Diana lezala w powozie, nie chcac pokazywac sie na zewnatrz. Po co stawac sie jeszcze jedna atrakcja dla ciekawskiej gawiedzi? Na szczescie chlopi pomogli tez usunac z drogi martwe konie. Jednak, kiedy przybyl medyk, okazalo sie, ze Thomas Miller juz nie zyje. Zawinieto go wiec W koc i umieszczono obok niej w powozie. Nie miala nic -przeciwko temu. Od Beya dowiedziala sie, ze mial zone i dwoje dzieci i ze dorastal w jego majatku. Zauwazyla, ze kiedy o tym mowil, bolesny grymas wykrzywil mu twarz. Nie potrafil pozostac nieczuly na nieszczescia swoich ludzi.
Gospoda „Pod Biala Gesia' miala zaledwie pare pokoi goscinnych. Znajdowala sie zbyt blisko Ware, zeby pelnic jakas wazna role, ale gospodarz zrobil wszystko, co mogl, zeby bylo im wygodnie.
Historia napadu rozniosla sie po calej okolicy i wkrotce, mimo poznej pory, sprowadzono Eresby'ego Motte'a, miejscowego sedziego.
– To dobra okazja, zeby przecwiczyc role damy – postanowila Diana.
Rothgar, ktory przyniosl jej te wiadomosc, skinal glowa. Wciaz chodzil pochylony, poniewaz pokoje w gospodzie byly bardzo niskie.
– Oczywiscie nie przyznasz sie do zastrzelenia tych ludzi – stwierdzil z diabelskim usmiechem. – Dzieki temu zyska tylko moja reputacja.
Chcialo jej sie smiac, ale zdolala sie powstrzymac i z mina prawdziwej damy zeszla na dol. Pozwolila, by zona wlasciciela gospody nalala jej slodzonej herbaty i czekala na sedziego. Najpierw jednak pojawila sie Clara. Troche potargana, ale cala i zdrowa.
Jej historia okazala sie prosta. Nikt nie otrul koni z ich powozu, ale pekla im uprzaz. Kiedy woznica zatrzymal sie, zeby ja naprawic, otoczylo ich pieciu zamaskowanych ludzi. Kazali im wysiasc, a gdy natrafili na opor, po prostu wyrzucili ich z powozu. Nastepnie zwiazali i zostawili w pobliskich krzakach.
Pieciu, pomyslala Diana. Znaczylo to, ze jednemu z mordercow udalo sie zbiec. Az zadrzala, kiedy pomyslala, ze ten czlowiek moze sie czaic gdzies w poblizu. Postanowila zadbac jednak o sprawy biezace i poprosila Clare o przygotowanie czystej sukni. Bedzie jej latwiej zagrac prawdziwa dame w czystym przyodziewku.
Clara wrocila po paru minutach z informacja, ze nie sprowadzono jeszcze drugiego powozu.
– Dlaczego nie ma czegos w podroznym? – Diana nie kryla irytacji. – Przeciez jest tam miejsce na bagaz.
Clara sklonila glowe jeszcze nizej.
– W powozie podroznym jedzie automat, pani – wyjasnila. – Markiz kazal go poowijac w galgany, zeby sie nie stlukl.
No tak, automat mogl zawsze liczyc na luksusowa podroz. Niestety, Diana nie wozila przy sobie zapasowej sukni. W podrecznym sakwojazu miala jedynie pare ksiazek, przybory do pisania, kremy i pudry oraz pistolety. Ciekawe, jak dlugo bedzie czekac na reszte swoich bagazy. I czy woznica nie zdecyduje sie jechac prosto do Londynu.
Przyjela wiec sedziego, kostycznego staruszka, w zabrudzonym ziemia i krwia stroju, co tylko wzbudzilo jego wspolczucie. Eresby Motte wysluchal ich relacji i zapewnil, ze zajmie sie cala sprawa. Jednak Diana nie sadzila, zeby udalo mu sie odnalezc bandytow.
Pozegnala sie z Beyem, zjadla pozny posilek i zaraz po polnocy udala sie na spoczynek. Ze wzgledu na niewielka ilosc pokoi musiala dzielic swoj z Clara. Sluzaca zasnela szybko, ale Diana lezala w lozku, zastanawiajac sie nad wydarzeniami minionego dnia. Szybko zapomniala o walce i smierci. Zapomniala nawet o piatym napastniku/Pamietala tylko pocalunek markiza.
Najwspanialszy pocalunek w jej zyciu!
Przez chwile przewracala sie niespokojnie w poscieli, potem wstala i owinela sie lekka, rozowa koldra.
Postanowila pojsc do Rothgara.
