– Czy cie skaleczyl?

– Nie.

– Wiec rozlozylas nogi wlasnowolnie?

– Jesli podejrzany celuje z pistoletu do gliniarza, na ogol kladziecie go trupem, prawda? – wtracila sie Jeannie. – Nazywa pan to wlasnowolnym uzyciem broni?

McHenty poslal jej gniewne spojrzenie.

– Prosze zostawic to mnie. Czy odnioslas w ogole jakies obrazenia? – zapytal, zwracajac sie ponownie do Lisy.

– Tak, krwawie.

– W wyniku wymuszonego stosunku?

– Tak.

– Gdzie dokladnie odnioslas obrazenia?

Jeannie nie mogla tego dluzej wytrzymac.

– Moze powinien to raczej ustalic lekarz?

McHenty spojrzal na nia, jakby byla niespelna rozumu.

– Musze to umiescic we wstepnym raporcie.

– W takim razie niech pan napisze, ze w wyniku gwaltu odniosla wewnetrzne obrazenia.

– To ja prowadze to przesluchanie.

– A ja mowie, zeby nie przeciagal pan struny – oznajmila Jeannie, przygryzajac warge, zeby nie krzyczec. – Moja przyjaciolka jest w stresie i nie sadze, zeby musiala opisywac panu swoje wewnetrzne obrazenia, kiedy i tak zaraz zbada ja lekarz.

McHenty byl wsciekly, ale nie dawal za wygrana.

– Zauwazylem, ze nosisz czerwona koronkowa bielizne, Liso. Nie sadzisz, ze to moglo miec jakis wplyw na to, co ci sie przydarzylo?

Lisa odwrocila wzrok. Jej oczy lsnily od lez.

– Gdybym zawiadomila, ze skradziono mojego czerwonego mercedesa – wtracila Jeannie – czy uwazalby pan, ze sprowokowalam zlodzieja, jezdzac tak atrakcyjnym samochodem?

McHenty zignorowal ja.

– Nie wydaje ci sie, ze moglas spotkac sprawce juz wczesniej, Liso?

– Nie.

– Ale w klebach dymu nie widzialas go chyba zbyt wyraznie. A on mial zawiazana na twarzy jakas szarfe.

– Z poczatku prawie nic nie widzialam. Ale tam, gdzie… to zrobil, nie bylo tak duzo dymu. Widzialam go. – Lisa pokiwala glowa. – Widzialam go – powtorzyla.

– Wiec rozpoznasz sprawce, jesli go ponownie zobaczysz? Lisa zadrzala.

– Tak.

– Ale nigdy przedtem go nie widzialas? W barze albo gdziekolwiek?

– Nie.

– Czy czesto chodzisz do barow, Liso?

– Jasne.

– Barow dla samotnych? Tego rodzaju lokali?

Jeannie nie mogla tego dluzej sluchac.

– Coz to w ogole za pytania?

Takie, jakie zadaje obronca – odparl McHenty.

– Lisa nie jest na rozprawie! Nie jest sprawca, ale ofiara!

– Czy bylas dziewica, Liso?

Jeannie wstala z krzesla.

– Dosyc tego dobrego. Nie wierze, zeby tak to powinno wygladac. Nie wolno panu zadawac takich napastliwych pytan.

– Probuje ustalic, czy jest wiarygodna – oswiadczyl, podnoszac glos McHenty.

– Godzine po tym, jak zostala zgwalcona? Niech pan to sobie wybije z glowy!

– Robie to, co do mnie nalezy.

– Nie wierze, zeby robil pan to, co do pana nalezy. Nie sadze, zeby pan w ogole wiedzial, na czym polega panska praca, McHenty.

Zanim policjant zdazyl odpowiedziec, do pokoju wszedl bez pukania lekarz. Byl mlody i sprawial wrazenie zagonionego i zmeczonego.

– Czy to ten gwalt? – zapytal.

To jest pani Lisa Hoxton – oznajmila lodowatym tonem Jeannie. – Owszem, zostala zgwalcona.

– Musze zrobic wymaz z pochwy.

Byl bezduszny, ale stwarzal przynajmniej pretekst, zeby pozbyc sie McHenty'ego. Jeannie spojrzala na gliniarza. Nie ruszal sie z miejsca, jakby mial zamiar obserwowac pobranie wymazu.

– Zanim pan to zrobi, doktorze – powiedziala – byc moze posterunkowy McHenty zechce nas na chwile opuscic.

Lekarz spojrzal na McHenty'ego. Gliniarz wzruszyl ramionami i wyszedl.

Doktor sciagnal gwaltownym ruchem okrywajace Lise przescieradlo.

– Podciagnij koszule i rozsun szeroko nogi – polecil.

Lisa zaczela plakac.

Jeannie nie mogla w to uwierzyc. Co sie dzialo z tymi facetami?

– Przepraszam pana – odezwala sie glosno.

Lekarz poslal jej niecierpliwe spojrzenie.

– Ma pani jakis problem?

– Czy moglby pan laskawie zwracac sie do niej troche grzeczniej?

Na jego policzkach pojawily sie rumience.

– Mamy w tym szpitalu wiele osob, ktore doznaly powaznych urazow i cierpia na zagrazajace zyciu choroby – oswiadczyl. – W tej chwili na izbie przyjec lezy troje dzieci, ktore wydobyto z rozbitego samochodu i ktore zapewne umra. A pani skarzy sie, ze nie jestem grzeczny dla dziewczyny, ktora poszla do lozka z nieodpowiednim facetem?

Jeannie miala wrazenie, ze ktos zdzielil ja palka w glowe.

– Poszla do lozka z nieodpowiednim facetem? – powtorzyla.

Lisa usiadla na lozku.

– Chce isc do domu – powiedziala.

– Z tego co widze, to chyba najlepszy pomysl – stwierdzila Jeannie. Rozsunela zamek blyskawiczny torby i zaczela wykladac garderobe na lozko.

Doktora na chwile zamurowalo.

– Robcie, jak chcecie – mruknal w koncu gniewnie i wyszedl.

Jeannie i Lisa spojrzaly na siebie.

– Nie potrafie w to wszystko uwierzyc – powiedziala Jeannie.

– Dzieki Bogu, ze juz sobie poszli – szepnela Lisa i wstala z lozka.

Jeannie pomogla jej zdjac szpitalna koszule. Lisa wlozyla szybko swieze ubranie i wsunela na stopy szmaciane buty.

– Odwioze cie do domu – oznajmila Jeannie.

– Czy przenocujesz w moim mieszkaniu? – zapytala Lisa. – Nie chce byc dzis w nocy sama.

– Oczywiscie. Z przyjemnoscia.

Za drzwiami czekal na nie McHenty. Nie byl juz taki pewny siebie. Byc moze zdal sobie sprawe, ze w niewlasciwy sposob prowadzil wywiad.

– Zostalo mi jeszcze kilka pytan – oswiadczyl.

– Wyjezdzamy – odparla spokojnym glosem Jeannie. – Lisa jest zbyt zdenerwowana, zeby mogla na nie teraz odpowiadac.

Gliniarz sprawial wrazenie przestraszonego.

– Musi odpowiedziec. Zlozyla skarge.

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату