy Diana skinela glowa, uniosla falbany swojej spodki
nicy i usiadla na nim okrakiem. Nie „ujechala' jednak daleko, bo Charlie znalazl wlasnie nowa zabawke.
– Co to jest, lady Arradale? – spytal.
Sarah juz byla przy nich i patrzyla na drewniana! skrzynke, ktora rozpakowal wlasnie jej brat. Diana zmarszczyla czolo.
– Jesli dobrze pamietam, jest to magiczne pudelko. -Otworzyla drzwiczki. – Musicie patrzec do tego cylindra, zeby zobaczyc obraz.
Dzieci po kolei zagladaly do srodka.
– Nic nie widac – poskarzyla sie Nelly.
Diana odnalazla juz szufladke z ruchomymi dyskami i wsunela jeden do srodka.
– Musicie stanac blizej okna, chociaz najlepiej patrzec przy swiecy – instruowala dzieci.
– O, sa, ludzie – ucieszyl sie Charlie. – Ruszaja sie! Ruszaja! – krzyknal uradowany, kiedy Diana zakrecila korbka.
– Daj! Mi! Mi! – Siostry tez chcialy zobaczyc. Diana ustawila je w kolejce i pokazala, jak zrobic, zeby
ludziki poruszaly sie szybciej. Zwlaszcza Neli byla zachwycona zabawka.
– Jesli nie dasz mi jeszcze popatrzec, to wybiore cos za ciebie – zagrozil jej brat.
Dziewczynka odskoczyla jak oparzona od magicznego pudelka.
– Ani mi sie waz!
Natychmiast podbiegla do kolejnej zabawki i zaczela ja rozpakowywac.
– Ostroznie, Eleanor – upomniala ja Diana. Dziewczynka posluchala, chociaz jednoczesnie starala
sie jak najszybciej dostac do wnetrza paczki. Po chwili jej oczom ukazala sie porcelanowa twarzyczka.
– To lalka! – ucieszyla sie. – O, jaka wielka!
Przed nia stal chlopiec niemal naturalnej wielkosci. Plecami opieral sie o skale, a w rekach trzymal paleczki. Wygladal uk, jakby za chwile mial nimi uderzyc w swoj bebenek.
– Ma prawdziwe wlosy – zauwazyla Nelly. Dotknela jego jasnych kedziorow, ale z obawa cofnela reke. – I ubranie.
Dzieci wydawaly sie troche oniesmielone ta dziwna lalka. Zreszta Diana tez za nia nie przepadala, a jej matka traktowala dziwnego dobosza z wyrazna niechecia. Pewnie dlatego rodzice pozbyli sie lalki. Diana w ogole jej nie pamietala.
– Tam z tylu jest kluczyk – zaczela wyjasnienia. – Jesli przekrecicie go dwadziescia razy, zobaczycie, co sie stanie.
Najstarszy Charlie pokiwal glowa.
– Wiem, co to jest. To automat. Pamietacie, widzielismy takie u wujka Beya. Ma ich u siebie sporo.
Nie miala pojecia, ze Rothgar zbiera automaty. Bylo to dziwne, poniewaz markiz nie wygladal na kogos, kto lubi fcabawki. A te urzadzenia byly rzadkie i bardzo drogie.
Nelly nabrala troche odwagi i podeszla do lalki. Stanela z tylu i zaczela przekrecac kluczyk. Wszystkie dzieci liczyly.
– … siedem, osiem, dziewiec, dziesiec…
Kiedy doszly do dwudziestu, hrabina powiedziala: „uwaga' i opuscila dzwignie, ktora uruchamiala dobosza. Cos zgrzytnelo i mechaniczny chlopiec uklonil sie dzieciom.
– Ooo! – rozleglo sie dokola.
Jednak to nie bylo wszystko. Dobosz odwrocil glowe, zeby spojrzec na ptaka siedzacego na skale, a ten rozpostarl skrzydla i wydal z siebie zgrzytliwe, mechaniczne trele. Chlopiec zaczal mu towarzyszyc, wybijajac rytm paleczkami na bebenku. Co jakis czas podnosil glowe, jakby chcial sprawdzic, czy podoba sie publicznosci. W pewnym momencie jednak znieruchomial, a jego paleczki zawisly w powietrzu. Wygladal teraz inaczej niz przedtem. I tylko ptak przed koncem melodii zdolal zlozyc skrzydla. Na koniec cos okropnie zazgrzytalo, ale dzieci i tak zaklaskaly w rece.
– Wspaniale! Cudowne!
Diana skoczyla, zeby podniesc dzwignie. Pamietala, ze z jakichs wzgledow jest to nieslychanie wazne.
