zamiast zaslaniac.
Czula sie pod nim naga. Na rysunku widziala co prawda, ze jedno ramie jest odsloniete, ale nie bylo to jeszcze jej ramie. Co gorsza, pozbawiony fiszbinow i krynoliny stroj ujawnial ksztalt jej bioder i pupy, a przylegajacy do ciala material opinal sie na piersiach, ktore w dodatku poruszaly sie przy kazdym ruchu. Diana nigdy nie doswiadczyla czegos podobnego!
Zbulwersowana Clara raz jeszcze pokrecila glowa.
– Powinien byc gorset, pani.
Diana zaczerwienila sie jeszcze mocniej, ale nie dala sie zbic z tropu. W gorsecie to przebranie straciloby cala swoja naturalnosc i autentyzm.
– Nie, Claro. Musi tak zostac.
Jednoczesnie czula, ze konce jej piersi nabrzmialy nagle i staly sie twarde. W lustrze dostrzegla, ze ich ksztalt przebija przez cienka tkanine.
– Czy… czy mozna by dac troche wiecej materialu? spytala starsza z kobiet.
Zagadnieta pochylila lekko glowe.
– Mistrz Mannerly uwaza, ze tak jest dobrze – rzekla pewnym glosem.
Hrabina musiala przyznac, ze stroj jest doskonale dopasowany. Byl zarazem elegancki i prosty. Co wiecej, podkreslal jej naturalna urode. Byc moze tylko wygladalaby w nim troche blado, gdyby pomalowala twarz i uzyla pudru. Nie zdecydowala sie jednak na to, zeby wystapic w calej swej krasie. Moze w ten sposob zdola zachecic Rothga-ra. Pamietala jeszcze, jak patrzyl na jej piersi „Pod Biala Gesia'. Teraz tez bedzie je mial tuz przed oczami.
– Swietnie – zgodzila sie zarumieniona Diana. – Moge prosic dodatki?
Kobiety zalozyly jej srebrne pantofelki i maske, a skwaszo-na Clara odsunela sie w kat. Maska byla naprawde piekna, wykonana ze srebra i zdobiona perlami, ukladala sie na twarzy w polksiezyc. Co prawda symbolem bogini Diany byl ksiezyc w pelni, ale przeciez nie mogla wyrzec sie takiego cuda.
Hrabina z usmiechem wyciagnela rece po luk i strzaly. Cale przedsiewziecie wydawalo jej sie coraz bardziej ekscytujace. Najpierw przypiela sobie kolczan ze srebrnymi strzalami, a potem siegnela po luk.
– O, prawdziwy! – ucieszyla sie. – Mistrz Mannerly wzial doslownie to, co mowilam o autentyzmie.
Diana zajmowala sie tez przez jakis czas lucznictwem pod czujnym okiem Carra. Potem zdecydowala sie na nowoczesniejsza bron. Jednak od czasu do czasu lubila dla relaksu postrzelac z luku. Wyjela wiec strzale i zlozyla sie do strzalu. Jako cel wybrala galaz nad ponurym mnichem na tapecie w odleglym kacie pokoju.
– Alez, pani! – wykrzyknela Clara.
– Cicho, bo sciagniesz tu caly palac – zgromila ja i naciagnela cieciwe.
Nagly swist przeszyl powietrze i strzala wbila sie wprost w galaz. Mnich wciaz byl ponury, choc przeciez zachowal zycie.
– Niezla bron, ale pare metrow to zadna odleglosc -stwierdzila Diana i podeszla do otwartego okna. – Moze powinnam wybrac jakis cel w ogrodzie.
– Lepiej nie, pani.
Kobiety z pracowni krawieckiej staly spokojnie. Widocznie mialy za zadanie niczemu sie nie dziwic.
Diana podniosla luk do gory, ale po chwili go opuscila. Ktos mogl przeciez zobaczyc strzal.
– Dobrze, Claro, ale musze ci powiedziec, ze nagle odzylam. Tak, jakbym wsliznela sie w moje stare buty.
– Ktore, pani? Te zolte? – spytala Clara odbierajac jej luk i strzaly.
– Nie, chodzi mi o to… Zreszta niewazne.
Diana pozegnala obie panie i pozwolila Clarze pomoc przy rozbieraniu. Nastepnie stanela przy otwartym oknie i spojrzala na ksiezyc w pelni, swoj prawdziwy symbol. To tam trafialo to wszystko, co zle wykorzystano lub stracono na ziemi. Nadzieje i milosci, marzenia i zlamane serca.
Tam tez zapewne dotarly jej zyczenia. Nic dziwnego, ze jest dzis tak jasny i swieci tak przejmujaco.
Kiedy zegar w holu Malloren House wydzwonil dziesiata, Bryght odeslal Portie ze spiacym Francisem na gore. Sluzba juz konczyla scielenie lozek. Jednak Bryght nie wybieral sie jeszcze na spoczynek. Spojrzal na Rothgara mile zaskoczonego ich niespodziewanym przybyciem.
