przy takich okazjach dodawali do mikstur odrobine opium, zeby rodzina miala troche spokoju w czasie snu pacjenta.

– Wypij, kochanie.

Francuz wypil i skrzywil sie okropnie.

– Fe, cos strasznego!

– Ale za to, jak bedzie dzialac, panie – wtracil markiz. -Wypij jeszcze lyzke.

Pan de Couriac posluchal jego slow, chociaz rym razem skrzywil sie jeszcze bardziej. Zona otulila go troskliwie koldra.

– Spij, kochanie – poprosila.

Rothgar nie mial powodow, zeby przedluzac wizyte, ale pozostal chwile, zeby sprawdzic, co teraz nastapi. To spotkanie moglo byc przygotowane wczesniej. Nie kryl sie przeciez ze swoimi planami i zamowil pokoje na wlasne nazwisko.

Ciekawe, czy pani de Couriac sprobuje go teraz zwabic do lozka, czy tez bedzie probowala go zabic? To drugie bylo bardziej prawdopodobne, chociaz nie spodziewal sie, zeby jej maz wyzwal go na pojedynek. Ten sposob okazal sie zawodny. Trzeba wiec znalezc inny, lepszy.

Markiz spojrzal raz jeszcze na malzonkow. Jesli nawet okaze sie, ze za cala sprawa stoi Ludwik XV, wciaz nie wiedzial, dlaczego mialby pragnac jego smierci. Oczywiscie wszyscy wiedzieli, ze jest krolewskim doradca i ze ma duze wplywy, ale Rothgar, w przeciwienstwie do wielu innych mezow stanu, nie parl do otwartego konfliktu z Francja. Chcial natomiast powstrzymac eksport wszystkiego, co pomogloby Ludwikowi XV odbudowac jego flote. Namawial tez krola by nalegal na zniszczenie fortyfikacji pod Dunkierka.

Zadna z tych rzeczy nie usprawiedliwiala morderstwa. Moze jednak pani de Couriac zechce wyjasnic mu pare spraw?

Francuzka odwrocila sie wlasnie od loza zbolalego meza i podeszla do markiza.

– Jak mam ci, panie, dziekowac? Tak bardzo nam pomogles. – Zachwiala sie nagle. – Och, czuje, ze och…

Zlapal ja i przygarnal do siebie, tak jak sie spodziewala. Zawsze przy takich okazjach mial ochote sie odsunac. Zrobil to nawet dwa czy trzy razy.

– Oslablas, pani – stwierdzil. – Zaprowadze cie do mojej jadalni. Musisz sie napic koniaku.

– Jestes, panie, bardzo uprzejmy – szepnela i przytulila sie do niego jeszcze mocniej.

Zaprowadzil slaniajaca sie Francuzke do jadalni, mijajac po drodze drzwi do sypialni lady Arradale. Nastepnie posadzil ja na lezance, stojacej w rogu jadalnego pokoju i nalal troche koniaku.

– Twoja uprzejmosc, panie, jest najwyzszej proby -stwierdzila, zdejmujac pantofelki. – Musze powiedziec, ze nie wszyscy twoi rodacy sa tak mili.

Rothgar wzruszyl ramionami.

– Niedawno skonczylismy wojne.

– Czy wciaz czujesz, panie, wrogosc do Francuzow? A zwlaszcza… Francuzek?

Pani de Couriac bez przerwy sie do niego wdzieczyla. A to skladala usta w ciup, a to przeginala do tylu szyje. Najchetniej wzialby ja na kolano i dal w pupe, jak malej dziewczynce, ktora udawala.

– Wobec Francuzek? Nigdy! – zadeklarowal. – Wlasnie po to walczylem, zeby wyzwolic je spod panowania Francuzow.

Madame wybuchnela perlistym, zbyt perlistym jak na jego gust, smiechem, a nastepnie wypila kolejny lyk koniaku.

– Zartownis z ciebie, panie. Ja tez nie mam ci niczego za zle. Rothgar obserwowal ja uwaznie. Sam tez pil, chcac dac

dobry przyklad.

– A dlaczego mialabys miec? – spytal natychmiast.

Zmieszala sie troche pod jego spojrzeniem. Na jej policzkach pojawily sie rumience. Przysunela sie blizej, znowu udajac oslabienie.

– Och, panie, obawiam sie, ze zemdleje…

Rothgar chwycil ja i przyciagnal do siebie. Nie potrzebowal dlugo czekac, zeby odzyskala przytomnosc. Zatrzepotala rzesami niczym lalka i otworzyla oczy.

– Trudno mi oddychac w tej sukni. Zdejmij ja – poprosila. – Nie potrafie ci sie oprzec, panie. Wez mnie!

