– Nie zostalam zgwalcona – odezwala sie Lisa. – To byla pomylka. Chce wrocic do domu.
– Zdaje pani sobie sprawe, ze moze pania czekac kara za skladanie falszywych zeznan?
– Ta kobieta nie jest kryminalistka – stwierdzila gniewnie Jeannie. – Jest ofiara przestepstwa. Jesli panski szef zapyta, dlaczego wycofala skarge, niech pan powie, ze zrobila to, poniewaz byla w brutalny sposob przesluchiwana przez posterunkowego McHenty'ego z baltimorskiej policji. A teraz pan wybaczy, ale zabieram ja do domu. – Objela ramieniem Lise i ruszyla z nia w kierunku wyjscia.
– Co ja takiego zrobilem? – mruknal, kiedy go mijaly.
3
Berrington Jones przyjrzal sie dwom swoim starym przyjaciolom.
– Nie potrafie w to uwierzyc – stwierdzil. – Zblizamy sie wszyscy trzej do szescdziesiatki. Zaden z nas nie zarabial nigdy wiecej niz kilkaset tysiecy dolarow rocznie. Teraz zaoferowano kazdemu z nas po szescdziesiat milionow… a my siedzimy tutaj i mowimy o odrzuceniu tej oferty!
– Nigdy nie zalezalo nam na pieniadzach – oznajmil Preston Barek.
– W dalszym ciagu tego nie rozumiem – dodal senator Proust. – Skoro nalezy do mnie jedna trzecia przedsiebiorstwa, ktore jest warte sto osiemdziesiat milionow dolarow, jak to sie stalo, ze wciaz jezdze trzyletnim crownem victoria?
Trzej mezczyzni byli wlascicielami malej biotechnologicznej firmy, Genetico Incorporated. Preston zajmowal sie prowadzeniem interesu, Jim polityka, a Berrington zrobil kariere naukowa. Przygotowywana transakcja byla jednak dzielem tego ostatniego. W samolocie do San Francisco spotkal dyrektora generalnego niemieckiego konglomeratu farmaceutycznego Landsmann i zainteresowal go zlozeniem oferty. Teraz musial przekonac swoich partnerow, aby ja zaakceptowali. Okazalo sie to trudniejsze, niz sadzil.
Siedzieli w gabinecie domu w Roland Park, zamoznym przedmiesciu Baltimore. Dom nalezal do Uniwersytetu Jonesa Fallsa i wynajmowano go zaproszonym profesorom. Berrington, ktory wykladal rowniez w Berkeley w Kalifornii i na Harvardzie, mieszkal w nim przez szesc tygodni w roku, kiedy przebywal w Baltimore. W pokoju bylo malo nalezacych do niego rzeczy: laptop, fotografia bylej zony i ich syna, a takze stos egzemplarzy jego najnowszej ksiazki Dziedzictwo przyszlosci: Jak inzynieria genetyczna zmieni oblicze Ameryki. Telewizor z wylaczona fonia pokazywal ceremonie wreczania nagrod Emmy.
– Kliniki zawsze przynosily pieniadze – stwierdzil Preston Barek, szczuply powazny mezczyzna, jeden z najwybitniejszych naukowcow swojego pokolenia, z wygladu przypominajacy ksiegowego. Do Genetico nalezaly trzy kliniki specjalizujace sie w sztucznym zaplodnieniu, zabiegu, ktory zaczeto przeprowadzac dzieki pionierskim badaniom Prestona w latach siedemdziesiatych. – Zaplodnienie in vitro jest najszybciej rozwijajaca sie dziedzina amerykanskiej medycyny. Genetico pozwoli Landsmannowi wejsc na nowy rynek. Chca, zebysmy przez nastepne dziesiec lat otwierali po piec klinik rocznie.
– Jak to sie stalo, ze nigdy nie zobaczylismy zadnych pieniedzy? – zapytal Jim Proust, lysiejacy opalony mezczyzna z duzym nosem, na ktorym tkwily okulary w grubych oprawkach. Jego brzydkie wyraziste rysy stanowily prawdziwa ucieche dla karykaturzystow. Przyjaznil sie z Berringtonem od dwudziestu pieciu lat.
– Zawsze wydawalismy je na badania – odparl Preston. Genetico mialo swoje wlasne laboratoria, a poza tym finansowalo projekty badawcze na wydzialach biologii i psychologii roznych uniwersytetow. Kontaktami ze swiatem akademickim zajmowal sie Berrington.
– Nie rozumiem, dlaczego nie zdajecie sobie sprawy, ze to nasza wielka szansa – oswiadczyl poirytowanym tonem.
– Wlacz dzwiek, Berry – powiedzial Jim, wskazujac telewizor. – Jestes na wizji.
Ceremonia wreczania nagrod Emmy skonczyla sie i zaczal sie program Larry'ego Kinga. Berrington byl jego gosciem. Nienawidzil Kinga – facet byl jego zdaniem zatwardzialym liberalem – ale wystep w programie dawal mu szanse dotarcia do milionow Amerykanow.