– Ojej – westchnela.
– Gratuluje odwagi – uslyszala za soba meski baryton. Natychmiast sie odwrocila i zobaczyla stojacego w drzwiach
markiza.
– Gratuluje odwagi – powtorzyl. – To niebezpieczne bawic sie taka lalka, bez wczesniejszego sprawdzenia mechanizmu. – Podszedl do nich, a nastepnie polozyl dlon na glowie dobosza. – Pauvre en fant. Panie pozwola.
Dziewczynki zachichotaly, kiedy uniosl delikatnie satynowy kaftan lalki. Oczom wszystkich ukazaly sie metalowe tryby i kolka, ktore laczyly sie z glownym mechanizmem znajdujacym sie w skale.
Markiz delikatnie badal wszystkie czesci urzadzenia.
– Jedna przekladnia zerwana – zwrocil sie do dzieci, a nie do niej. – Nie wolno go na razie uruchamiac, zanim nie sprawdzi sie wszystkiego dokladnie.
Opuscil chlopcu kaftan i podniosl sie z kleczek. Tym razem popatrzyl na hrabine.
– To piekny mechanizm, pani. Wykonany prawdopodobnie przez Vaucansona.
Diana tylko wzruszyla ramionami. Byc moze. Dostalam go na szoste urodziny i nigdy nie lubilam sie tym bawic. – Pogladzila Eleanor po glowce. -Obawiam sie, ze bedziesz musiala poszukac sobie czegos innego, kochanie.
Dziewczynka z wyrazna ulga zrezygnowala z dobosza i wkrotce znalazla drewniany teatrzyk z kompletna pacyn-kowa obsada do paru bajek.
• Jaki ladny! – ucieszyla sie Nelly. Pozostala dwojka tez byla zachwycona i wkrotce razem zaczeli sie zastanawiac, jaka sztuke zagrac.
– Chciales ze mna mowic, panie? – Diana zwrocila sie Rothgara.
W odpowiedzi pokrecil glowa.
– Chcialem sprawdzic, co robia dzieci – odparl. – Paskudna pogoda.
– Pewnie wywolalismy ja nasza wczorajsza rozmowa -rzucila z przekasem.
Markiz nie zareagowal na zlosliwosc. Wciaz przygladal sie mechanicznemu chlopcu, jakby probujac sobie cos przypomniec.
– Ciekawe, dlaczego tu stoi – rzekl w koncu. – Chyba wiesz, pani, ze jest bardzo cenny?
Hrabina raz jeszcze wzruszyla ramionami.
– Nigdy nie zastanawialam sie nad jego wartoscia. Nie przepadalam za nim w dziecinstwie, a moja matka wrecz go nie lubila.
– Pewnie dlatego, ze to chlopiec – zauwazyl. Diana jeszcze raz spojrzala na dobosza.
– To prawda, ze kupil go ojciec, ale nie sadze, zeby chcial jej dokuczyc – powiedziala z wahaniem. – Chodzilo raczej o to, ze jest jak zywy.
A moze o obie te rzeczy, dodala w mysli. Przeciez jej matka miala tylko jedno dziecko, i to w dodatku dziewczynke. Diana nigdy nie zastanawiala sie nad zwiazkiem rodzicow. Wydawal sie jej szczesliwy. Ale zapewne w nim rowniez nie brakowalo dramatow. Przypomniala sobie, ze jej prawdziwa edukacja zaczela sie, gdy miala juz dwanascie lat. Prawdopodobnie wtedy ojciec porzucil 'mysl o meskim potomku
Markiz uniosl delikatnie porcelanowa glowe chlopca. Z powodu uszkodzonego mechanizmu poruszyla sie wolno, jakby dobosz wahal sie, czy wykonac ten ruch. Zielone martwe oczy patrzyly teraz wprost na nich.
– Ladne dziecko – stwierdzil. – Podobne do ciebie, pani, z dziecinstwa. A w kazdym razie do tego portretu, ktory wisi w twojej dawnej sypialni.
Diana z zapartym tchem podeszla do zabawki. Markiz mial racje. Tylko jej wlosy byly inne, ciemniejsze.
Zamknela na chwile oczy, chcac sie uspokoic. Pomyslala o tym, co musiala czuc matka, widzac dobosza. Jak to dobrze, ze nie przywiazala sie do niego i ze rodzice tak szybko go schowali.
– To… straszne – wyjakala.
– Twoj ojciec, pani, pewnie uwazal to tylko za kaprys. Moze chcial wam zrobic przyjemnosc – podsunal jej Rothgar.