Palce Rothgara zacisnely sie wokol jej waskiej talii, a nastepnie przesunely w dol, w strone delikatnych stopek.

– Wolniej, madame. Naleze do mezczyzn, ktorzy lubia pic rozkosz malymi lykami.

Diana siedziala w fotelu w swoim pokoju, nie bardzo wiedzac, co robic. Wciaz niepokoila sie o Rothgara. Mimo poznej pory nie chciala isc do lozka. W pelnym stroju czekala na rozwoj wydarzen.

Wczesniej wyslala Clare na przeszpiegi, wiedziala wiec, ze lekarz uznal chorobe Francuza za zwykla niedyspozycje i ze Rothgar zabral slaniajaca sie pania de Couriac do swojej prywatnej jadalni.

Co dalej?

Mogla tylko zgadywac, co dzieje sie w apartamencie markiza. Rozumiala az nazbyt dobrze, ze chce on wybadac Francuzke i starala sie nie myslec o metodach, do ktorych musi sie uciec.

Jeden z jej ludzi ani na chwile nie spuszczal z oka sypialni pana de Couriac. Drugi tkwil przy pokoju markiza, gotowy w kazdej chwili pospieszyc mu na pomoc. Diana wiedziala, ze Rothgar potrafi sie sam bronic, pragnela jednak uniknac jakiegokolwiek ryzyka.

Caly czas usilowala wmowic sobie, ze nie obchodzi jej to, co dzieje sie teraz w jadalni. Nie mogla byc przeciez zazdrosna o taka pchle, jak madame de Couriac.

Uslyszala cztery uderzenia do drzwi. Dwa szybkie i dwa wolne. To byl ktorys z jej sluzacych.

– Prosze.

Lokaj, ktory czuwal przy drzwiach Francuza zameldowal, ze ze srodka dochodza jakies dzwieki. Pan de Couriac prawdopodobnie wyzdrowial i teraz sie ubieral.

– Tylko, ze to jakby zelazo, pani – poinformowal ja niezbyt skladnie.

Diana potrzebowala chwili, zeby podjac decyzje. Wcisnela w rece sluzacego ksiazke i kazala mu ja upuscic, gdyby Francuz wyszedl z pokoju. Pan de Couriac mogl rownie dobrze szukac nocnika, jak i przypasywac sobie szpade.

Co dalej? To pytanie powracalo do niej coraz czesciej. Nie mogla ot tak sobie wtargnac do apartamentu markiza. Dopiero, gdyby Francuz wyszedl, jej interwencja bylaby w pelni usprawiedliwiona. Naladowala nawet pistolet, ktory trzymala w faldach sukni.

Diana nastawila uszy.

Nic, cisza.

I nagle, bum! 2 dolu dobieglo do niej glosne uderzenie. Znaczylo to, ze pan de Couriac opuscil swoj pokoj. Czy pojdzie teraz na gore?

Diana postanowila byc pierwsza. Tak, jak planowala, weszla bez pukania do jadalni markiza.

– Och! – wykrzyknela widzac, ze Rothgar i Francuzka siedza na lezance. Markiz trzymal w dloniach jej stope, a ona wyginala sie do tylu, mruczac z przyjemnoscia.

– Och! – westchnela pani de Couriac na widok hrabiny. Tylko Rothgar zachowal spokoj.

– Czym moge sluzyc, pani? – spytal Diane. Masaz stop nie bylby najgorszy, pomyslala. Francuzka szybko zabrala mu noge z kolan i wsunela

stopy w pantofelki.

– Bardzo ci dziekuje, panie – powiedziala. – To mi doskonale zrobilo.

– Poprosze koniaku – zazadala Diana, dostrzeglszy butelke na stoliku.

Markiz rozejrzal sie dokola, jakby spodziewal sie, ze gdzies obok stoi lokaj, potem westchnal i wstal z lezanki.

– Musze porozmawiac z ta sluzba – mruknal do siebie. Diana czekala na swoj kieliszek. Drzwi znowu otwarly

sie z trzaskiem i pojawil sie w nich pan de Couriac. U boku mial krotki rapier.

– O, juz wyzdrowiales, panie! – ucieszyl sie Rothgar. -Moze odrobine koniaku?

Francuz az otworzyl usta ze zdziwienia. W tym momencie do pokoju wpadl uzbrojony sluzacy Diany.

– Moja sluzba jest zawsze gotowa – powiedziala z duma hrabina. – Moj drogi, nalej wszystkim koniaku.

Pan de Couriac popatrzyl na nia z wsciekloscia, a potem przeniosl caly ciezar tego spojrzenia na zone.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату