10
Diana z ulga wstala nad ranem, poniewaz przez cala noc dreczyly ja koszmary zwiazane z domem dla psychicznie chorych oraz… markizem. To on ratowal ja z opresji, a potem calowal jej dlon. To on wnosil ja do slubnej sypialni i rozbieral. To on w koncu z dzikim chichotem mowil, ze tak naprawde wcale nie sa malzenstwem i ze krol to wszystko ukartowal.
Sny nie mialy zadnego sensu, ale byly bardzo meczace. Kiedy sie w koncu obudzila, pozalowala, ze zgodzila sie jechac powozem Rothgara. Ta podroz moze stanowic przedluzenie nocnego koszmaru. Wystarczy, ze markiz zacznie z nia flirtowac. Albo, co gorsza, tego poniecha!
Pomyslala o dniach, ktore bedzie spedzac razem z nim. I o nocach, ktore beda spedzac osobno. Wszystko to wydalo jej sie zbyt przytlaczajace i najchetniej w ogole wycofalaby sie z decyzji dotyczacej wyjazdu.
Wiedziala jednak, ze nie moze tego zrobic. Widmo choroby psychicznej wciaz nad nia wisialo. Kto odmawia krolowi? Buntownik, albo wariat!
Obudzila sie, gdy zegar wybil trzecia i lezala jeszcze pol godziny. Kiedy uslyszala jedno krotkie uderzenie, wstala i zapalila swiece. Jeszcze przy jej swietle zabrala sie do porzadkowania spraw domowych.' Napisala instrukcje dla sluzby, w ktorych dokonala wyraznego podzialu kompetencji. Wyznaczyla tez sekretarza na swojego zastepce.
Dopiero po czwartej obudzila Clare i wydala jej odpowiednie dyspozycje. Napisala rowniez do Wenscote z informacja dla Rosy i Branda. Nie miala ochoty wzywac ich tak szybko po slubie, ale przyjaciolka nie darowalaby jej, gdyby wyjechala bez pozegnania.
W koncu, kiedy zrobilo sie juz zupelnie widno, a jej apartament zamienil sie w jedna wielka pakowalnie, Diana poslala pokojowke, zeby sprawdzila, czy obudzila sie juz jej matka. Clara wrocila z informacja, ze tak. Diana udala sie wiec do niej, zastanawiajac sie, jak wyjasnic matce swoj nagly wyjazd i nie wzbudzic jej niepokoju.
Tymczasem okazalo sie, ze starsza pani, ktora jadla wlasnie sniadanie w lozku, uznala wyprawe do Londynu za swietny pomysl.
– Jak to milo ze strony krolowej – ucieszyla sie. – I jak dobrze, ze markiz bedzie ci towarzyszyl. Na drogach jest przeciez tak niebezpiecznie.
Diana pomyslala, ze znacznie niebezpieczniej bedzie w powozie z Rothgarem.
– Zawsze radze sobie sama, mamo – zauwazyla. – A poza tym dwor jest chyba strasznie nudny.
– Oczywiscie – zgodzila sie matka, wprawiajac ja w oslupienie. – Chodzi o to, ze bedziesz mogla korzystac z rozrywek Londynu.
– Wiekszosc osob wyjezdza stamtad na koniec sezonu. Starsza pani pokrecila glowa.
– Jestem przekonana, ze znajdziesz cos… podniecajacego. – W jej oczach zalsnily figlarne iskierki. – Juz markiz o to zadba. W koncu jestescie teraz prawie… rodzina.
Te niedopowiedzenia i blyski w oczach matki kazaly jej sadzic, ze wie o wczorajszej propozycji markiza. Jednak takie przypuszczenie bylo na tyle absurdalne, ze szybko oddalila je od siebie. Matka jak zwykle wiecej przeczuwala niz wiedziala. Jak to sie dzieje, ze jej przeczucia okazuja sie zwykle trafne? Dobrze przynajmniej, ze nie domysla sie powodu naglego wezwania do Londynu.
Po chwili do pokoju wszedl lokaj, obwieszczajac przybycie Rosy i Branda. Poslaniec Diany nie mogl dotrzec do nich tak szybko, co znaczylo, ze to Rothgar poinformowal ich wczesniej. Przeszla do salonu, gdzie zastala wszystkich swoich gosci. Czesc byla juz gotowa do wyjazdu. Powitaly ja spojrzenia pelne sympatii, ale tez ciekawosci. Diana przywitala sie spokojnie z zebranymi. Dopiero po jakims czasie znalazla okazje, zeby porozmawiac z Rosa na osobnosci.
– Pieknie wygladasz! – zachwycila sie Diana.
– No jasne. O co chodzi z tym calym Londynem? Poslaniec markiza przyjechal wczoraj bardzo pozno, ale na szczescie nie spalismy. – Przyjaciolka zachichotala. – Zawsze mowilas, ze nie znosisz Londynu.
Diana wzruszyla ramionami.
– Nie mam wyboru. Krolowa…
Nie zdolala skonczyc, poniewaz Elf wziela ja w ramiona.
– Och, Diano! Moje biedactwo!
Ciekawe, czego dowiedziala sie od brata? Diana nie chciala, zeby wszyscy poznali jej sytuacje. Byloby to krepujace i zupelnie niepotrzebne.
– Moj Boze, uschniesz z nudow przy krolowej! – uzalala sie nad nia dalej. – Zwlaszcza teraz, kiedy oczekuje rozwiazania, nie jest w stanie myslec o niczym innym.
– Ale przynajmniej jest nadzieja, ze szybko mnie zwolni – podsunela z westchnieniem Diana.
Elf tylko machnela reka.
– 1 tak zdazysz zanudzic sie na smierc. Powiedzialam Beyowi, ze pojedziemy z wami do Londynu, ale jest przeciwny.
Hrabina zerknela na Rothgara, ktory rozmawial wlasnie ze Steenem i Bryghtem. Ciekawe, dlaczego nie chcial, by Elf jej towarzyszyla?
– Ma racje. Przeciez chcieliscie sie rozejrzec po okolicy -przypomniala.
Siostra Rothgara potrzasnela swoja ksztaltna glowka.
– Fort obiecal jni, ze jak tylko sie ze wszystkim uporamy, natychmiast przyjedziemy do stolicy. Musimy odwiedzic pare zakladow tkackich, zeby zorientowac sie w cenach. Inne atrakcje moga poczekac.
Ta wiadomosc dodala jej otuchy.
– Bardzo sie ciesze – rzekla z usmiechem. – I licze na pomoc w Londynie.
Elf spojrzala najpierw na nia, a potem na Rothgara.
– Czy podroz z moim bratem nie bedzie dla ciebie zbyt… uciazliwa? – Spytala, powstrzymujac z trudem figlarny usmiech.
– Obawiam sie, ze to raczej markiz zanudzi sie w moim towarzystwie – odparla Diana, starajac sie nadac glosowi znudzony ton. – Chce wziac ze soba pare ksiazek, wiec droga zbiegnie mi na czytaniu.
– Przynajmniej bedzie wam wygodnie. Powoz Beya ma rozkosznie miekkie siedzenia. – Elf zaplonila sie nagle z powodu wymowy swoich slow. – Szczesliwej podrozy.
Ucalowaly sie na pozegnanie.
Dzieci Steenow byly juz niespokojne. Rodzice obiecali im atrakcje w domu i teraz chcialy dotrzec tam jak najszybciej. Diana pozegnala sie wiec z Hilda i jej mezem, ktory w imieniu calej rodziny podziekowal jej za goscinnosc. Potem przyszla kolej na Walgrave'ow.
– Jesli Bey bedzie chcial toba rzadzic, to powiedz mu, zeby sie wypchal – szepnela jeszcze Elf, zegnajac sie z nia po raz drugi.
Na koncu pozegnali sie Bryghtowie. Przy czym lord patrzyl na nia tak, jakby domyslal sie, dlaczego musi jechac do Londynu. Jego cicha jak myszka zona byla zajeta Francisem.
– Zycze powodzenia – powiedziala tylko, kiedy podstawiono ich powoz. – I dziekujemy za wszystko.
Byc moze wlasnie takiej towarzyszki zycia potrzebowal Bryght. Lagodnej i spokojnej, nie rzucajacej sie w oczy. Zapewne zmeczylo go ciagle obcowanie ze swoimi wojowniczymi i pewnymi swego siostrami.
Zostali we czworke z markizem, Rosa i Brandem. Zakonczono juz pakowanie rzeczy hrabiny i sluzba przenosila teraz sakwojaze do oddzielnego powozu.
– Nie mam ochoty na ten wyjazd! – westchnela. Rosa wziela ja pod ramie.
– To jasne – rzucila. – Ale powiedz sobie, ze juz niedlugo wrocisz do domu. Jeszcze przed jesienia, kiedy jest tu najladniej.
Rothgar patrzyl na przyjaciolki, ktore zaczely przechadzac sie po zamkowym dziedzincu, a nastepnie przeniosl spojrzenie na brata.
– Pytaj.
– Czy to naprawde konieczne, Bey? – Brand wyrzucil z siebie pytanie, ktore dreczylo go od momentu, kiedy zobaczyl mine lady Arradale.
– To rozkaz krola.
– Krol zwykle robi to, co mu radzisz – zauwazyl Brand.
– Przeceniasz moje mozliwosci – mruknal Rothgar. -Czy wiedziales o tym, ze hrabina wystapila o prawo zasiadania w Izbie Lordow?
Brat skrzywil sie, jakby jadl przywieziona przez markiza cytryne.