dziecko. Znala niesprawiedliwosci swiata i od lat starala sie z nimi walczyc.
– Na przyklad co? – spytala.
Tylko chwile zastanawial sie nad odpowiedzia:
– Hazard, czeste wizyty w teatrze, chec poslubienia osoby nizszego stanu… – wymienial znane sobie przypadki.
– Albo tez pragnienie zasiadania w Parlamencie – dorzucila.
– Wystarczy niechec do malzenstwa – mruknal Rothgar. -Ciekawe, dlaczego pociag do rzadzenia innymi wciaz wydaje sie wszystkim bardzo naturalny?
Diana siegnela po karafke i nalala sobie jeszcze troche ciemnego niczym krew plynu. Tym razem pila malymi lykami, rozkoszujac sie smakiem. Zaczynala sie wreszcie powoli uspokajac.
– Nie sadze, zeby krol zdecydowal sie na taki krok wobec glowy rodu – rzekla po chwili. – Cala sprawa bylaby szyta zbyt grubymi nicmi.
Rothgar uderzyl dlonia w porecz swojego fotela.
– Wlasnie dlatego powinnas, pani, pojechac na poludnie. Ile razy bylas w Londynie?
Diana zmarszczyla brwi.
– Dwa. Pierwszy raz szesc lat temu z ciotka, a potem w czasie koronacji.
Wlasnie wtedy Rothgar zobaczyl ja po raz pierwszy. Juz wowczas go zaintrygowala. Wydawala mu sie piekna i niedostepna. Czyz mogl przypuszczac, ze ich drogi skrzyzuja sie tak szybko?
– Musisz wobec tego pokazac sie w towarzystwie, zeby wszyscy mogli cie ocenic. W ten sposob wytracisz krolowi bron z reki – radzil. – Sprobuj tez poznac i zrozumiec dwor.
– Zeby moc z nim walczyc?
Spojrzal na nia jak na niesforna uczennice.
– Zeby nauczyc sie unikania zagrozen – pouczyl. -Z dworem tak naprawde nie mozna wygrac.
Diana jeszcze przez chwile przechadzala sie po pokoju, a nastepnie odstawila swoj wysoki kieliszek i usiadla w fotelu.
– A jaka mam gwarancje, panie, ze mnie nie zwodzisz? -spytala po chwili namyslu.
To pytanie wyraznie go rozbawilo.
– A czemu mialbym cie zwodzic? Rozlozyla rece w bezradnym gescie.
– Sama nie wiem. Jestes, panie, w koncu eminence noire Anglii. Mozesz miec swoje powody.
– Przyjmijmy, pani, ze tym razem wyjatkowo mowie prawde. Gdyby cos ci sie stalo, Rosa i Brand nigdy by mi tego nie darowali. Jestes teraz prawie czlonkiem mojej rodziny, a ja zawsze chronie rodzine.
– Nawet przed niechcianym malzenstwem?
– A po co chronic przed chcianym? – zazartowal. Diana skrzywila sie, jakby ten dowcip dotknal ja osobiscie.
– Mowmy powaznie!
– Dobrze, wobec tego powiem ci, pani – zaczal, patrzac jej prosto w oczy. – Osobiscie uwazam, ze nalezy zwiekszac wolnosci obywatelskie, w tym prawa kobiet. Sam przylozylem reki do podpisania aktu Hardwicke'a i paru innych dokumentow w tej materii. Ale staram sie tez zyc w takim swiecie, w jakim sie urodzilem. Dlatego musze cie uprzedzic, ze jesli krol znajdzie dla ciebie, pani, odpowiednia partie, bedzie ci sie trudno wymigac od slubu. Inaczej uznaja cie za umyslowo chora. – Zawiesil glos. – Mozna jednak probowac temu zaradzic, jesli zechcesz ze mna wspoldzialac.
Diana spojrzala na niego podejrzliwie. Jakie miala podstawy, zeby mu ufac? Jeszcze dzis rano niemal przegral z nia w strzeleckim turnieju.
– To znaczy?
Rothgar usmiechnal sie do niej.
– Bardzo dobrze zagralas pokojowke Rosy, pani. Moze teraz dla odmiany sprobujesz zagrac prawdziwa dame?
– Ja jestem prawdziwa dama – powiedziala z naciskiem, prostujac sie na swoim miejscu.
Markiz nie zwrocil uwagi na jej slowa.
– No wiec, jesli bedziesz sie zachowywac jak prawdziwa dama, mozliwe, ze po prostu uspokoisz krolewskie obawy. I wtedy, cala sprawa okaze sie nadzwyczaj prosta.
