Rothgar spochmurnial i milczal przez chwile.
– Moge zaszkodzic ich krajowi w dwoch sprawach -odezwal sie w koncu. – Nie chce im pozwolic na odbudowe floty i pragne zniszczyc fortyfikacje w Dunkierce. To ich glowna baza wypadowa na Anglie. W ten sposob moglibysmy uniknac przyszlego najazdu.
– Najazdu? – powtorzyla. – Od czasu Normanow nikt nie powazyl sie na podboj wyspy!
– Normanowie tez byli Francuzami – zauwazyl. – Ale nie o to mi chodzi. Pod grozba sily latwiej by im bylo zmienic krola. Na przyklad na kogos z dynastii Stuartow.
Diana wypila jeszcze wina, czujac, ze szybciej niz zwykle uderza jej do glowy. Miala problemy ze zrozumieniem tego, o czym mowil Rothgar.
– Ale dlaczego nie zniszczono jeszcze tych umocnien? Przeciez bylo to jedno z postanowien traktatu pokojowego.
Markiz spojrzal na nia z szacunkiem. Czyzby interesowala sie tez sprawami kraju?
– Nie dotrzymano takze paru nastepnych – stwierdzil. -Francuzi wiedza, co oznaczaloby zniszczenie Dunkierki. Dlatego robia co moga, zeby do tego nie dopuscic. Ostatnio ambasador francuski przedstawil czarujaca propozycje, zeby nie zasypywac kanalu prowadzacego do morza, tylko nazwac go imieniem swietego Jerzego. Na czesc krola Anglii.
– Zartujesz!
– Niestety, nie. – Dopil swoje wino i siegnal po karafke. – Co wiecej, krolowi bardzo sie ten pomysl spodobal, bo w pierwszej wersji mial to byc kanal swietego Ludwika. Jeszcze?
Pokrecila glowa, wiec markiz nalal tylko sobie. Patrzyla jak pije, zwracajac szczegolna uwage na usta. Pocalunek. Ich pocalunek.
– A moze jednak. – Wyciagnela do niego swoj kieliszek. Wiec krola tak latwo oszukac?
– Nawet o tym nie mysl! – odrzekl, nalewajac jej porto. -Jest prozny, ale potrafi byc bardzo przenikliwy.
Diana napila sie troche wina i oblizala wargi. Zrobila to odruchowo, nie zastanawiajac sie nad tym gestem. Rothgar spojrzal gdzies w bok.
– Poza tym pelniacy role ambasadora Francji D'Eon, to niezwykle sprytny, ale i czarujacy czlowiek – dodal po chwili
– I nie cofa sie przed niczym – dorzucila.
– Z cala pewnoscia!
Markiz wstal i zblizyl sie do wazonu, z ktorego wyjal lilie. Byla piekniejsza i bardziej okazala niz mak, ale Diana prawie nie miala na sobie ubrania, a przede wszystkim sztywnego stanika sukni. Zostala w samej bieliznie, bo jej szlafrok tez znajdowal sie w powozie podroznym. Dlatego teraz jeszcze mocniej otulila sie koldra.
Bey pochylil sie w strone hrabiny. Czula juz slodki zapach kwiatu.
– D'Eon walczyl jako kapitan dragonow w czasie wojny – zaczal wyjasnienia. – Jednak jego rola byla znacznie powazniejsza. Kiedys podrozowal dwa dni ze zlamana noga, zeby dostarczyc wiadomosc. Nie mozna traktowac go zbyt lekko. To czlowiek ambitny i niebezpieczny.
Zblizyl sie do niej jeszcze bardziej. Ich usta znalazly sie po przeciwleglych stronach lilii. Won kwiatu byla odurzajaca.
– O co mu chodzi? – spytala slabo.
– Zeby zostac stalym ambasadorem – padla odpowiedz.
– Myslalam, ze juz nim jest. – Przypomniala sobie jego slowa.
– Rothgar potrzasnal glowa.
– Zastepuje tylko hrabiego de Guerchy – wyjasnil. -I uwaza, ze doskonale sobie radzi w tej roli. Poza tym wydal juz czesc pieniedzy z budzetu reprezentacyjnego i nie thcialby tlumaczyc sie przed hrabia.
Diana dostrzegla diabelski blysk w jego oku i natychmiast otrzezwiala.
– Czyzbys maczal w tym palce? Rothgar ze smiechem podal jej kwiat.
– Czy sadzisz, ze by mnie posluchal? – Wygladal na jeszcze bardziej rozbawionego. – Otrzymal bezposrednie upowaznienie od krola.
Hrabina zrobila wielkie oczy i odlozyla lilie.
– Na mily Bog! Sfalszowales dokumenty?! – wykrzyknela. Rothgar polozyl palec na ustach.
– Cii! Nie jestes chyba taka naiwna, zeby sadzic, ze polityka polega na wzajemnej wymianie uprzejmosci – rzekl z westchnieniem. – To sa brudne sprawy, Diano. Francuzi juz dwukrotnie w tym stuleciu wypowiadali nam wojne. Na szczescie nie moga juz uzyc Szkotow. Ich klany sa albo wierne krolowi, albo pozbawione wladzy. Ale maja jeszcze Irlandie. A ja robie wszystko, zeby zapobiec nowej wojnie.
Diana skinela glowa na znak, ze rozumie. Nie dziwila sie juz zakusom Francuzow. Rothgar stal im na drodze niczym skala. Nie byl prozny, tak jak krol. Nie mial ambicji, poniewaz nie sprawowal zadnych waznych funkcji. Co wiecej, zapewne nie mozna go bylo przekupic.
Markiz siegnal po kwiat. Po chwili dotknal delikatnymi platkami jej policzka. Diana znow poczula mocny, slodki zapach.
– Obawiam sie, ze czekaja cie nowe niebezpieczenstwa -szepnela.
Dotknal lilia jej warg.
– Teraz chyba zmniejszylo sie zagrozenie – zauwazyl. -
Dostali dobra nauczke. Mam nadzieje, ze nie posuna sie
do najgorszego.
Przytrzymala kwiat.
– Najgorszego?
– Gdybym nagle skonal, wzbudziloby to zbyt wiele podejrzen – wyjasnil. – Mysle, ze nie uzyja trucizny.
W naglym przyplywie strachu chwycila go za reke.
– Och, Bey.
Diana wiedziala, ze powinna juz odejsc. Nie miala na to jednak najmniejszej ochoty. Dotyk Rothgara dzialal na nia silniej niz jakikolwiek narkotyk. Jednoczesnie drzala ze strachu, ze cos mu sie moze stac. Nigdy nie darowalaby sobie tego, ze pozostali wobec Ciebie tak… obcy.
– Dotknij mnie – poprosila. Spojrzal jej w oczy.
– Mowisz tak, bo ledwo uszlismy z zyciem. Jutro bedziesz tego zalowac.
– Nigdy! – szepnela, czujac, ze nie moze opuscic jego pokoju. – Prosze, dotknij.
Pogladzil ja po glowie.
– Jeszcze? – spytal.
Chciala krzyczec, ze jest gotowa na wszystko. Jesli tylko on zechce. Wprawdzie dzis oboje zyja, ale kto wie, co bedzie jutro?
– Tak. Prosze, pocaluj mnie. – Zaczynalo jej brakowac tchu w piersiach. – Ale bez… bez…
Skinal glowa.
– Nie jestem nierozwaznym mlodzikiem – zapewnil ja. Znowu wzial kwiat i zaczal prowadzic go delikatnie po
jej szyi i policzkach. A kiedy juz nie mogla wytrzymac, dotknal platkami jej warg. Diana zamknela oczy, wiedzac, co za chwile nastapi.
Pocalunek byl jeszcze dluzszy i jeszcze wspanialszy niz poprzedni. Przylgnela calym cialem do markiza, nie zdajac sobie sprawy z tego, ze jej koldra opadla na podloge. Dzielila ich teraz zaledwie cienka warstwa bielizny.
– Jeszcze, jeszcze – powtarzaja, kiedy nagle poczula, ze sie odniej odsuwa. Rothgar westchnal glosno.
– Nie jestem niedoswiadczonym mlodzikiem, ale… sa pewne granice.
Diana nie chciala nic wiedziec na ten temat. Wyciagnela do niego ramiona.
– Prosze – jeknela zalosnie. Spojrzal na nia uwaznie.
– Czy moglbym…? – spytal, nie konczac. – Kiedy mialas otatnia niedyspozycje miesieczna?
Zaczerwienila sie slyszac to pytanie.
– Juz dawno, bardzo dawno – odparla, spusciwszy oczy. -Niedlugo powinna byc nowa.
Starala sie przypomniec sobie to, co wyczytala z broszurki, ktora dostala od Elf.
– Ryzyko jest niewielkie – stwierdzil.
– Ale wciaz istnieje! – przestraszyla sie. – Myslalam, ze mozemy byc razem zupelnie nago, a wciaz nad soba panowac.