– Nie musisz traktowac mnie tak protekcjonalnie, panie – rzekla, wbijajac noz w soczyste mieso. – Chyba domyslam sie, co sie stalo.

– A co? – Markiz siegnal po filizanke kawy.

– Pan de Couriac chcial ja ukarac za to, ze zle wywiazala sie z zadania, a ona musiala pchnac go nozem – rozwinela swoja mysl, a potem rzucila sie na kolejny kawalek kielbaski. – Sama bym tak zrobila.

– Bede o tym pamietal – zapewnil ja z usmiechem. – Tylko po co wyjezdzali?

Diana zastanawiala sie przez moment nad odpowiedzia, a nastepnie uniosla noz do gory.

– Bali sie albo ciebie, albo swojego zwierzchnika. Moze chca tez przygotowac nowa pulapke – dodala i sama sie przestraszyla tego, co powiedziala.

Ale markiz bardziej chyba obawial sie jej noza niz de Couriacow.

– Czy mozesz mnie zapewnic, pani, ze bedziesz uzywala tego noza wylacznie do kielbasek? Przeciez nawet nie probowalem cie oszpecic.

– A, tak – obiecala, nabijajac na noz ostatni kawalek pysznej kielbaski. – Moze wreszcie powiesz mi, panie, dlaczego ci ludzie nastaja na twoje zycie? Mam prawo wiedziec, skoro biore w tym udzial.

Rothgar wypil kolejny lyk kawy i zmarszczyl czolo.

– A dlaczego jeden czlowiek moze chciec zabic drugiego? Diana potrzasnela glowa.

– Masz, panie, tendencje do odpowiadania pytaniem na pytanie – rzekla, odkladajac sztucce. – Zalozmy, ze nie jestes Sokratesem, a ja twoim uczniem.

Markiz nie zwrocil uwagi na jej slowa.

– Wlasnie, dlaczego? – Zaczal odginac swoje dlugie palce. – Po pierwsze, przez zemste. Nie zrobilem jednak Francuzom niczego strasznego. Po drugie, zeby cos zyskac. Ale jedynym czlowiekiem, ktory moze zyskac po mojej smierci jest Bryght, a on nie pracuje dla Ludwika XV.

– Po trzecie – podjela Diana – ze strachu, ze zdradzisz jakies sekrety, panie.

– Nie znam zadnych sekretow – ucial krotko, chociaz Diana spojrzala na niego z niedowierzaniem. – Po czwarte, ze strachu przed tym, co moge zrobic.

Pokrecila glowa.

– Jestes tak grozny? I nie masz zadnych sekretow? Rothgar zastanawial sie przez chwile nad jej slowami.

– Albo z obawy przed tym, czego sie moge dowiedziec -mruknal do siebie, ale Diana uslyszala jego slowa. – No, dosyc tego, moja pani. Przejmujemy sie jakimis drobiazgami, a zapominamy o prawdziwym niebezpieczenstwie. Czy mowilem ci juz, ze nie mozesz miec broni na dworze? I w ogole, pani, musisz zachowywac sie jak dama.

– Zrobie to, Tdedy okaze sie to koniecznie.

– Jak powiedzial pewien pijak, kiedy mu zaproponowano, zeby skonczyl z gorzalka – zazartowal.

– Sama potrafie zadbac o swoje sprawy.

– Juz to udowodnilas, pani, wysylajac petycje do krola.

Diana znowu poczula uscisk strachu na gardle. Z powodu wczorajszych wypadkow, zupelnie zapomniala po co jedzie do Londynu.

– Teraz bede uwazac.

– A ja ci w tym pomoge – stwierdzil, nalewajac jej kawy. – Napij sie, prosze. Wkrotce ruszamy w droge.

– Kiedy to sie wreszcie skonczy?! – westchnela.

– Jesli pytasz o swoja sytuacje, to wraz z powrotem na polnoc. Natomiast jesli o Francuzow, to obawiam sie, ze wraz z moja smiercia.

Diana poruszyla sie niespokojnie na swoim miejscu. Nigdy nie czula sie powaznie zagrozona. Nigdy tez nie musiala oswajac sie z mysla o smierci. Natomiast Rothgar wygladal na pogodzonego ze swoim losem. A przeciez mogl byc od niej zaledwie pare lat starszy.

– Chodzilo mi o twoje problemy, panie. Co zrobisz, jesli Francuzi zastawia nowa pulapke?

Markiz wytarl usta delikatna batystowa serwetka.

– Jesli zechca zorganizowac prawdziwy zamach, to nic. -Pomachal biala tkanina, jakby chcial sie poddac. – Jednak wiele wskazuje na to, ze beda probowali wykorzystac moje slabosci, zeby mnie zmusic do walki.

Wypila kolejny gorzki lyk kawy.

– Musisz wiec oprzec sie swoim slabosciom, a wszystko bedzie dobrze – rzucila.

Spojrzal gleboko w jej zielone oczy.

– Musimy – poprawil ja.

Przez chwile przy stole panowala cisza. A wiec nie mowil tylko o Francuzach. Diana odsunela od siebie kawe, na ktora zupelnie nie miala ochoty. Chetniej napilaby sie koniaku, ale wiedziala, ze damie nie przystoi o niego prosic, a dzentelmenowi pic o tej porze.

Konwenanse, konwenanse…

Znowu pomyslala o swoim bezpieczenstwie. Kiedys kojarzylo jej sie tylko z nuda, ale teraz chciala juz byc bezpieczna. Nie przypuszczala nawet, ze zagrozenia moga przybierac tak zwyrodniale formy.

Spojrzala na markiza, swiadoma tego, ze czegos od niej oczekuje. Czy powinna powiedziec, ze chce oprzec sie swoim slabosciom? Czy moze podziekowac mu za opieke? Jedno zerkniecie wystarczylo, zeby dostrzec, ze patrzy na nia cieplo i z przyjaznia. Przyjazn! Tylko to mial jej do zaoferowania! I to wylacznie z powodu jakichs wyimaginowanych, zagrozen.

Nie, rzeczywistych, poprawila siebie w duchu.

– A jesli ja nie chce, zeby wszystko bylo dobrze? – zapytala prowokacyjnie.

Rothgar wstal i podszedl do drzwi.

– Moim zadaniem jest zapewnienie ci, pani, bezpieczenstwa. I zrobie to, nawet wbrew twojej woli – rzekl z cala moca. – Powinnismy zaraz ruszac, jesli chcemy dzis dotrzec do Stamford.

Wydela usta, ale Rothgar juz na nia nie patrzyl. Zakonczyla wiec sniadanie i wstala od stolu, myslac, ze rzeczywiscie jest podobna do pijaka. Ale jej „gorzalka' miala sniada cere, jastrzebie rysy i lodowato niebieskie oczy.

Kiedy w koncu kola ich powozu zaturkotaly na moscie w Stamford, Diana byla jedynie cieniem tej osoby, ktora tak niedawno opuscila zamek Arradale. Nigdy nie przypuszczala, ze sama bliskosc mezczyzny moze ja wprawic w taki stan. Bolala ja glowa i miala ochote wyskoczyc ze swego miejsca i biec jak najdalej przed siebie.

Markiz zachowywal sie caly czas z nienaganna galanteria, co tylko pogarszalo sprawe. Czasami zagadywal ja o samopoczucie lub staral sie nawiazac konwersacje na temat pogody, ale glownie zajmowal sie swoimi papierami. Co jakis czas, zapewne zeby troche odetchnac, siegal po dosc gruba ksiazke. Diana probowala odczytac wytloczony na grzbiecie tytul, ale bezskutecznie.

W koncu wyjela wlasna ksiazke i udawala, ze czyta. Gdy markiz zwrocil jej uwage, ze trzyma ja do gory nogami, myslala, ze spali sie ze wstydu. Litery tanczyly jej przed oczami. Nawet koncepty Pope'a nie byly w stanie przyciagnac jej uwagi, nie mowiac o jej utrzymaniu.

Postanowila wiec sledzic mijanych jezdzcow i powozy. Wypatrywala de Couriacow albo tez innych zamachowcow. Ale juz kolo poludnia stwierdzila, ze nie ma sie czego obawiac. Francuzi zapewne zrozumieli, ze markiz jest dla nich zbyt trudnym przeciwnikiem.

Kolo trzeciej zatrzymali sie na posilek. Miala nadzieje, ze Rothgar zacznie sie zachowywac normalnie, ale srogo sie zawiodla. Zaczal jej nawet prawic komplementy! Rownie dobrze mogli byc para zupelnie obcych ludzi.

Po namysle stwierdzila, ze markiz ma racje. Przeciez prawie zupelnie sie nie znaja i zapewne, po paru spotkaniach w Londynie, rozstana sie na zawsze. Po co budowac cos na tak kruchych podstawach? Po co budzic nadzieje?

Powoz w koncu wjechal do miasteczka, a Diana raz jeszcze powiedziala sobie, ze nic nie wie i nie chce wiedziec o zyciu Rothgara. Jej cialo mowilo jednak cos innego. Wystarczylo, ze markiz schylil sie troche w jej kierunku, a dreszcz przebiegal jej po plecach. Wciaz czula dotyk jego rak na swoich stopach. I wciaz pragnela, by masaz nigdy sie nie skonczyl.

Zerknela raz jeszcze na dlonie markiza. Byly piekne i wypielegnowane. Co wiecej, wcale nie budzily strachu, lecz… pozadanie. Diana chciala je czuc na swoim ciele. Domyslala sie, ze Rothgar jest nie tylko mistrzem szpady. Jego pieszczoty nalezaly na pewno do najbardziej wyszukanych.

Pierscien markiza zalsnil krwawo przy zachodzacym sloncu.

– Koniec podrozy – oznajmil, kiedy zajechali na dziedziniec oberzy „Pod krolem Jerzym'. – To znaczy, na dzisiaj.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату