– Czy mam to przekazac markizowi, kiedy wroci, lady Arradale?
Diana stwierdzila, ze nerwy ma napiete jak postronki. Musi uwazac, zeby sie nie skompromitowac. I to przed kim? Przed zwyklym sluzacym!
– Nie, nie. Sama z nim porozmawiam jutro rano. Na twarzy sluzacego nie drgnal nawet muskul.
– Tak jest, milady.
Zamknela drzwi, a nastepnie rzucila sie na lozko. Po co ulegla temu glupiemu impulsowi?! Czula sie upokorzona i skompromitowana. Mogla miec jedynie nikla nadzieje, ze sluzacy nic nie powie Rothgarowi o jej wizycie. Zawsze obawiala sie tego, ze jej namietna natura doprowadzi kiedys do czegos takiego. Czula sie zniesmaczona tym, ze musiala sie tlumaczyc przed sluzacym.
Nie, musi poskromic swoje sklonnosci i zyc jak mniszka! To jedyny sposob, zeby uniknac podobnie niezrecznych sytuacji.
Nagle uslyszala pukanie do drzwi.
Najchetniej zatkalaby sobie uszy i udawala, ze zasnela.
Niestety, pukanie powtorzylo sie. Tym razem bylo glosniejsze i bardziej natarczywe.
Wstala i z bijacym sercem podeszla do drzwi. Czy Rothgar przychodzil z podobnym zamiarem co ona? Poprawila jeszcze szlafrok, zanim wpuscila go do wnetrza. Ku jej zaskoczeniu, mial na sobie ten sam surdut i spodnie co przy kolacji.
– Tak, slucham. – Scisnela jeszcze mocniej pasek.
– Przepraszam za najscie o tak poznej porze, hrabino. Chcialem jednak z pania porozmawiac.
Mowil pewnym glosem, konkretnie i dobitnie. Nie, nie przyszedl tu po to, zeby ja zdobyc. Diana z trudem zdolala ukryc swoje rozczarowanie. Po co wobec tego ja nachodzil? Czyzby chcial jej cos wyznac?
– Prosze, niech pan wejdzie, markizie – powiedziala oficjalnym tonem. – Moze kieliszek porto?
Odmowil ruchem glowy, co znaczylo, ze nie bedzie mogla szukac pomocy w alkoholu. Ciekawe, czy zauwazyl, ze drza jej rece i ze jest zarumieniona jak kilkunastoletnia panienka?
Usiedli naprzeciwko siebie. Jak maz i zona, pomyslala.
– O co wiec chodzi, panie?
– Polecono mi zabrac pania do Londynu, hrabino – padla odpowiedz.
Erotyczne fantazje skonczyly sie jak nozem ucial. Diana siedziala na swoim miejscu z otwartymi ustami.
– Kto… kto ci polecil, panie? – zdolala w koncu wyjakac. -Jak to kto? Krol. Oczywiscie z pomoca krolowej. – Podal jej zalakowany list.
Diana zlamala pieczec i przeczytala list od krolowej. Charlotte chciala, by na jakis czas zostala jej dama dworu.
– Dlaczego? – Odlozyla pismo. – To chyba jasne, ze nie
pojade.
Rothgar pokrecil z dezaprobata glowa.
– Nie radze odmawiac krolowi.
– Nie ma prawa! – wykrzyknela, zaciskajac dlonie w piesci. Wstala i zaczela sie przechadzac po sypialni. Nie tego sie spodziewala po tej romantycznej nocy.
Rothgar siedzial spokojnie na swoim miejscu.
– Dlaczego? – Diana powtorzyla swoje pytanie. Pamietala jeszcze, ze wielu Arradale'ow nie powrocilo
z Londynu. Zostalo oficjalnie lub nieoficjalnie zgladzonych. Od tego czasu ograniczono znacznie krolewska wladze, ale Jerzy III wciaz mogl ja wtracic do Tower.
– Sama zwrocilas na siebie uwage Jego Krolewskiej Mosci, pani – zaczal markiz. – Nie trzeba bylo ubiegac sie o miejsce w Izbie Lordow.
– Przeciez slusznie mi sie nalezy! – rzekla z moca, chociaz wiedziala, ze sprawa jest przegrana. – Nikt nie reprezentuje moich ziem w Parlamencie! To niesprawiedliwe!
– Tylko dzieci mysla w takich kategoriach, pani. Zycie nie jest sprawiedliwe – dodal sentencjonalnie.
– Czy uwazasz, ze zachowuje sie dziecinnie, panie?
– Akurat w tym jednym wzgledzie – odparl. – To pewnie dlatego, ze mieszkalas zbyt dlugo na polnocy.
– Lubie moje ziemie.
– Tak, bo tutaj mozesz bawic sie jak dziecko i niczego sie nie obawiac.
Spojrzala na niego i gdzies, w glebi serca, pojawil sie strach. Niewiele wiedziala o zyciu dworskim, a miala powody, by spodziewac sie najgorszego.
– Czy cos mi grozi? – Milczala przez chwile, mocujac sie z jednym slowem. – Tower? – wydobyla je w koncu z siebie.
Rothgar pokrecil glowa.
– Nie sadze. Pamietaj o akcie Habeas Corpus. Diana wciaz byla pelna watpliwosci.
– Czy krol go uszanuje?
– Zostal do tego ostatnio zmuszony przez sad w sprawie tego dziennikarza, Johna Wilkesa. Jednak to, ze w ogole doszlo do aresztowania wskazuje, ze krol wciaz ma ostre zeby i potrafi kasac.
Hrabina przypomniala sobie przypadek Wilkesa, ktory napisal krytyczny wobec krola artykul do „North Britona'.
Jerzy III wtracil go za to do Tower, ale Wilkes zostal zwolniony jako czlonek Izby Gmin.
– Ja nie napisalam niczego obrazliwego ani nie zlamalam prawa – zauwazyla Diana.
Zaczynala sie powoli uspokajac. Zaden z jej wielkich przodkow nie ugial sie przed krolem. Zwlaszcza wtedy, gdy czul, ze racja jest po jego stronie.
– To oczywiste, pani. Mimo to jestes w niebezpieczenstwie.
– Ale dlaczego? – powtorzyla po raz kolejny. – Domagalam sie jedynie tego, co mi sie slusznie nalezy.
Rubin na palcu markiza blysnal krwawo w powietrzu. Na jego twarzy pojawil sie wyraz zniecierpliwienia.
– Dajmy juz temu pokoj, pani – powiedzial z westchnieniem. – Wiekszosc mezczyzn zareagowalaby podobnie. Zaloze sie, ze krol napisal na twojej petycji: „przeciwne naturze' albo gorzej: „buntownicze'. Obawiam sie, ze sprawdzil tez twoja pozycje i wplywy. Musi uwazac na te ziemie. Zwlaszcza, ze znajduja sie tak blisko Szkocji.
– Ale ja przeciez nie jestem buntownikiem! I nie mozna mna pomiatac. Nie zgodzi sie na to ani arystokracja, ani moj lud! – zakonczyla mocno.
– Ani ja, co jest tutaj oczywiscie najwazniejsze – dodal beznamietnym tonem.
Chciala rozesmiac mu sie prosto w twarz, ale cos jej mowilo, ze markiz nie zartuje. Nawet Elf podkreslala przeciez wplyw, jaki ma na krola. Diana slyszala zreszta juz wczesniej o jego mozliwosciach.
– Powiedz zatem, co mi zagraza, panie – poprosila.
– Po pierwsze, najpierw pojawia sie naciski, zebys wyszla za maz, pani. – Juz otworzyla usta, zeby zaprotestowac, ale Rothgar powstrzymal ja dlonia. – Po drugie, jesli im nie ulegniesz, beda cie chcieli uznac za umyslowo chora.
Protest uwiazl jej w gardle. Przez chwile patrzyla na markiza jakby byl jednym z tych precyzyjnie wykonanych automatow, a potem wstala i lekcewazac jakakolwiek etykiete, nalala sobie kieliszek porto z krysztalowej karafki. Slodko-cierpki plyn dobrze jej zrobil, ale nie uspokoil do konca.
– Przeciez krol nie moze mnie tak po prostu uznac za wariatke!
Rothgar nawet sie nie poruszyl na swoim miejscu.
– Sam, nie – stwierdzil. – Nie wiem, czy czytalas, pani, ostatni raport komisji parlamentarnej na temat domow dla umyslowo chorych?
Diana skinela glowa.
– Tak, wiem. Wielu wariatow to po prostu ludzie niewygodni – podjela temat. – Sama definicja choroby umyslowej jest niejasna, co pozwala na wsadzenie do domu wariatow praktycznie kazdego. Zwykle sa to krnabrne zony albo corki. Podjelam juz kroki, zeby zlikwidowac te plage na swoich terenach. Mam nadzieje, ze w Londynie dzieje sie podobnie?
Markiz potwierdzil, wciaz jednak byl zaniepokojony jej losem.
– To prawda, ale nie mozna bylo zabronic wtracania tam ludzi naprawde chorych – rzekl ze smutkiem. – Dlatego, dysponujac odpowiednia wladza, mozna przekupic lekarzy i pozbyc sie niewygodnej osoby. Wszystko moze tu sie stac pretekstem.
Juz chciala powiedziec, ze to niesprawiedliwe, ale sie powstrzymala. Nie chciala, by Rothgar uwazal ja za