– To Elf nalegala, zebysmy szybko skonczyli nasza wyprawe – wyjasnil.
Wskazal jeszcze sluzbie bagaze, ktore nalezalo rozpakowac jak najszybciej. Inne mogly poczekac do jutra. Rothgar patrzyl na to wszystko, jakby nic sie nie dzialo.
– Jak sie miewa lady Arradale? – Od razu przeszedl do sedna. – Czy nic zlego sie nie stalo, Bey?
Rothgar wzruszyl ramionami.
– Wrecz przeciwnie. Jutro wydaje bal maskowy na jej czesc – poinformowal brata. – Wasza pomoc bardzo sie przyda. Elf i Fort pojechali pewnie do Walgrave House, co?
Bryght skinal glowa.
– Oczywiscie chciala od razu przyjechac tutaj, ale Fort jej to wyperswadowal. Mozesz sie jej spodziewac jutro rano. Bedzie chciala wydobyc z ciebie wszystkie twoje sekrety.
Markiz jedynie rozlozyl ramiona, jakby chcial zademonstrowac w ten sposob swoja otwartosc.
– Nie mam nic do ukrycia – zadeklarowal. Brat spojrzal na niego z troska.
– I pewnie chetnie poprowadzi bal – dodal.
– Swietnie, chociaz mam juz odpowiednia osobe – powiedzial Rothgar, a nastepnie wskazal przejscie do swego gabinetu. – Chodzmy, moze napijesz sie wina?
Bryght zgodzil sie z przyjemnoscia. Najpierw jednak musial zajac sie reszta bagazu, wiec zaproponowal, ze przyjdzie do niego za chwile. Kwadrans po dwunastej obaj bracia uniesli kieliszki wypelnione czerwonym porto.
– Za spotkanie! – rzekl Rothgar.
Bryght przygladal mu sie uwaznie. Bey byl zupelnie spokojny, ale tego nalezalo sie spodziewac. Jego zachowanie tak naprawde nie swiadczylo o niczym. Dlatego Bryght po-tanowil zadac mu bezposrednie pytanie:
– Czy krol naciska na malzenstwo lady Arradale?
– Tak. W tej chwili ma jednego powaznego kandydata, lorda Randolpha Somertona – odparl Rothgar.
Brat zmarszczyl czolo, usilujac go sobie przypomniec.
– Nie, nic o nim nie wiem – stwierdzil w koncu. – Czy to dobry kandydat?
– Przystojny i czarujacy. Poza tym ojciec chetnie by sie go pozbyl, bo lubi karty.
Bryght az syknal, slyszac te slowa.
– Krol moglby jej znalezc kogos lepszego!
Markiz odwrocil sie i z kieliszkiem w reku podszedl do okna, za ktorym swiecil ksiezyc w pelni. Przez chwile stal, patrzac na jego tarcze.
– Niektorzy sadza, ze jest na ksiezycu/Bo tam co tutaj stracone jest wszystko.
– Bey, czy ty mnie sluchasz? – zaniepokoil sie brat.
– Aleksander Pope – zakonczyl Rothgar. – Co? A tak, slucham. Wyobraz sobie, wszystkie nasze slabosci i leki, a takze stracone okazje na ksiezycu. Obawiam sie, ze nie wytrzymalaby tego zadna planeta. A Ziemia jakos wytrzymuje…
Rothgar dopil wino jednym haustem i rzuciwszy cos na pozegnanie wyszedl z gabinetu. Bryght jeszcze przez dluzsza chwile patrzyl na zatrzasniete drzwi, obracajac w dloni swoj kieliszek.
Elf miala racje. To wszystko bylo bardzo dziwne i zapewne dobrze zrobili wracajac wczesniej niz planowali. Tylko czy zdolaja pomoc? Siostra twierdzila, ze lady Diana predzej czy pozniej zlamie postanowienie Rothgara i rzeczywiscie na to sie zanosilo. Musza jedynie zdazyc, zanim krol wyda ja za maz.
Bryght podniosl swoj kielich do ksiezyca.
– Badz pozdrowiona, Diano – powiedzial. – Zwyciezaj sily ciemnosci i prowadz nas wszystkich do szczesliwego konca!
Diana wciaz stala przy oknie, a Clara pakowala luk, kolczan i buty do pudla, w ktorym przyniosly te rzeczy obie panie.
– Ojej, tu jest jakis papier – wykrzyknela nagle, zajrzawszy do srodka.
– Mozesz go odlozyc, Claro. To pewnie rachunek. Sluzaca pokrecila glowa.
– Jest zapieczetowany.
Zaciekawiona Diana podeszla do lozka i zerknela pokojowce przez ramie. Clara miala racje. To nie byl