Czy markiz dzialal tak na wszystkie kobiety? Miala powody, by przypuszczac, ze nie. W koncu Rosa wybrala Branda, chociaz rownie dobrze mogla zdecydowac sie na Rothgara. Przeciez na poczatku nawet nie mowila o milosci, a tylko o pozadaniu. Markiz byl przeciez rownie pociagajacy jak jego bracia.
Bardziej, bardziej, dodala w mysli.
Wiele wskazywalo na to, ze kobiety szukaja tego jednego, wybranego mezczyzny. Niektore, tak jak Rosa, znajduja go bez trudu. Inne rezygnuja z poszukiwan. Jeszcze inne trafiaja na swoich wybranych, gdy juz jest za pozno. Czy to mozliwe, zeby markiz byl przeznaczony wlasnie jej? Jesli tak, musi sie go wyrzec. W imie wyzszych celow.
Diana usmiechnela sie do siebie. Zachowywala sie tak, jakby Rothgar juz sie jej oswiadczyl, a przeciez nawet slowem nie wspomnial o malzenstwie, a jesli tak, to tylko w sensie negatywnym.
To naprowadzilo ja na trzeci i ostatni punkt rozwazan. Markiz doskonale nadawal sie na kochanka! Diana czesto zastanawiala sie nad tym aspektem swoich znajomosci. Lubila oceniac, czy ten lub inny mezczyzna nadawalby sie na kochanka. W przypadku Rothgara, bylo oczywiste, ze tak.
Markiz mial nie tylko wspaniale cialo, lecz rowniez odpowiednia pozycje. Gdyby ich zwiazek jakos sie upublicznil, co zwykle nastepowalo przy tego rodzaju okazjach, nie musialaby sie niczego wstydzic. No, prawie niczego… Poza tym, dorownywal jej umiejetnosciami. Diana uwielbiala mierzyc sie z mezczyznami i bylo jej przykro, kiedy z powodu swoich czestych zwyciestw, spotykala sie z odmowa. A Rothgar z cala pewnoscia dotrzymalby jej pola.
Przez chwile wyobrazala sobie, ze stoi przed nia ze szpada. Nie wiedziec czemu byl nagi. Az zaparlo jej dech. To zadziwiajace, jak latwo mogla sobie wyimaginowac nagiego markiza!
Diana musiala odczekac chwile, zeby sie uspokoic. I wtedy naszla ja kolejna refleksja, ze Rothgar ze swoim mizoginizmem, byl tez najbezpieczniejszym z kochankow. Nawet, gdyby z jakiegos powodu postradala zmysly i blagala go, zeby sie z nia ozenil, on i tak by odmowil!
Jeszcze przez moment myslala o tym wszystkim, a potem rozesmiala sie nagle. Po co sie nad tym zastanawiac?! Przeciez markiz wyjedzie jutro i nie spotkaja sie juz nigdy.
Jesli cos ma sie zdarzyc, to dzisiejszej nocy.
Hrabina wstala i zaczela przechadzac sie po pokoju. Wyjrzala przez okno. Deszcz ustapil przygnebiajacej mzawce, poza tym nic sie nie zmienilo. Biedne dzieci, mu-si im powiedziec, ze moga zmienic zabawki.
Dzis w nocy!
Westchnela lekko. Nie, to niemozliwe.
Nagle przyszlo jej do glowy, ze powinna zajac sie goscmi Podeszla do drzwi i zastygla z dlonia na mosieznej klamce.
– Czy to odwaga, czy tchorzostwo? – spytala siebie.
Idealny kochanek znajduje sie w sypialni obok, a ona dobrowolnie z niego rezygnuje. Czy boi sie publicznego blamazu? A moze po prostu reakcji Rothgara?
Diana zeszla do gosci tylko po to, zeby sie przekonac, ze wszyscy zajeli sie swoimi sprawami. Markiza w ogole nie bylo w salonie. Wobec tego zajrzala do dzieci i zaproponowala im nowe zabawki. Maluchy bardzo przywiazaly sie do konia na biegunach, wiec ta zabawka, jako jedyna zostala w pokoju.
Juz z czystym sumieniem wrocila do siebie i zajela sie mniej waznymi sprawami. Teraz z kolei praca wyraznie jej nie szla. Przerzucila czesc sasiedzkiej korespondencji, w ktorej nie znalazla nic ciekawego, a nastepnie z ulga stwierdzila, ze zbliza sie pora obiadu.
Zeszla na dol, ale markiza wciaz nie bylo w salonie. Przeszla do pokoju obok, gdzie Elf wytrwale zmagala sie z bilardem.
– Brawo! – wykrzyknela, widzac zgrabne uderzenie. – Za chwile bedziesz musiala przerwac. W jadalni juz nakrywaja do stolu. Widzialas gdzies brata?
– Rothgara? – Elf od razu domyslila sie o kogo chodzi. -Nie, ani na chwile nie wychodzil z pokoju.
– Zawsze ma tyle pracy? – zdziwila sie Diana.
– Nie, ale jest teraz bardziej zajety ze wzgledu na niedawny pokoj z Francja.
– Ale przeciez markiz nie jest czlonkiem rzadu, prawda?
– Nie jest – zgodzila sie siostra Rothgara.
– A moze jednak jest? – dopytywala sie hrabina.
Elf robila wszystko, zeby nie parsknac smiechem. Znala juz te pytania na temat brata i zwykle zbywala je w ten lub inny sposob. Tym razem chciala powiedziec prawde.
– Sama nie wiem wszystkiego, ale domyslam sie, ze Bey ma rozbudowana siec informatorow i wie o sprawach, o ktorych nie wie krol.
– Slyszalam, ze jest jego doradca.
– Zaufanym doradca – poprawila ja Elf. – Krol bardzo sobie ceni jego dar obserwacji. I to, ze Bey nie pcha sie do polityki
Elf wyraznie uznala temat za wyczerpany, a Diana nie chciala jej naciskac. Przeszly do salonu, gdzie juz czekali inni goscie. Po chwili pojawil sie tam takze markiz i juz w komplecie mogli zaczac obiad.
Po posilku wszyscy znowu przeniesli sie do salonu, gdzie dzieci zaaranzowaly mala scene. Dorosli obejrzeli przygotowany przez nie spektakl i nagrodzili go brawami. Rozmowa w sposob naturalny zeszla na zabawki i Diana kazala, na zyczenie gosci, przeniesc je do salonu. Wszyscy ogladali ruchome scenki w magicznym pudelku. Pare osob wyrazilo zal, ze nie mozna uruchomic automatu.
Hrabina spojrzala na matke. Starsza pani zachowywala sie zupelnie naturalnie, ale kiedy spogladala na dobosza, w jej oczach pojawial sie jakis cien. Diana chetnie by ja pocieszyla, ale nie wiedziala, jak to zrobic. W koncu, pod wplywem naglego impulsu podeszla do markiza.
– Jesli chcesz, panie, mozesz wziac ten automat do Londynu i naprawic – powiedziala. – To prezent ode mnie.
Byl to dosyc ekstrawagancki podarunek, ale lord Roth-gar sklonil sie jej dwornie.
– Dziekuje, pani. Zajme sie nim z cala pieczolowitoscia. Kiedy wszyscy obejrzeli juz zabawki, ustawiono stoliki
do gry w wista. Diana pilnowala, zeby nie grac z markizem, ale i tak jej mysli wciaz krazyly wokol niego.
Ostatnia noc! Czy powinna, czy tez nie? Co robic? I przede wszystkim, jak zareagowalby sam markiz, gdyby pojawila sie u niego w nocy?
Obserwowala go ostroznie zza swoich kart, podziwiajac jego profil i dlugie palce. Niemal czula je na swoim ciele.
– I co teraz? – Dobiegl do niej glos lorda Steena.
– Ze co? A, walet trefl. Lord Steen westchnal ciezko.
– I znowu pani przegrala, hrabino. Prosze sie skoncentrowac na grze.
W tym wlasnie momencie dlonie Rothgara dotarly do jej piersi. Jej sutki staly sie twarde niczym dwa kamyki. Diana wstala od stolika i wymowiwszy sie migrena, podeszla do okna. Jak na ironie przestalo padac. Chmury ustapily i widac bylo nawet chylace sie ku zachodowi slonce.
Jeszcze jedna noc.
Diana wyszla na zewnatrz, zeby odetchnac swiezym powietrzem. Kamienie na dziedzincu byly mokre od deszczu. Przeszla do zachodniej bramy, chcac raz jeszcze spojrzec na slonce, a nastepnie wrocila do gosci.
Z trudem doczekala pory spoczynku. W koncu, kiedy znalazla sie sama w sypialni, przebrala sie w jedwabna koszule nocna i odeslala Clare. Z pokoju obok nie dobiegaly zadne dzwieki, ale Diana byla pewna, ze markiz wrocil juz do siebie. Po coz mialby chodzic noca po zamku.
Po chwili namyslu wlozyla satynowy szlafrok i scisnela go mocno paskiem. Stanowil on godziwy przyodziewek, chociaz nikt nie mogl miec watpliwosci, ze jest to stroj nocny. Zaczerwieniona podeszla do drzwi i zastukala lekko.
Ku swemu zaskoczeniu zobaczyla przed soba sluzacego Rothgara.
– Slucham, lady Arradale?
Omiotla szybko wzrokiem sypialnie, zeby stwierdzic, ze nie ma w niej Rothgara. Pieklo i szatani! Chciala zatrzasnac drzwi i schowac sie pod koldre, ale postanowila ratowac resztki swojej godnosci.
– Chcialam sie dowiedziec o jutrzejsze plany markiza -powiedziala.
Mezczyzna patrzyl na nia bez cienia zainteresowania.