Przyjrzal sie sobie na ekranie i spodobalo mu sie to, co zobaczyl. W rzeczywistosci byl niewysoki, ale telewizja sprawiala, ze wszyscy wydawali sie tego samego wzrostu. Granatowa marynarka wygladala calkiem niezle, blekitna koszula pasowala do jego oczu, a krawat w kolorze burgunda nie swiecil na ekranie. Jesli mozna bylo miec do czegos zastrzezenia, to do jego srebrzystych wlosow – wydawaly sie zbyt puszyste, niemal nastroszone; ktos moglby go wziac za telewizyjnego kaznodzieje.
King, ubrany w swoje tradycyjne szelki, byl w agresywnym nastroju i staral sie go sprowokowac.
– Swoja ostatnia ksiazka wywolal pan kolejna burze, profesorze, ale niektorzy uwazaja, ze to, o czym pan pisze, to nie nauka, lecz polityka.
Sluchajac swojej odpowiedzi, Berrington z zadowoleniem stwierdzil, ze jego glos brzmi lagodnie i rozsadnie.
– Probuje tylko powiedziec, ze decyzje polityczne powinny opierac sie na podstawach naukowych, Larry. Natura, pozostawiona samej sobie, faworyzuje dobre i zabija zle geny. Nasz system pomocy spolecznej przeciwdziala naturalnej selekcji. W ten sposob wychowujemy pokolenie wybrakowanych Amerykanow.
Jim pociagnal lyk whisky.
– Dobre okreslenie – powiedzial. – Pokolenie wybrakowanych Amerykanow. Nadaje sie na cytat.
– Gdyby zwyciezyla panska koncepcja – mowil na ekranie Larry King – co staloby sie z dziecmi biedoty? Glodowalyby, prawda?
Twarz Berringtona przybrala powazny wyraz.
– Moj ojciec zginal w tysiac dziewiecset czterdziestym drugim roku, kiedy lotniskowiec Wasp zostal zatopiony przez japonska lodz podwodna kolo Guadalcanal. Mialem wtedy piec lat. Moja matka stawala na glowie, zeby mnie wychowac i poslac do szkoly. Ja jestem dzieckiem biedoty, Larry.
Nie mijal sie zbytnio z prawda. Jego ojciec, genialny inzynier, zostawil matce niewielki dochod, wystarczajacy, zeby nie musiala pracowac ani wychodzic powtornie za maz. Poslala Berringtona do drogich prywatnych szkol, a potem do Harvardu – ale rzeczywiscie nie bylo jej latwo.
– Niezle sie prezentujesz, Berry – stwierdzil Preston – z wyjatkiem moze tej fryzury w stylu country. – Najmlodszy z calej trojki, liczacy piecdziesiat piec lat Barek mial krotkie czarne wlosy, ktore przylegaly scisle do czaszki.
Berrington chrzaknal gniewnie. Odniosl to samo wrazenie, ale irytowalo go, ze wypowiedzial je ktos inny. Nalal sobie troche wiecej whisky. Pili nieblendowana springbank.
– Stawiajac rzecz na plaszczyznie filozoficznej – mowil na ekranie Larry King – czym panskie poglady roznia sie od tych, ktore prezentowali na przyklad nazisci?
Berrington wzial do reki pilota i wylaczyl telewizor.
– Zajmuje sie ta problematyka od dziesieciu lat – stwierdzil. – Trzy ksiazki, setki wystepow w podobnych do tego dziadowskich talk-showach i czy cos sie zmienilo? Kompletnie nic.
– Zmienilo sie – powiedzial Preston. – Dzieki tobie genetyka i problemy rasy znalazly sie w centrum zainteresowania. Jestes po prostu niecierpliwy.
– Niecierpliwy? – powtorzyl poirytowany Berrington. – Zebys wiedzial, ze jestem niecierpliwy. Za dwa tygodnie koncze szescdziesiat lat. Wszyscy sie starzejemy. Nie zostalo nam wiele czasu!
– On ma racje, Preston – stwierdzil Jim Proust. – Nie pamietasz, co sie dzialo, kiedy bylismy mlodzi? Widzielismy, jak Ameryka schodzi na psy: Murzyni otrzymali rowne prawa, kraj zalewali Meksykanie, najlepsze szkoly przyjmowaly dzieci zydowskich komunistow, nasi synowie palili trawke i uciekali przed poborem. I mielismy racje, chlopie! Popatrz, co zdarzylo sie pozniej! W naszych najgorszych koszmarach nie wyobrazalismy sobie, ze nielegalny handel narkotykami stanie sie jedna z najbardziej dochodowych dziedzin gospodarki i co trzecie dziecko bedzie wychowywane przez matke korzystajaca z Medicaid. Jestesmy jedynymi ludzmi, ktorzy maja odwage stawic czolo tym problemom: my i kilka podobnie do nas myslacych osob. Pozostali zamykaja oczy i czekaja na lepsze czasy.
W ogole sie nie zmienili, pomyslal Berrington. Preston byl zawsze ostrozny i bojazliwy, Jim bombastycznie pewny siebie. Znal ich obu od tak dawna, ze spogladal sympatycznym okiem nawet na ich wady. I przyzwyczail sie do roli moderatora, ktory prowadzil ich srodkowym kursem.
– Na jakim jestesmy etapie z Niemcami, Preston? – zapytal. – Podaj nam szczegoly.