Nie wiedziala, jak ja przyjmie, ale na razie nie mialo to zadnego znaczenia. Dotknela jeszcze swoich ust i wyszla na korytarz. Nagle przyszlo jej do glowy, ze podobnie jak ona, markiz moze dzielic pokoj ze swoim sluzacym. Co zrobi wowczas? Ach, niewazne, niewazne…
Juz chciala otworzyc drzwi do pokoju obok, ale z wnetrza dobieglo do niej lekkie pochrapywanie. Nie, Bey, em-minence noire Anglii, nie mogl wydawac z siebie takich odglosow. Nacisnela wiec klamke kolejnych drzwi, zeby sprawdzic, czy nie sa zamkniete. Nie byly.
Pchnela je wiec lekko i… omal nie krzyknela. Bey siedzial na krzesle naprzeciwko wejscia z pistoletem w rece. Mial na sobie krotkie spodnie, biala koszule i powalane krwia dlugie buty do jazdy.
Diana owinela sie szczelniej koldra,
– Chcialam tylko sprawdzic, czy nic ci nie jest – szepnela.
Przez moment rozwazal, co z nia zrobic. W koncu wstal i wskazal miejsce na swoim drewnianym lozku. Jednoczesnie kocim ruchem zamknal drzwi. Hrabina usiadla, czujac, ze serce wali jej jak mlotem.
15
Diana rozejrzala sie dokola. Pokoj do zludzenia przypominal ten, ktory ona dostala. Pod oknem stalo proste biureczko, a przy wejsciu stolik z fajansowa miska. Tyle, ze znajdowalo sie tutaj tylko jedno lozko i dwa krzesla. Na biurku, podobnie jak w jej pokoju, zona wlasciciela postawila wazon z pieknym bukietem. Wszystko bylo proste, ale za to czyste i pachnace. A przede wszystkim wy-krochmalona posciel, na ktorej usiadla.
– Nic ci nie jest? – powtorzyla pytanie, kiedy markiz usadowil sie na swoim krzesle.
– Wiekszosc ludzi mysli, ze jestem z zelaza – mruknal.
– Przy mnie nie musisz udawac.
Jego wzrok padl na stojaca na biureczku karafke i kieliszki.
– Moze napijemy sie porto? – zaproponowal, wstajac. -To pewnie nie vintage, ale moje zostalo gdzies na drodze.
Podszedl do biurka i odlozyl pistolet.
– W zasadzie sam nie wiem, na co czekam – dodal z westchnieniem. – Przypuszczam, ze jestesmy tu bezpieczni. Na razie nic nam nie grozi.
Nalal porto do kieliszkow i jeden z nich podal Dianie. Spojrzala na niego ze zdziwieniem, kiedy przysunal sobie krzeslo i usiadl naprzeciwko.
– Wiedziales o tym piatym?
Wydal lekcewazaco wargi. W blasku swiec byl jeszcze bardziej mroczny niz normalnie, w ciagu dnia.
– Przeciez wiem wszystko! – Rozesmial sie sucho. – Ale tak naprawde, wypytalem Fettlera. Potwierdzil moje podejrzenia. Czy rozpoznalas ktoregos z napastnikow?
Zaprzeczyla ruchem glowy.
– Bylo zbyt ciemno. Poza tym, nie myslalam, ze… – Poslala mu szybkie spojrzenie. – De Couriac?
– Prawdopodobnie to on zbiegl – Rothgar potwierdzil jej przypuszczenia. – Tak by przynajmniej wynikalo z relacji Fettlera. Dowodca tych zbirow w ogole sie nie odzywal. Pokazywal tylko, co maja robic.
Diana zawstydzila sie nagle, ze nie wypytala o wszystko Clare. Sadzila, ze zaskoczy Beya informacjami o zbieglym bandycie, a tymczasem to on ja zadziwil.
– Bali sie, ze sluzacy go rozpoznaja!
– Albo, ze zdradzi go akcent – dodal.
– A… a jego zona? – dopytywala sie.
Markiz usmiechnal sie lekko pod nosem i pochylil nieco w jej strone.
– Teraz jestem pewien, ze to nie byla jego zona – stwierdzil. – Pewnie odeslal ja do Francji. Niewiele moglaby zdzialac z taka twarza.
Hrabina patrzyla na niego przez moment, nie bardzo rozumiejac. Wiec kim byla madame de Couriac? I o co mu chodzilo, gdy mowil o jej twarzy? Jednym haustem wypi-
pol kieliszka porto. Rzeczywiscie, nie bylo najlepszej jakosci, ale nie to ja teraz interesowalo.
– Co zrobiles, ze chca cie zabic, Bey?! Co sie w ogole dzieje?!
Rothgar rowniez wypil porto, a nastepnie polozyl dlon na sercu.
– Moze byc – mruknal i zwrocil sie do niej: – Bardzo mi przykro, Diano, ze wplatalem cie w te sprawe. Wyslalem po posilki do Londynu i jutrzejsza podroz powinna juz byc bezpieczna.
– Ale dlaczego Francuzi chca cie zabic? – Nie dawala niu spokoju.