– A jesli krol zechce mnie jednak wydac za maz?
– To nie odmawiaj, ale powiedz, ze jestes juz z kims po slowie – podsunal jej sprytne wyjscie.
– Przeciez to nieprawda!
Tym razem nie potrafil powstrzymac zniecierpliwienia. Zmarszczyl czolo i pokrecil glowa, jakby byla niegrzeczna uczennica i zaslugiwala na najnizsza mozliwa note.
– Gdybys przeczytala uwaznie list krolowej, zauwazylabys, pani, ze cie zaprasza na krotki okres – zaczal wyjasnienia. – Krolowa urodzi juz w sierpniu, a wtedy krol, ktory jest kochajacym malzonkiem, zapomni o innych sprawach. Musisz tylko dotrwac do tego momentu.
– Rozumiem. – Po krotkim namysle zdecydowala, ze markiz proponuje jej najlepsze wyjscie z sytuacji.
– Bardzo sie ciesze.
Hrabina usmiechnela sie smutno.
– Bede mogla wrocic do domu, ale z podcietymi skrzydlami – powiedziala ni to do siebie, ni to do Rothgara. - Chodzi o to, zebym nie podnosila halasu!
– Bedziesz musiala, pani, dzialac jak lis, a nie jak lwica!
– To znaczy, ze bede musiala wszystkiego sie bac – stwierdzila.
– Bedziesz zyla tak, jak przedtem – przekonywal ja.
Diana znowu wstala i zaczela przechadzac sie po sypialni, ktora nagle wydala jej sie ciasna. Podeszla do okna i otworzyla je na osciez. Noc byla ciepla i pogodna. Wspanialy ksiezyc swiecil nad jej zamkiem.
– Ale bez poczucia wolnosci – rzucila.
Rothgar wstal i polozyl dlon na jej ramieniu. Nawet teraz, po tej rozmowie, poczula, ze wciaz go pragnie.
– To dzieciece obawy. Pora stac sie doroslym.
Przez chwile zastanawiala sie, co odpowiedziec, ale w glowie miala pustke. Jej swiat, ktory tak cierpliwie budowala przez osiem lat mogl lec w gruzach. I to tylko z powodu krolewskich uprzedzen. Diana wciaz nie mogla sie z tym pogodzic. Patrzyla na ksiezyc, myslac o tym, ze sama chcialaby byc tak odlegla i chlodna wobec ludzkich spraw.
– A co sie stanie, jesli krol nie da sie nabrac i wciaz bedzie naciskal na malzenstwo? – zadala ostatnie, dreczace ja pytanie. – Albo jesli zechce ze mnie zrobic psychicznie chora?
– Wtedy poslubisz mnie – padla odpowiedz. Odwrocila sie od okna i stanela z nim twarza w twarz.
Miala nadzieje, ze nie widzi, jak sprzeczne targaja nia emocje. Jedna jej czesc wyrywala sie, zeby powiedziec, ze moga sie pobrac juz teraz, a druga chciala krzyczec, ze nigdy do tego nie dopusci.
– Sprytny plan – wykrztusila w koncu. Markiz usmiechnal sie do niej zyczliwie.
– Ciesze sie, ze jestes w stanie ocenic to racjonalnie.
– Traktujesz to, panie, jako ostateczne zabezpieczenie -ciagnela, starajac sie ukryc swoje uczucia. – Jako maz bedziesz mogl zawsze uratowac mnie przed domem dla umyslowo chorych.
Rothgar skinal glowa.
– A poza tym, bedzie to oczywiscie jedynie formalne malzenstwo – zapewnil. – Zatrzymasz pani swoj tytul, ziemie i… swoja osobe. Pod warunkiem…
– Pod warunkiem? – podchwycila, zaniepokojona tym, ze czegos jednak od niej bedzie chcial.
– Pod warunkiem, ze bede cie mogl bic bez ograniczen, pani. – Rozlozyl rece w bezradnym gescie. – Inaczej po prostu nie bedziesz zachowywac sie rozsadnie. Pamietaj, ze jesli posluchasz mojej rady, malzenstwo nie bedzie konieczne.
Diana z trudem powstrzymala usmiech.
– Wobec tego sprobuje zachowywac sie jak tepa, spolegliwa dama – stwierdzila.
– Tak bedzie najlepiej.
Rothgar zaczal zbierac sie do wyjscia. O dziwo, nie chciala, zeby ja opuszczal. Pragnela zatrzymac go na dluzej w swojej sypialni.
– Moglibysmy przypieczetowac nasz pakt pocalunkiem -wyrwalo jej sie. Diana sama byla zadziwiona tymi slowami.